TELEFON OD ANIOŁA. Guillaume Musso

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу TELEFON OD ANIOŁA - Guillaume Musso страница 14

TELEFON OD ANIOŁA - Guillaume Musso

Скачать книгу

Francisco, środek nocy

      Jonathan pociągnął zdecydowanym ruchem za łańcuszek, który włączał neonowe światło nad lustrem w łazience. Nie mógł zasnąć. Był zdenerwowany i bolał go brzuch, od czasu kiedy napił się tego cholernego wina. W bladym świetle łazienki zaczął grzebać w apteczce, szukając czegoś na uspokojenie i czegoś dodatkowego przeciw bólom brzucha. Znalazłszy obydwie pastylki, skierował się do kuchni, żeby popić je łykiem wody mineralnej.

      W domu panowała cisza. Marcus, Charly i nawet Borys od dawna już spali. Odsuwane do góry okno było uchylone, ale dom się jakoś nie oziębił. Zerwał się ciepły wiatr, poruszając delikatnie bambusowym dzwonkiem, a blask księżyca przedostał się przez szybę i oświetlał ekran telefonu ładującego się na blacie baru. Jonathan nie mógł się powstrzymać: nacisnął guzik i aparat natychmiast zaświecił jasnym kryształowym światłem. Mała czerwona kropka zawiadamiała, że Madeline dostała nową pocztę. Szósty zmysł i ciekawość zmusiły Jonathana do kliknięcia na odpowiednią ikonę i przeczytania wiadomości. Została wysłana dziesięć minut wcześniej i, rzecz zaskakująca, przeznaczona była dla niego.

      *

      Drogi Jonathanie (oszczędźmy sobie formy „Panie Lempereur” i „Pani Greene”, dobrze? W końcu, jeśli ma Pan tupet, żeby czytać moją pocztę, musiał Pan już obejrzeć moje zdjęcia i pewnie się Pan oblizał na widok tych kilku „artystycznych”. Ma Pan więc skłonności perwersyjne, ale to Pana sprawa. Bardzo proszę jednak, żeby Pan nie umieszczał ich na Facebooku, ponieważ nie jestem pewna, czy to spodobałoby się mojemu przyszłemu mężowi).

      Drogi Jonathanie, korzystam z przerwy na lunch (no tak, w Paryżu już minęła dwunasta w południe), żeby do Pana napisać. Jem kanapkę z rillettes z Mans, starannie przygotowaną przez Pierre’a & Paula, znakomitych członków Rycerskiego Bractwa Rillettes z departamentu Sarthe i rzemieślników piekarzy, których piekarnia znajduje się naprzeciwko mojej kwiaciarni. Siedzę sobie na słońcu u nich w barze. Usta mam pełne doskonałej wędliny, sweter obsypany okruchami pieczywa, a ekran Pańskiego pięknego telefonu jest cały tłusty. Nie jest to zbyt eleganckie, zgadzam się, lecz jaką mi sprawia frajdę! No, ale przecież Pana nie muszę przekonywać o wspaniałych stronach jedzenia!

      Więc, drogi Jonathanie, wysyłam tę wiadomość, żeby Pana poinformować o dwóch rzeczach, jednej przyjemnej, drugiej nie. Zacznijmy od nieprzyjemnej: jak Pan zapewne wie, zaczęły się ferie szkolne i nasza piękna Francja została sparaliżowana przez strajk. Lotniska, autostrady, transport, poczta – wszystko stoi zablokowane. Mój młody asystent Takumi przekonał się o tym na własnej skórze, gdyż pocałował klamkę na poczcie na boulevard Montparnasse, więc na razie nie mogę wysłać Pańskiego telefonu.

      Reakcja Jonathana nie dała na siebie czekać. Dwanaście minut później poszła do Madeline następująca wiadomość:

      Drwi sobie Pani ze mnie? Co to za historia ze strajkiem?!

      Jeśli ona mu nie wyśle telefonu, to on jej też nie odeśle!

      Trzydzieści sekund później Madeline przysłała te słowa:

      Jeszcze jest Pan na nogach? Czy Pan nigdy nie śpi, Jonathanie? Czy przypadkiem to brak snu nie jest źródłem Pańskiej ciągłej irytacji i złego humoru?

      Jonathan westchnął i odpisał:

      Ale obiecała mi Pani również przyjemną wiadomość…

      Madeline, poprawiwszy się na barowym stołku, połknęła ostatni kęs kanapki i napisała:

      To prawda, oto ona: mimo zimna i strajków w Paryżu jest bardzo piękna pogoda.

      Odpowiedź nadeszła od razu:

      Tym razem już nie mam wątpliwości, że Pani sobie ze mnie drwi.

      Mimo niepokoju nie mogła powstrzymać uśmiechu. Strajk służb publicznych martwił ją: niemożność odesłania telefonu właścicielowi wzmagała poczucie winy, którego chciała się pozbyć. Czy powinna zawiadomić Jonathana o wiadomości od byłej żony, która dzwoniła z Nowego Jorku, błagając, żeby do niej wrócił? Madeline było przykro, że niechcący wpływa na los tej pary.

      Zamówiła drugi kieliszek wina. Wypiła go, obserwując przez szybę przechodniów i przejeżdżające samochody. Na rue Delambre, niedaleko uczęszczanych lokali i sklepów, panował w ten ostatni weekend przedświątecznych zakupów wielki ruch. Aż w głowie się kręciło na widok tłumu kłębiącego się na zalanych słońcem chodnikach, tych wszystkich wciętych płaszczyków eleganckich paryżanek, puchowych kurtek młodzieży, kolorowych szalików i czapeczek dzieci, stukotu obcasów i parujących na zimnie oddechów.

      Madeline wypiła ostatni łyk wina. Trochę kręciło jej się w głowie, kiedy zaczęła wystukiwać ostatnią wiadomość do Jonathana.

      Drogi Jonathanie,

      jest pierwsza po południu. Kończy się moja przerwa na lunch – i tym lepiej, bo jeśli jeszcze chwilę tu posiedzę, złamię się i zamówię ich fantastyczny torcik śliwkowy z lodami i tak dalej. Prawdziwy odlot, zapewniam, ale jest to pokusa, której nie byłoby rozsądnie ulec na niecały tydzień przed Wigilią, chyba się Pan ze mną zgodzi.

      Bardzo mi było miło porozmawiać z Panem, mimo Pańskiego złego humoru, malkontenctwa i zrzędliwości, które to cechy, o ile się zorientowałam, stanowią rodzaj „znaku firmowego” i z pewnością znajdują swoje amatorki. Zanim się z Panem pożegnam, proszę pozwolić mi zaspokoić ciekawość trzema pytaniami:

      1. Dlaczego ten, który miał być „najlepszym kucharzem świata”, podaje dziś befsztyk z frytkami w zwykłej dzielnicowej knajpie?

      2. Dlaczego Pan nie śpi o czwartej nad ranem?

      3. Czy kocha Pan jeszcze swoją byłą żonę?

      *

      Madeline nacisnęła klawisz „wyślij” i w tym momencie uświadomiła sobie, jakie głupstwo robi. Ale już było za późno…

      Wyszła z lokalu Pierre & Paul i przeszła przez ulicę, wciąż na lekkim rauszu.

      – Hej, uważaj, jak chodzisz, kretynko! – rzucił w jej kierunku młody elegancik z grzywką spadającą na oczy, który o mało nie wjechał na nią rowerem.

      Madeline, żeby uniknąć zderzenia, cofnęła się gwałtownie, ale w tym momencie usłyszała klakson samochodu terenowego, który starał się wyprzedzić rower z prawej. Przestraszona, ledwo uciekła przed terenówką i wskakując na przeciwległy chodnik, złamała obcas.

      – Cholera! – zaklęła, przekraczając próg kwiaciarni. Wreszcie jest z powrotem w swoim Jardin Extraordinaire! Uwielbia Paryż, ale zdecydowanie nienawidzi paryżan!

      – Wszystko w porządku, proszę pani? – spytał Takumi, widząc spanikowaną Madeline.

      – Coś nie tak z twoją pamięcią! – rzuciła do asystenta, żeby odzyskać pewność siebie.

      – Przepraszam… Wszystko w porządku, Madeline? – poprawił się Japończyk.

      – Tak, to tylko ten cholerny obcas…

      Nie

Скачать книгу