To nie jest, do diabła, love story!. Julia Biel
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу To nie jest, do diabła, love story! - Julia Biel страница 16
Po pewnym czasie poczułem, że oddech Elli się wyrównał. Stał się miarowy i spokojny. Zasnęła. Lewą ręką sięgnąłem po telefon, żeby wystukać wiadomość do Adama, ale zmieniłem zdanie.
W pierwszym odruchu chciałem go poprosić, żeby popytał, czy któryś z chłopaków nie zarobił w nos, ale to byłoby jak szukanie igły w stogu siana. Trzeba będzie pogadać z ludźmi jutro w szkole, ostrożnie rozpuścić wici.
Moim zdaniem powinniśmy też pójść do pani Szulc. Dyrektorka już siłą rzeczy została wciągnięta w krucjatę Lily przeciwko Elli, powinna wiedzieć, co się stało. Koniecznie.
Nie byłem dotąd osobą, która przyjaźniła się z nauczycielami, ale cel podobno uświęca środki. A posiadanie sprzymierzeńca na samej górze na pewno nie mogło zaszkodzić.
Kiedy Ella się przebudziła, dochodziła północ. Już wcześniej dałem Jodzie znać, co się wydarzyło, i że zostanę z Nutellą. Chciałem ją przenieść do łóżka, ale uparła się, że skoro i tak musi skorzystać z toalety, to weźmie paracetamol i umyje zęby. Kiedy poszedłem z nią do łazienki, ze zdziwieniem znalazłem w kubeczku pojedynczą szczoteczkę, którą mi dała ostatnio.
Na widok mojego pytającego spojrzenia odparła, wzruszając ramionami:
– No co, wiedziałam, że prędzej czy później cię tu przywieje. To była tylko kwestia czasu. A skoro tak, to było jasne, że ta szczoteczka jeszcze ci się przyda, no nie?
Ona myła zęby oczywiście elektryczną, tego też się mogłem spodziewać. Ameryka była bliżej, niż mi się wydawało.
Kiedy wyciągnęliśmy się na jej łóżku i kiedy splotłem jej palce z moimi, ponownie czując wdzięczność wobec losu, że nic gorszego niż jedna rana cięta jej się nie przytrafiło, postanowiłem ją zapytać o USA.
– Gdybyś miała opowiedzieć w kilku zdaniach o najdziwniejszych rzeczach, które mogą mnie zaskoczyć w Ameryce, to co byś wymieniła? – Nie chciałem jej tylko zagadać i odwrócić jej myśli od dzisiejszej napaści, ale byłem szczerze ciekaw, co odpowie.
– Oprócz tego, że wszystkie banknoty są zielone?
– Czy ty myślisz tylko o pieniądzach? – Dałem jej lekkiego prztyczka w nos.
– Nie tylko. – Ucałowała opuszki moich palców, delikatnie i przelotnie, a mimo to byłem przekonany, że była to najbardziej podniecająca rzecz, jaka mi się w życiu zdarzyła. – Ale nie wiem, czy w jakimkolwiek innym państwie na świecie jest podobnie. Tam w każdym razie naprawdę płaci się zielonymi. Choć od jakiegoś czasu w różnych odcieniach.
– Okej, co jeszcze?
– Ceny są zwariowane.
– Ty dalej o pieniądzach? – Tym razem to ja ucałowałem ją w grzbiet dłoni. – Masz na myśli fakt, że tam jest drogo?
– Nie, chodzi mi o to, że często podatek nie jest wliczony w cenę, więc nie ma co przychodzić z odliczoną kwotą. Nigdy nie wiadomo, ile naprawdę trzeba będzie zapłacić, bo zawsze coś doliczą. Poza tym nawet gdyby człowiek chciał zapamiętać zasady, to w każdym stanie jest inaczej, więc to przegrana sprawa.
– Okeeej…
– Niesamowite jest to, że w każdym domu, biurze, warsztacie, na stacji benzynowej czy w przyczepie jest przelewowy ekspres do kawy.
– Dlatego ci tam tak dobrze?
Uśmiechnęła się.
– Widzę, że naprawdę doskonale mnie znasz… – Przysunęła sobie moją dłoń i analizowała skórę. Kiedy znalazła małą bliznę, złożyła na niej pocałunek i kontynuowała: – Pewnie widziałeś na filmach wszechobecne czerwone plastikowe kubeczki. Są wszędzie, na każdej imprezie. No i drzwi w publicznych toaletach są dość… krótkie. To znaczy między drzwiami a podłogą jest spora szczelina i znacznie więcej przez nią widać niż u nas.
– Do pasa?
Uderzyła mnie w mostek.
– Panie Meller, pana zboczona natura kiedyś wpędzi kogoś do grobu. Na przykład mnie. No więc nie do pasa, ale gdzieś tak do kolan. Poza tym wszystko jest smażone w głębokim tłuszczu, wszędzie trzeba dawać napiwki, i to duże! Wszyscy mają klimę, w pracy i w domu. I wszyscy się uśmiechają. Naprawdę. To dość ożywcze po wyjeździe z Polski.
– Podoba mi się ta wizja – przyznałem.
– Ale bywa, że napiwki sięgają dwudziestu pięciu, a nawet trzydziestu procent, wyobrażasz sobie? Jeśli dasz nasze zwyczajowe polskie dziesięć, możesz kogoś obrazić! – Uwielbiałem jej słuchać, uświadomiłem sobie, że mógłbym tak spędzić co najmniej tydzień, patrząc na światła przesuwające się w ciemności po suficie i dotykając jej aksamitnej dłoni. – Zawsze mi się podobało, że na paragonie są najczęściej podane schodki do wyboru. Piętnaście procent to taka kwota, dwadzieścia to tyle, a dwadzieścia pięć tyle. You decide.
– Czuję się zaszczycony, panno Beck, że wybrała mnie pani na swoją osobę towarzyszącą na wesele Amber. Już nic mnie nie powstrzyma przed wybraniem się tam z panią. – Chciałem, żeby moje wyznanie zabrzmiało mniej poważnie, ale z wrażenia aż ścisnęło mnie w piersi.
– Nawet Robert Beck?
– Nawet Robert Beck.
– Nawet służby konsularne? Ani celne?
– No dobra, cofam to. Spłyciła to pani, ale niech będzie. Przed wylotem z panią na wesele w kwietniu powstrzyma mnie tylko i wyłącznie problem na oficjalnej stronie ESTA, pracownik imigracyjny, celnik, pies celnika, amerykańska ciężarówka, która mnie przejedzie na miejscu. Zadowolona?
Zamiast odpowiedzi uniosła się na łokciu i musnęła moje usta swoimi kształtnymi wargami.
– Myślę, że to wyczerpuje top five listy zagrożeń, panie Meller.
Po tych słowach odwróciła się i położyła na lewym boku, oszczędzając prawe ramię, a ja przyciągnąłem ją do siebie i niesłychanie delikatnie objąłem w pasie.
Czułem, że chciałbym ją uchronić przed wszystkimi durnymi Lilianami tego świata, a jednocześnie byłem niesłychanie dumny, że samodzielnie się wyswobodziła, zraniła napastnika i uciekła.
Bałem się, że skoro mieszka tu sama, teoretycznie ktoś mógłby się tu włamać i ją skrzywdzić… Zacisnąłem powieki, aż zabolało. Może jednak powinienem pożyczyć jej rottweilera. Albo lepiej… przeprowadzić się do niej ze Zmorą… Ech, pomarzyć dobra rzecz.
I wdychając zapach róż i cytrusów, odpłynąłem wraz z Nutellą w ramiona Morfeusza, mając nadzieję, że noc będzie trwała wiecznie.
• • •
W czwartek pani Szulc przyjęła moje rewelacje z ostrożnością typową