Dżinsy i koronki. Diana Palmer
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dżinsy i koronki - Diana Palmer страница 5
Bess zmarszczyła czoło. Ojciec musiał mieć poważne kłopoty.
– Mogę jakoś pomóc, tato?
– Skąd, kochanie, ale dziękuję za dobre chęci.
– Mama też się tym przejmuje – powiedziała z wahaniem.
– Tak, choć na swój sposób. Na początku liczyłem, że z jej strony to prawdziwa miłość, a nie pogoń za lepszym życiem, ale z czasem zadowoliłem się przyjaźnią. Nasze małżeństwo nie należało do najbardziej udanych, ale daję ci słowo, że kochałem ją za nas oboje. I wciąż ją kocham – dodał z pełnym zadumy uśmiechem.
Milczała przez chwilę, po czym oznajmiła:
– Nita chce, żebym poleciała z nią na Karaiby.
– Twoja matka dostanie szału.
– Tak, wiem. Zresztą i tak nie mam ochoty nigdzie wyjeżdżać.
– Przeciwnie, masz ochotę – stanowczo stwierdził Frank Samson. – A przede wszystkim masz prawo do własnego życia. Niestety twoja matka nie zdaje sobie sprawy, jaka jest zaborcza. Prowadza cię na smyczy jak szczeniaka, a ty jej na to pozwalasz. – Wycelował w nią palec. – Jesteś już dorosła, więc nie zgadzaj się, by wciąż tobą dyrygowała.
– Ona chce dobrze – powiedziała Bess niepewnie.
– Dobrze, powiadasz… Po prostu nie zwlekaj z tym, córeczko. Rodzice nawet nie zdają sobie sprawy, jak bardzo krzywdzą swoje dzieci.
– Mnie nikt nie skrzywdził – zaprotestowała, chociaż nie była to prawda. Pragnęła Cade’a, a jej matka stanęłaby na głowie, żeby do tego nie dopuścić, gdyby tylko wiedziała o sile jej uczuć.
– Gdzie ty się podziewałaś, na litość boską?! – burknęła ze złością Gussie Samson, schodząc na parter. Miała na sobie delikatnie tkany białokremowy wełniany żakiet z różowymi dodatkami. Farbowane blond włosy utrefiła w elegancką fryzurę, a makijaż był nieskazitelny. Za młodu Gussie Granger Samson miała krótki epizod sceniczny. Grała role drugoplanowe, głównej nigdy nie dostała, ale zachowywała się jak prawdziwa gwiazda i dbała o najmniejsze szczegóły swojego image’u.
– Wpadłam do Lariatu powiedzieć Elise, że kilka cieląt uciekło przez płot – odparła Bess.
– I domyślam się, że Cade był akurat w domu. – Gussie przeszyła ją wściekłym spojrzeniem.
– Nie, Cade’a nie było – odrzekła Bess spokojnie.
– Nie życzę sobie, żebyś zadawała się z tym człowiekiem. – Gussie sapnęła gniewnie. – To zwykły pastuch…
– To zdolny, inteligentny mężczyzna z wielkim potencjałem – przerwał jej Frank, obejmując ją ramieniem. – Przestań się go czepiać. Wszystko to już przeszłość, pamiętasz? Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr.
Gussie speszyła się, zerknęła na Bess i szybko rzuciła do męża:
– Było, minęło. Idziemy?
Bess nic nie zrozumiała z tej wymiany zdań. Pomyślała, że chyba jednak nie zna swoich rodziców, a już szczególnie matki. Nie zwykła jednak wścibiać nosa w cudze sprawy, więc tylko uśmiechnęła się i poszła na górę, żeby się przebrać.
Tej nocy podsłuchała kłótnię rodziców. Poszło im o pieniądze i chociaż szybko się pogodzili, to Bess nie potrafiła o tym zapomnieć. Następnego dnia wieczorem jej ojca odwiedził jakiś mężczyzna.
– Kto to? – zaciekawiona spytała matkę.
– Nie wiem, kochanie – odparła zdenerwowana Gussie. – Twój ojciec od dwóch dni jest w koszmarnym nastroju. Warczy, burczy i fatalnie wygląda. Nie wiem, o co chodzi, ale dzieje się coś złego.
– Nie możesz go zapytać?
– Zapytałam. Tylko się na mnie gapił. Jutro wieczorem w River Grill jest przyjęcie. Pójdziesz ze mną i z ojcem? – I dodała zachęcającym tonem: – Będą tam Merrillowie, a ich syn, Grayson, też się z nimi wybiera.
– Gray jest miły, ale bądź tak dobra i przestań mi rajfurzyć – odparła Bess cicho. – Nie szukam bogatego męża.
– Będziesz się dobrze bawić – zapewniła Gussie z uśmiechem. – No, dość tych kłótni. Uwielbiasz owoce morza, a Gray właśnie spędził miesiąc w Europie, więc będzie miał co opowiadać. Możesz włożyć nową szarą sukienkę z krepy i tę ładną pelerynkę z lisa, którą ci sprawiłam pod choinkę.
– Ależ mamo…
– Napijmy się kawy. Kochanie, poproś Maude, żeby zaparzyła, może twój ojciec i jego gość do nas dołączą. Dobra dziewczynka – dodała Gussie, z roztargnieniem poklepując córkę po dłoni.
Bess poddała się. Tak było łatwiej, niż kłócić się z Gussie, ale wiedziała, że pewnego dnia będzie musiała jej się postawić. Uległość nie prowadziła w dobrą stronę. Ojciec miał rację. Ale dziwne, że powiedział coś takiego, bo to Cade zazwyczaj utyskiwał na apodyktyczne matkowanie w wykonaniu Gussie. Bess wiedziała, że często rozmawiał z jej ojcem, kiedy spotykali się w sprawie inwestycji w nieruchomości. Ale Cade z pewnością nie opowiadałby jej ojcu o tak intymnych sprawach. A jeśli jednak?
Wracając z kuchni, wciąż się nad tym zastanawiała, gdy Gussie z szaleństwem w oczach dopadła do niej:
– Gość wyszedł, a Frank zamknął się w gabinecie i nie odpowiada! – zawołała. – Bess, dzieje się coś strasznego!
– Ale… co mogłoby…
Na głośny i mrożący krew w żyłach huk wystrzału z pistoletu zamarły na moment, po czym Bess popędziła przez hol do gabinetu, złapała za klamkę i zaczęła ją szarpać, a potem łomotać i kopać w drzwi.
– Tato! – krzyknęła, a do matki zawołała: – Dzwoń na policję!
– Na policję? – Blada i roztrzęsiona Gussie stała w miejscu.
Bess, nie oglądając się na zszokowaną matkę, podbiegła do aparatu. Ręce jej się trzęsły, kiedy gorączkowo wybierała numer, a potem wyrzuciła z siebie informacje dyżurnemu, który odebrał telefon.
Po kilku minutach usłyszały zawodzenie zbliżających się do domu syren i zaczął się koszmar. Drzwi do gabinetu wyważono, a Bess przez porażającą chwilę patrzyła na leżące na dywanie i skąpane we krwi zwłoki ojca. Potem popędziła do łazienki, gdzie jej zbuntowany żołądek wyrzucił z siebie całą zawartość. Przerażona Gussie poszła na górę jeszcze przed przybyciem policji, a Bess po wyjściu z łazienki zadzwoniła do lekarza.
Dalszą