Siódma ofiara. Aleksandra Marinina
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Siódma ofiara - Aleksandra Marinina страница 24
Doprowadziła postępowanie przygotowawcze do końca, sporządziła akt oskarżenia, a potem z satysfakcją obserwowała Gorszkowa, gdy czytał długi, wielostronicowy dokument. Robił to wolno, ale nie dlatego, że wnikliwie analizował tekst. Po prostu ledwie sylabizował.
– Dobra – oznajmił z pogróżką w głosie, rzucając kartki na biurko. – Zapłacisz mi za to, suko. Odsiedzę, ile mi dadzą, ale później się spotkamy, Tatiano Grigorjewna. Może będę miał szczęście w sądzie, a wtedy spotkamy się już niedługo. Więc czekaj na mnie, kochana, bo wrócę. I nie zapomnij się umyć, nie lubię brudasek.
W sądzie nie miał szczęścia, za wszystkie przestępstwa skazano go łącznie na siedem lat. Słowa Tatiany okazały się prorocze, w zakładzie też mu się nie poszczęściło, bo skazaniec z największym autorytetem na oddziale miał osobisty i wielce nieżyczliwy stosunek do wszelkiej maści gwałcicieli i zboczeńców. Podjąwszy próbę obrony własnej, Gorszkow okaleczył kogoś i dostał nowy wyrok.
– Złożyłam zapytanie – oznajmiła Tatiana zrezygnowanym tonem. – Aleksander Pietrowicz Gorszkow, rok urodzenia sześćdziesiąty dziewiąty, opuścił zakład karny w maju bieżącego roku. Udał się niby do obwodu twerskiego, ale jeszcze tam nie dotarł. Miejsce jego pobytu pozostaje nieznane.
W pokoju zapadła cisza. Nastia i Korotkow patrzyli na nią ze współczuciem. Misza Docenko wbił wzrok w leżącą na biurku kartkę z odpowiedzią na zapytanie. Obwód twerski sąsiaduje z moskiewskim, to niedaleko.
– Tatiano Grigorjewna – powiedział, jak zwykle zwracając się do niej oficjalnie. – Czy ten Gorszkow może być zabójcą? Zawsze sądziłem, że sprawca przestępstw seksualnych różni się nieco od zabójcy. Że to różne typy osobowości.
– Daj spokój, Misza. – Korotkow machnął ręką. – Może czy nie… To tylko nasze dywagacje. W dodatku nazywasz go szumnie, jak na inteligenta przystało, sprawcą przestępstw seksualnych, ja zaś z bolszewicką prostotą powiem, że to zboczeniec, i będę miał rację. Gdy człowiek staje się zboczeńcem, to na długo. Można powiedzieć, że na resztę życia. A jego mania może się przejawiać na różne sposoby. Nie jest tak? No powiedz, Asiu, mam rację?
– Nie wiem. – Pokręciła głową. – Trzeba by zapytać specjalistów.
– A co tu poradzą specjaliści? – ciągnął rozgorączkowany Jurij. – Mało to było zabójców z zaburzeniami na tle seksualnym? Weźmy chociażby legendarnego Gołowkina zwanego Dusicielem, że nie wspomnę o Czikatile. Pragnął oryginalnych doznań seksualnych, a skończyło się kupą okaleczonych zwłok. Tak to wygląda. Taniu, masz zdjęcia Gorszkowa?
– Znajdą się. Ale co z czasem, Jura? Amatorskie fotki dostaniemy na pewno od jego rodziców, tyle że na nich ma najwyżej siedemnaście lat. Teraz skończył dwadzieścia dziewięć, z czego ponad dziesięć spędził w zakładzie, więc nie rozpoznamy go na podstawie tamtych zdjęć.
– Zgadza się – podchwycił Docenko. – Ale można wziąć ostatnie zdjęcia, zrobione w zakładzie do zaświadczenia o zwolnieniu. Są, oczywiście, „martwe”, nie wiadomo też, jak facet się teraz czesze, zrobimy jednak parę portretów w komputerze. Spróbujemy…
– Co spróbujemy? – przerwał mu Korotkow, wyraźnie zniechęcony. – Pokażemy zdjęcie wszystkim uczestnikom telemostu, którzy byli na Arbacie? Po pierwsze, zajęłoby to rok, a po drugie, nic by nam nie dało. Załóżmy, że nikt go sobie nie przypomni. To przecież wcale nie oznacza, że go tam rzeczywiście nie było. Załóżmy, że ktoś go sobie przypomni. Będziemy wiedzieć, że to właśnie on z nami pogrywa, i co z tego? Musimy go przecież znaleźć; kłopot polega na tym, że nie wiemy, gdzie szukać. Wyślemy za nim, oczywiście, list gończy, nie możemy jednak wiązać z tym wielkich nadziei. Potrzebne są pomysły.
Pomysły. Skąd je wziąć? Tatiana pomyślała, że teraz, o wpół do jedenastej wieczorem, siedzi na Pietrowce i nic jej nie grozi, póki nie wyjdzie na ulicę. Ale nie może siedzieć tutaj wiecznie. Najgorsze jest to, że nie wiadomo, czy uda jej się rozpoznać Aleksandra Pietrowicza Gorszkowa, nawet gdyby go zobaczyła na ulicy albo w autobusie. Minęło jedenaście lat; w tym czasie miała do czynienia z tyloma podsądnymi, że ich twarze zlały się w jej pamięci. Niektórych pamięta dobrze, innych wcale, ale żeby rozpoznać kogoś po jedenastu latach, musiałaby znać detale jego twarzy i mimikę. A detale się zatarły… Może, oczywiście, odtworzyć w pamięci wygląd nieszczęsnego Gorszkowa, ale bez owych detali co drugi przechodzień będzie jej go przypominał.
Nastia jakby czytała jej w myślach.
– Taniu, dobrze pamiętasz jego twarz? – zapytała.
Obrazcowa pokręciła głową.
– Tylko w ogólnym zarysie. Albo go w ogóle nie rozpoznam, albo zacznę rozpoznawać w każdym.
– Jasne. W takim razie pozostaje jedno: szukać go od wewnątrz.
– Od wewnątrz? – zapytał Korotkow. – Co masz na myśli?
– Samego Gorszkowa. Jura, on ma jakiś plan, jakieś ukryte zamiary. Mógł przecież odszukać Tatianę, to nietrudne, biorąc pod uwagę jej popularność literacką. Odszukać i… Jednym słowem, wiadomo. Ale nie zrobił tego. Zainscenizował sztukę, w której występuje jako reżyser i aktor. To znaczy, że czegoś chce. Czego? Ze wszystkich obecnych tutaj tylko Tatiana z nim rozmawiała, i to wielokrotnie, tylko ona zna jego charakter i mentalność. Więc tylko ona może się domyślić i odpowiedzieć na pytanie, czego on chce. Gdy to zrozumiemy, znajdziemy sposób, jak dać mu to, czego chce, żeby go powstrzymać.
– Powstrzymać czy schwytać? – Poirytowany Korotkow zmrużył oczy. – Zauważ, koleżanko, że pracujemy w organach ścigania, a nie w organizacji dobroczynnej. Zanim pojawiły się zwłoki Starostienko, mieliśmy jeszcze prawo zatrzymać Gorszkowa i uznać, że na tym nasza misja się kończy. Ale on już pokazał, że potrafi zabijać i że nie brzydzi się tym przykrym zajęciem. Dlatego powinniśmy go znaleźć, zakuć w kajdanki i odstawić do aresztu. Dzisiaj, Asiu, mówimy już nie o Żartownisiu, lecz o zabójcy.
Nastia opuściła głowę i wsparła czoło na dłoniach. Przez chwilę Tatiana miała wrażenie, że Kamieńska zaraz się rozpłacze, ale przyjrzawszy się bliżej, zobaczyła, że przyjaciółka usiłuje stłumić uśmiech. Gdy parę sekund później Nastia podniosła głowę, jej twarz była na powrót beznamiętna.
– Szybko przestałeś być wywiadowcą, Jurik, i stałeś się szefem. Mówię to nie w formie krytyki, stwierdzam jedynie fakt. Jak każdy kompetentny przełożony wskazujesz podwładnym pożądany wynik: należy złapać zabójcę i zebrać dowody jego winy. W tej kwestii masz rację.
– A w jakiej nie mam? – zapytał Jura drwiąco.
– A w tej, moje słoneczko, że oprócz skomplikowanych zadań, za których wykonanie dostajemy od państwa wynagrodzenie, są jeszcze żywi ludzie, którzy chodzą po ulicach, jedzą, piją, śpią, kochają, liczą na coś, robią plany na przyszłość. I niektórzy z nich umrą tylko dlatego, że nasz Gorszkow czegoś zapragnął. Czegoś w pikantnym sosie. Ludzie nie są niczemu winni. Jeszcze niedawno świetnie o tym pamiętałeś. Żeby ocalić im życie, musimy zrozumieć, czego on chce. Pal diabli, jeżeli go nie złapiemy. Ważne, żeby go powstrzymać.
Tatiana podzielała opinię Nastii. Ale jakże trudno zrozumieć,