TELEFON OD ANIOŁA. Guillaume Musso
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу TELEFON OD ANIOŁA - Guillaume Musso страница 15
Kiedy została sama, gorączkowo chwyciła telefon Jonathana i włączyła go. Oto, co przeczytała:
Droga Madeline,
jeśli to może zaspokoić Pani ciekawość:
1. Nawet jeśli kiedyś tak mnie nazwano, już od dawna nie jestem „najlepszym kucharzem świata”. Powiedzmy, że straciłem natchnienie i pasję, pozwalające na tworzenie nowych dań. Niemniej, jeśli wpadnie Pani do San Francisco, oczywiście z Pani ukochanym Raphaëlem, zapraszam was oboje na stek z frytkami do naszej restauracji. Mamy doskonałe żeberka, miękkie i smakowite, a nasze frytki to tak naprawdę ziemniaki podsmażane z czosnkiem, bazylią i pietruszką. Są to zresztą belles de Fontenay uprawiane w niewielkich ilościach przez miejscowego producenta. Wszyscy nasi klienci je uwielbiają, gdyż są podsmażone akurat tyle, ile trzeba, i rozpływają się w ustach.
2. To prawda, że jest czwarta rano, a ja jeszcze nie śpię. Jaki jest tego powód? Konkretnie dwa problemy, których nie jestem w stanie rozwiązać i o których nie mogę przestać myśleć.
3. Nie Pani interes!
*
Takumi wszedł do swojej ulubionej restauracyjki przy rue d’Odessa. Przywitał się z właścicielem i usiadł w głębi drugiej sali, cichszej i mniej uczęszczanej. Zamówił napoleonkę przekładaną pomidorami i kozim twarożkiem, specjalność zakładu, którą odkrył dzięki Madeline. Czekając na przystawkę, wyjął z torby słowniczek, żeby znaleźć znaczenie słowa „pożądliwie”, które odkrył z zażenowaniem. Nagle zupełnie irracjonalnie wydało mu się, że klienci restauracji patrzą na niego oskarżycielsko. Madeline bardzo lubiła go prowokować i zbijać z tropu. Żałował, że traktuje go bardziej jak dziecko aniżeli prawdziwego mężczyznę. Ta kobieta fascynowała go. Była jak tajemniczy kwiat. Najczęściej przedstawiała sobą „wielkie słońce”: twarz okalały jasne jak słonecznik włosy, a z całej postaci emanowały światło, pewność siebie i entuzjazm. Ale czasem mogła być tajemnicza i smutna, a wówczas kojarzyła się Takumiemu z czarnym storczykiem: rzadkim, poszukiwanym przez zbieraczy kwiatem, który rozkwitał pod palmami Madagaskaru w samym środku zimy.
*
Madeline znów przeszkodził kolejny klient. Musiała przerwać pisanie e-maila i schować telefon do kieszonki fartucha. Do kwiaciarni wszedł młody chłopak, piętnasto-, może siedemnastoletni. Wyglądał jak hipster, takich widziało się przed bramami liceów w eleganckich dzielnicach: ubrany był w converse’y, dżinsy rurki, białą koszulę, markową wciętą marynarkę, a włosy miał w artystycznym nieładzie.
– Czym mogę służyć?
– Eee… Chciałbym kupić kwiaty… – odpowiedział nastolatek, kładąc na krześle futerał gitary.
– To dobrze pan trafił. Gdyby pan chciał świeże bułeczki, byłoby mi trudniej zrealizować pana zamówienie.
– Eee?
– Nieważne. Bukiet okrągły, krótki czy kwiaty z długimi łodygami?
– Właściwie nie wiem.
– Jasny czy kolorowy?
– Eee? – powtórzył nastolatek, jakby mówiła do niego w nieznanym języku.
Nie najbłyskotliwszy przedstawiciel swojego pokolenia… – pomyślała Madeline, starając się zachować spokój i uśmiech.
– A czy wie pan, ile pieniędzy chciałby pan przeznaczyć na ten zakup?
– Nie mam pojęcia. Myśli pani, że trzysta euro wystarczy na coś przyzwoitego?
Tym razem nie mogła powstrzymać westchnienia. Nie cierpiała ludzi, którzy nie znali wartości pieniądza. W sekundę stanęły jej przed oczami obrazki z dzieciństwa: okres, kiedy ojciec był bezrobotny, to, jak poświęcała się jej rodzina, żeby ona mogła studiować… Jak mogła istnieć tak wielka przepaść między tym chłopakiem urodzonym ze srebrną łyżeczką w ustach a tą dziewczyną, którą ona kiedyś była?
– Słuchaj, nie potrzebujesz aż trzystu euro, żeby kupić bukiet kwiatów, w każdym razie nie w mojej kwiaciarni, zrozumiałeś?
– Taaa… – wymamrotał.
– Dla kogo ma być ten bukiet?
– Dla pewnej pani.
Madeline wzniosła oczy do nieba.
– Dla twojej matki czy dla koleżanki?
– Tak naprawdę dla koleżanki mojej matki – odpowiedział chłopiec, tym razem lekko zawstydzony.
– Dobrze. A jaką informację chcesz przekazać za pomocą tego bukietu?
– Informację?
– Dlaczego dajesz jej kwiaty? Chcesz jej podziękować za sweter, który kupiła ci na urodziny, czy też chcesz jej dać do zrozumienia coś innego?
– Uch… Raczej coś innego.
– O rany, zgłupiałeś z miłości czy zawsze jesteś taki? – Madeline pokręciła głową zniecierpliwiona.
Nastolatek zignorował to pytanie. Madeline odeszła w głąb sklepu i zaczęła komponować bukiet.
– Jak masz na imię? – spytała chłopca.
– Jeremy.
– A ile lat ma ta koleżanka twojej mamy?
– Ee… W każdym razie jest starsza od pani.
– A ja według ciebie ile mam lat?
Chłopak znów zamilkł. Może nie był tak głupi, na jakiego wyglądał.
– Dobrze, nie zasługujesz na to, ale zrobiłam ci śliczny bukiet z moich ulubionych kwiatów: fiołków z Tuluzy. Jest prosty, wymowny i elegancki.
– Rzeczywiście jest bardzo ładny – zgodził się chłopak. – A co znaczy w języku kwiatów?
– Odpuść sobie język kwiatów. Ofiaruj to, co się tobie najbardziej podoba, to wszystko.
– Ale naprawdę, proszę mi powiedzieć!
Madeline udała, że się zastanawia.
– W tym, co nazywasz „językiem kwiatów”, fiołek reprezentuje skromność i nieśmiałość, ale jednocześnie oznacza sekretną miłość, więc jeśli nie chcesz, żeby twój bukiet był dwuznaczny, mogę ci zrobić inny, z róż.
– Nie, fiołki bardzo mi odpowiadają. – Chłopak uśmiechnął się szeroko.
Zapłacił i wychodząc, podziękował za rady.
Madeline, nareszcie sama, natychmiast wróciła