Gniew Tiamat. James S.a. Corey

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gniew Tiamat - James S.a. Corey страница 9

Gniew Tiamat - James S.a. Corey

Скачать книгу

przez publiczny korytarz pierścienia mieszkalnego z opuszczoną głową. Podziemie umieściło jej fałszywe dane identyfikacyjne w systemie stacji, żeby jej parametry biometryczne nie wywołały alarmu, ale mimo wszystko pilnowała, żeby się nie wyróżniać, na wypadek gdyby rozpoznał ją ktoś żyjący.

      Spotkanie miało się odbyć w restauracji na najniższym i najbardziej zewnętrznym poziomie pierścienia. Spodziewała się wprowadzenia do magazynu lub chłodni, ale mężczyzna czekający przy drzwiach zaprowadził ją do prywatnej salki restauracyjnej. Wiedziała, że tam są, jeszcze zanim przeszła przez drzwi.

      Bobbie zobaczyła ją pierwsza i wstała z szerokim uśmiechem. Miała na sobie niczym się niewyróżniający kombinezon statkowy bez identyfikatorów i plakietek, ale nosiła go jak mundur. Wstający razem z nią Aleks był ubrany w starszy wzór. Stracił trochę wagi, a pozostałe włosy przyciął krótko. Równie dobrze mógłby być księgowym, jak i generałem. Podeszli do siebie bez słowa, unosząc ręce. Potrójny uścisk z głową Naomi na ramieniu Aleksa i policzkiem Bobbie przy jej. Ciepło ich ciał dawało większy komfort, niż chciałaby się do tego przyznać.

      – Och, do diaska – rzuciła Bobbie – ależ dobrze znowu cię widzieć.

      Zakończyli uścisk i ruszyli do stołu. Czekały na nim trzy szklaneczki i butelka whiskey: jasny i charakterystyczny znak nadchodzących złych wieści. Toast do wzniesienia, pamięć o kimś do uczczenia, kolejna strata odkładająca się na duszy. Naomi zapytała spojrzeniem.

      – Słyszałaś o Avasarali – odpowiedział Aleks.

      Gwałtowną falą przyszła ulga, a po niej wstyd z powodu jej odczuwania. Chodziło tylko o śmierć Avasarali.

      – Słyszałam.

      Bobbie nalała wszystkim po porcji, a potem uniosła swoją szklaneczkę.

      – To była cholernie wielka kobieta. Nie zobaczymy już nikogo takiego.

      Stuknęli się szkłem i Naomi wypiła. Utrata staruszki była bolesna – zapewne dla Bobbie bardziej niż dla pozostałych. Ale jeszcze nie opłakiwali Amosa. Albo Jima.

      – No dobrze – powiedziała Bobbie, odstawiając szklaneczkę. – Jak wygląda życie tajnej generał ruchu oporu?

      – Wolę „tajnej dyplomatki” – odparła Naomi. – I nie robi wielkiego wrażenia.

      – Chwila, chwila – rzucił Aleks. – Nie możemy rozmawiać bez jedzenia. To nie rodzina, jeśli nie ma posiłku.

      Restauracja oferowała dobre menu fusion Pasa i Marsa. Coś nazwanego „białe kibble” miało korzenie w oryginalnej potrawie, ale ze świeżymi warzywami i kiełkami fasoli. Porcje hodowanej w zbiornikach hybrydy wołowiny i wieprzowiny ugotowanej w kształt szalki Petriego, podane z odrobiną sosu ostro-słodkiego. Opierali się na stole tak, jak robili to na Rosynancie w swoich poprzednich wcieleniach.

      Naomi nawet nie wiedziała, jak bardzo brakowało jej śmiechu Bobbie albo sposobu, w jaki Aleks podrzucał na jej talerz kolejną małą porcję czegoś, gdy już prawie skończyła jedzenie. Drobne intymności życia z kimś w ciasnej przestrzeni przez dziesięciolecia. A potem już niemieszkanie tam dalej. Poczułaby smutek, gdyby nie przyjemność przeżywania chwili w ich towarzystwie.

      – Burza jest całkiem dobrze obsadzona – mówiła Bobbie. – Przez jakiś czas martwiłam się, że będą to tylko Pasiarze. No wiecie, w tym dziale Saba ma największe zasoby. Ale dwójka Marsjan kierująca całą załogą ludzi, którzy wciąż nazywają nas wewnętrznymi?

      – To mógłby być problem – zgodziła się Naomi.

      – Saba wyciągnął cały zastęp weteranów FONZ i FMRK – uzupełnił Aleks. – I trochę młodych. Dziwnie jest przebywać z ludźmi w wieku, w którym byłem, gdy odszedłem ze służby. Wiesz, wyglądają jak dzieci. Same gładkie twarze i ciągle tacy poważni.

      Naomi się roześmiała.

      – Wiem. Teraz każdy poniżej czterdziestki wygląda dla mnie jak dziecko.

      – Dobrzy są – wtrąciła Bobbie. – Prowadzę ćwiczenia i symulacje przez cały czas, od kiedy jesteśmy zaparkowani.

      – Doszło do paru bójek – przypomniał Aleks.

      – To tylko nerwy – odparła Bobbie. – Gdy wykonamy misję, te niesnaski się rozejdą.

      Naomi wzięła kolejny kęs białego kibble, żeby nie zmarszczyć brwi. Ale nie zadziałało. Aleks odchrząknął i odezwał się swoim głosem używanym do zmiany tematu:

      – Domyślam się, że wciąż nie ma żadnych wiadomości od wielkoluda?

      Dwa lata temu Saba odkrył możliwość przemycenia na samą Lakonię agenta z kieszonkową bombą jądrową i nadajnikiem zaszyfrowanego sygnału przywołania. Misja niewielkiej szansy na odzyskanie Jima lub zniszczenie dowództwa Lakonii przez odcięcie jej głowy. Saba zapytał Naomi, komu mogłaby zaufać z czymś tak ważnym. Tak niebezpiecznym. Kiedy Amos o tym usłyszał, w ciągu godziny spakował torbę. Od tamtej pory Lakonia wzmocniła systemy obronne. Podziemie straciło większość swojej obecności w układzie Lakonii, a Amos zamilkł.

      Naomi pokręciła głową.

      – Jeszcze nie.

      – No cóż – stwierdził Aleks. – Pewnie już niedługo.

      – Pewnie tak. – Naomi zgodziła się, jak za każdym razem, gdy odbywali tę rozmowę.

      – Napijesz się kawy, Bobbie? – zapytał Aleks. Bobbie pokręciła głową w tej samej chwili, gdy Naomi powiedziała „nie dla mnie”, a Aleks wstał z miejsca. – W takim razie pójdę zapłacić.

      Kiedy zamknęły się za nim drzwi, Naomi się pochyliła. Chciała zatrzymać tę chwilę, by pozostała tym, czym była – ponownym spotkaniem rodziny. Jasnym punktem w ciemności. Chciała, ale nie mogła.

      – Misja z Burzą w układzie Sol to cholerne ryzyko – powiedziała.

      – Ale ma realną szansę ściągnięcia na siebie uwagi – zgodziła się Bobbie, nie nawiązując kontaktu wzrokowego. Mówiła lekkim tonem, ale brzmiało w nim ostrzeżenie. – Wiesz, nie robię tego tylko dla siebie.

      – Saba.

      – I inni.

      – Wciąż wracam myślami do Avasarali – powiedziała Naomi. W butelce zostało jeszcze trochę whiskey, więc nalała sobie na palec. – Była wielką wojowniczką. Nigdy nie cofnęła się przed niczym, nawet gdy już przegrała.

      – Była jedyna w swoim rodzaju – zgodziła się Bobbie.

      – Była wojowniczką, ale nie żołnierką. Zawsze prowadziła w zmaganiach, tylko że robiła to, znajdując inne sposoby na osiągnięcie celu. Sojusze, presja polityczna, handel, logistyka. Jej strategia zawsze zakładała, że przemoc jest ostatecznością.

      – Miała przewagę – zauważyła Bobbie. – Rządziła planetą, podczas gdy my jesteśmy bandą szczurów szukających szczelin w betonie. Będziemy musieli działać

Скачать книгу