Między ustami a brzegiem pucharu. Rodziewiczówna Maria
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Między ustami a brzegiem pucharu - Rodziewiczówna Maria страница 9
– Więc cóż, zgoda? – spytała ciocia Dora, wstając na wpół.
Hrabia się przeciągnął, ulokował wygodniej na kanapie i ziewnął nieznacznie.
– Proszę mi powiedzieć, ciociu, skąd ten gust do swatania? Ojciec mój nie był szczęśliwy w małżeństwie.
– Źle wybrał, źle wybrał! Nie słuchał mnie! – wołała żywo.
– Ciocia sama nigdy nie była zamężna…
– Ach, co tam mnie wspominać!
– Bo ciocia jest dla mnie ideałem. Ożenię się z ciocią albo z nikim. To moje ostatnie słowo!
Na to niespodziewane zakończenie staruszka podskoczyła w fotelu, poczerwieniała i zbladła, upuściła z rąk robotę.
– Wentzel! – zawołała zgorszona.
– Tak jest, ciociu! Tod oder Turandot69! Bezkarnie się nie obcuje z ideałem. Przysięgałem sobie ciocię zbałamucić: to mój cel i marzenie.
Panna Dora poczęła dygotać jak w febrze. Trzęsły się jej siwe loki i bezzębne usta, i ręce obciągnięte70.
– Fi, fi, fi! – zawołała zdyszana. – Oto za moje starania i poświęcenia! Wstydź się, takie słowa do mnie… Żaden mężczyzna nie śmiał! Fe, obraza boska! Jesteś doprawdy zuchwalec, lekkomyślny młodzik! Umywam ręce. Bóg świadkiem, chciałam cię ratować, zatrzymać na drodze do zatracenia. Pozwalasz sobie na nieprzystojne rozmowy… fi, szkaradne! I ty mówisz o marzeniu! Kłamstwo! Ty nie wiesz, co to marzenie!
Podczas tego wybuchu panna Dorota cofała się do drzwi. Przy ostatnich słowach znikła za portierą, żegnając zuchwalca ruchem pełnym wzgardy. Pozostał sam.
Pusty śmiech, który hamował całą siłą, rozrywał mu piersi. Wychylił się za okno i puścił wodze wesołości.
– A to mi się udało! Ciocia wyperswaduje sobie matrymonialne zaczepki. Cha, cha, cha! Przebiła się własnym ostrzem! Przysięgnę, że uwierzyła w połowie i będzie mnie unikała jak złego ducha. Drzwi zatarasuje! Co za oburzenie niebotyczne! A ten gest ostatni: „Ty nie wiesz, co to marzenie!”. Spojrzysz, już ją masz! Kto mnie miał czułości i sentymentalizmu nauczyć?
Rozejrzał się po niebie i ziemi. Błyszczące w księżycu fale rzeki wzbudziły obraz jasnowłosej czarodziejki.
– Pięknie by mnie Aurora przyjęła, gdybym jej marzenie zaproponował; albo Lidia czy baronowa Liza! Miałbym się z pyszna! Cha, cha! No, spaliłem mosty za sobą. Nie pokazywać mi się przed oczy cioci! Cóż robić teraz?
Znowu spojrzał w nocny krajobraz i półgłosem nucić począł:
Zum Rhein, zum Rhein, zum deutschen Rhein,
Wer will des Stromes Hüter sein!
Lieb Vaterland, magst ruhig sein,
Fest steht und treu die Wacht am Rhein 71!
– Istotnie, siedzę tu jak szyldwach w tym zamczysku! Do diabła patriotyzm! Zostawię posterunek cioci w wierne ręce! A żeby też spróbować szczęścia na tamtym brzegu. Hm… piękna nieznajoma, kto wie, czy nie sprzeniewierzy się swej nienawiści. Byle ją odszukać. Urban!
Factotum 72 wyrosło73 jak spod ziemi.
– Pakować! Jutro jedziemy do Kolonii.
Wentzla czyn od myśli był bardzo niedaleko.
Nazajutrz ciocia Dora otrzymała przez lokaja wonny opoponaksem74 bilecik hrabiego:
„Ze skrwawionym sercem i rozdartą duszą odjeżdżam! Tak srogiego wyroku znieść nie jestem w stanie. Słowa cioci były płomieniem, co mi duszę oczyścił. Będę się uczył marzyć, działać i pokutować. Jeżeli nie wrócę więcej, to proszę mnie w swych modłach nie omijać. Odjeżdżam złamany, z rozpaczą w sercu.
– Co to jest? – wrzasnęła staruszka. – Gdzie hrabia?
– Wyjechał dziś rano – oznajmił sługa.
– W którą stronę?
– Na stację kolei. Konie już wróciły.
– Oh, Herr Jesu! Okropność! Gdzie Urban?…
– I Urbana nie ma.
– Niech Fryc siodła! Pojedzie do majora. Dam mu list.
Goniec poleciał cwałem. Pod wieczór major się zjawił, cały wzburzony.
– Alle Wetter75! – klął na wstępie. – Cóż to znowu przystąpiło do tego junkra!
– Ach, majorze, straszny cios nas dotknął…
– Do rzeczy, do rzeczy! Krótko i węzłowato! Pani pewnie coś zmalowała nie w porę?
– Ale gdzież tam! – panna Dorota załamała ręce. – Przemówiłam do jego rozsądku i serca o naszej Emilci.
– No, a on co na to? Uciekł, der Schurke76.
– Uciekł dzisiaj, a wczoraj… a wczoraj…
– Cóż wczoraj?
– Wczoraj oświadczył się o mnie!
– Potztausend77! Zwariował! – huknął major, wytrzeszczając oczy.
– Zwariował – potwierdziła cicho jak tchnienie skonfundowana panna Dorota.
– A to nam się udało! Gdzież pojechał?
– Nie wiem! Straciłam głowę!
– W to wierzę, schwere Not78! A to kawał wisielca! Zostawił list może? Cóż tam stoi?
– Przeprasza, obiecuje poprawę i zmianę. Prosi o modły.
– Tfu! Może obiecuje do klasztoru wstąpić? Będzie się biczował w Biarritz przy hrabinie Aurorze! Halunke79!
– Majorze! Co za mowa nieprzystojna! Kto wie, kiedy dobre natchnienie ogarnie człowieka?
– Co mi pani bredzi! Wentzel urodził się na wisielca i będzie wisiał. Natchnienie… to mi się podoba. No, teraz go straciliśmy na wieki! Taki piękny
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79