To nie jest, do diabła, love story!. Julia Biel
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу To nie jest, do diabła, love story! - Julia Biel страница 13
pisze…
O Jezu, teraz mnie wyśmiejesz, że mam sny o tym, jak zaimponować dziewczynie, ale wybacz, z Tobą naprawdę nie jest łatwo.
W pierwszej chwili nawet chciałam rzucić żar tę żartem,
ale zamiast się wygłupiać, napiszę szczerze.
To cudowny sen i bardzo Ci za niego dziękuję!
Znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny i wiesz,
że dobra kawa to klucz do mojego serca!
Zaimponował mi Pan, Panie Meller!
Jeśli kiedyś powstanie wynalazek,
dzięki któremu będę mogła podłączać się do Twoich snów,
zapłacę każde pieniądze!
Myślę, że szybko zażądałabyś zwrotu.
Masz w głowie aż takie porno???
Znudziłoby Ci się śnić o sobie samej.
Proszę bardzo. Teraz już wiedziała, że miałem na jej punkcie obsesję. Że zdrowo mnie siekło, jak określiła to niedawno moja mama.
Ella:
Brakowało mi w życiu kogoś takiego jak Ty.
Jonasz:
Spoiler alert: jestem tylko jeden, nie masz co szukać zamienników.
Zawsze wiedziałam, że moje życie było puste i bezbarwne.
Teraz wiem, że brakowało w nim Ciebie.
Kolorowa bielizna dużo zmienia.
Nosisz kolorową bieliznę?
Chcesz się przekonać?
Może kiedyś…
Nie zamykam się na żadne scenariusze.
No to mam po co żyć
Jesteśmy w kontakcie.
Dobranoc, śpij dobrze.
Mówi się w touchu.
Jesteśmy w taczu.
Ty też.
Wolę być w kontakcie.
W full kontakcie.
Teraz na pewno nie zasnę xxx
Zmora przeciągnęła się na łóżku, niemal mnie z niego zrzucając, i głębokim mruknięciem dała mi do zrozumienia, żebym przestał ją oślepiać tym wkurzającym blaskiem wyświetlacza.
Posłuchałem.
Ella Beck <[email protected]>
To: Judy Beck <[email protected]>
Sent: Wednesday, December 18, 2019 06:14 PM
Subject: RE: Choroba taty
Droga Mamo! Cześć!
Gratuluję nominacji dla najgorszej matki wszech czasów! Przykro mi, że tata zachorował, ale wiesz, podobno złego diabli nie biorą. Nie martw się, bo ja się nie martwię. Nic a nic. I zupełnie się nie przejmuj, że nie możecie przylecieć na święta, ani przez chwilę tego nie zakładałam, rodzice Jonasza mnie zaprosili. Nie, nie zaprosili. Więc na pewno nie spędzę Wigilii sama, a jednak!, a poza tym w drugi dzień świąt i tak wyjeżdżamy na Słowację na sylwestra.
Pozdrów tatę, niech mu grypa lekką będzie! Ha! Tego nie zamierzam usunąć!
Ella
Skończyłam pisać mejla w szkolnej bibliotece i zerknęłam na zegarek. Próby przedstawienia klas maturalnych ciągnęły się w nieskończoność. Kiedy wczoraj podejrzałam fragment, doszłam do wniosku, że scenarzyści pisali tekst w jakimś pijackim półśnie, bo wszystko sprawiało wrażenie onirycznych bredni. Można było się pokusić o hipotezę, że to będzie opowieść o narodzinach Dzieciątka Jezus w połączeniu z elementami Gwiezdnych Wojen i Baśni braci Grimm. Serio. Efekt był dokładnie taki, jak się wydaje. Groch z kapustą w świątecznym pozłotku. Sreberku.
Ucieszyłam się, że jutro odbędzie się próba generalna, a pojutrze, w piątek, sztuka przez duże SZ ujrzy światło dzienne. Potem wszyscy, uczniowie i nauczyciele, do czwartku drugiego stycznia będą mieli dosyć czasu, żeby dojść do siebie po przeżyciach artystycznych i osiągniętym katharsis wyższego stopnia.
Westchnęłam i napisałam wiadomość do mojego ulubionego Mellera:
Ella:
Jak myślisz, długo jeszcze?
Jonasz:
Mam nadzieję, że całą wieczność,
mam wobec Ciebie pewne plany.
Probówka PRÓBA!
Kwadrans maks.
Idę do Żabki, będę czekać pod bramą szkoły, OK?
Tylko nie pij z menelami!
Jesteś niepoprawny.
I za to mnie uwielbiasz.
Nie mam wyjścia! Pa!
Pa!
Osiemnasta w grudniu to nie jest najlepsza pora na wieczorny spacer dla nastoletniej dziewczyny, ale po pierwsze, Żabka znajdowała się niedaleko, a po drugie, chciałam tylko wyskoczyć po karmelowe cukierki o nazwie Meller. Kiedy je ostatnio zauważyłam, pomyślałam, że idealnie się nadają do tego, żeby podarować je Jonaszowi. Dominik przywiózł mi z Berlina piwo Beck’s, więc przyszło mi do głowy, że być może usiądziemy z Jonaszem u mnie, żeby coś obejrzeć, i będziemy popijać becka, zagryzając mellerami.
Miałam nadzieję, że Jonasz zasypie mnie sprośnymi żartami i postanowiłam przygotować kilka własnych.
Kiedy szłam z powrotem w kierunku szkoły z trzema opakowaniami cukierków firmy Meller i rozmyślałam nad zabawnymi ripostami, po kilku metrach poczułam, jak zaciska się wokół moich ramion żelazna obręcz. W ułamku sekundy zrozumiałam, że to nie jest mój Meller i że sytuacja ani trochę nie przypomina romantycznej. Spróbowałam krzyknąć, ale nieznajomy zatkał mi usta skórzaną rękawiczką i odciągnął w boczną uliczkę pogrążoną w słabym świetle latarni.
– Słodka jesteś, kiedy się boisz