Sekret wyspy. Dorota Milli

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sekret wyspy - Dorota Milli страница 10

Sekret wyspy - Dorota Milli

Скачать книгу

pierwsze spotkanie z nim. Wracała z siostrami ze szkoły, nie śpieszyły się, wiedząc, że czekał ich dyżur w kuchni. Szły ulicą, zatrzymując się przy straganach.

      Najbardziej uwielbiała czas łowów. Gdy sobie coś wypatrzyła, lubiła wyciągnąć po to rękę, robiła to szybko, licząc, że nikt nie zauważy. Tamtego dnia miała dotknąć figurki małego słonia stojącej pośród wielu, gdy usłyszała donośny śmiech. Przykuł jej uwagę, odrobinę wystraszył.

      Wysoki, wręcz potężny facet z nadwagą, był w mundurze policyjnym i z kimś rozmawiał, wydawał się władczy, pewny siebie, agresywny, miał donośny głos. Nie polubiła go, jak wszystkich urzędników i służb na usługach państwa. Schowała się za namiot, miała ważenie, że jeśli mężczyzna na nią spojrzy, domyśli się, co planowała zrobić.

      Edwin Gajda w porównaniu do ojca był wręcz spokojny i wyważony, nie zdradzał swoich uczuć, nie odkrywał się. Wiki nie miała pewności co do jego charakteru, nie wiedziała, co iskrzyło w jego oczach czy głęboko płynęło pod skórą. Jednak ciężko jej było zaprzeczyć, że uprzedzenie do ojca przeszło na syna.

      – Wiktorio, miło w końcu spokojnie z tobą porozmawiać. Zawsze jesteś w biegu. Miałam ogromną przyjemność jeść twoje wypieki z restauracji, a wasza kawa jest cudowna. Nie wiem, jaki dodajecie tajny składnik, że jest nieziemsko pyszna – dopytywała Jadwiga, która w ilości wypowiadanych słów mogła konkurować z Alwiną.

      – Dziękuję i zapraszam częściej – odpowiedziała Wiki automatycznie, przebudzając się z rozmyślań.

      Zobaczyła, że Lili się jej przygląda, więc uśmiechnęła się, nie chcąc, żeby przyjaciółka zaczęła ją wypytywać. Troskliwa Lili potrafiła dotrzeć do jej duszy bez trudu.

      Było to uciążliwe, w końcu zawsze polegała na sobie, swoim instynkcie, który pozwolił jej przetrwać. To na wyspie się otworzyła, dopuściła siostry do swojego serca i zranionej duszy. Nie żałowała, z wdzięcznością przyjęła ich miłość, były takie same, wiedziały, co to porzucenie i samotność.

      – Pewnie nie zdradzisz mi tajemnicy, ale gdybym przysięgła, że absolutnie nikomu nie powiem? – Jadwiga nie odpuszczała, choć bardziej robiła to dla dziewczyny, by poczuła się swobodnie, z całej trójki to Wiki była najbardziej spięta.

      – Pani Jadwigo…

      – Jadwiga, bez „pani”, w zupełności wystarczy – zapewniła z uśmiechem.

      – Jadwigo, bardzo mi miło. – Wiki już wiedziała, dlaczego Alwina była częstym gościem w domu doktorostwa, kobieta była przyjazna i otwarta, każdy pragnąłby mieć tak kochaną matkę. – Jeśli dostanę kartkę, napiszę sekret naszej kawy i technikę parzenia. Jestem pewna, że będzie smakować tak samo jak w mojej restauracji.

      ***

      Trzasnęły drzwi, aż wszystkie kobiety zamilkły. Pojawił się w nich doktor ze zbolałą miną. Lili nawet się nie wahała i wybiegła z tarasu. Musiała być przy Natanie. Miała nadzieję, że zaspokoił swój głód wiedzy i w jakimś stopniu pogodził się z tym, że jego ojciec popełnił samobójstwo.

      Przyjaciółki pożegnały się i ruszyły za Lili. Wiki była ciekawa, co Natan usłyszał od doktora, chciała znać powód, który pchnął prokuratora do zamachu na swoje życie.

      Przed domem doktorów rozgrywała się smutna scena. Natan trzymał w ramionach Lili, przytulał, jakby miał jej nigdy nie zobaczyć. Edwin stał z zaciętą miną w ciszy. Z daleka nadchodził Miron, a jego wzrok wyrażał troskę. Wiedział, co się wydarzy, sam miał swoje demony do przepłoszenia, w końcu to jego ojca brali za potencjalnego zabójcę.

      – Zostawmy na dzisiaj omawianie czegokolwiek. Na jakiś czas wstrzymamy nasze spotkania, niech każdy z nas ochłonie. – Edwin popatrzył po twarzach znajomych, a nikt nie wyraził sprzeciwu. Wszyscy wiedzieli, że przede wszystkim chodziło o Natana. Tworzyli drużynę, mieli współpracować i wymieniać się informacjami, ale w takich trudnych chwilach trzeba było cierpliwości, czasu na oddech, by bez emocji omówić to, co pchnęło ojca Natana do śmierci. Zastanawiał się, czy w jakikolwiek sposób sprawa śmierci proboszcza była z tym związana. – Natan, może przepłyniemy się łodzią? Zawsze dobrze ci to robiło, zwłaszcza gdy trzymałeś ster – zaproponował przyjacielowi, chcąc odciągnąć jego uwagę od przemyśleń.

      Nie wiedział, jak sam by się zachował na jego miejscu. Komendant nigdy nie odważyłby się na taki krok. Jego ojciec sam ustalał zasady, wyznaczał granice, każdy musiał ich przestrzegać. Zawał go zaskoczył, umarł przy pierwszym ataku, jakby nie godził się być słabym i niezdarnym, skazanym na pomoc innych.

      – Innym razem, Edwin. Dziś we mnie szaleje sztorm, ale ty wypłyń i w końcu skorzystaj z zaproszenia. – Rzucił policjantowi kluczyki. Nie potrafił wyłączyć mrocznych myśli po tym, co powiedział mu doktor. Potwierdził to, co zataił. Natan zastanawiał się, czy dobrze, że poznał prawdę. Może gdyby nie wiedział, nie czułby teraz wyrzutów sumienia, że przez wiele lat obwiniał ojca, zbyt ostro go traktował. Było mu żal tych zmarnowanych lat, kiedy dorósł i mogli porozmawiać o tym, co ich dzieli, i o tym, co może ich połączyć. – Dziękuję wam, dziękuję, że ze mną byliście.

      Lili pożegnała się i ruszyła z Natanem, lecz nie do domu na wydmie, ale na plażę smaganą wiatrem. Alwina i Miron poszli w stronę zwodzonego mostu. Edwin skręcił w ulicę prowadzącą na sezonową przystań.

      Każdy na swój sposób musiał się uspokoić, ale Wiktorią targała ciekawość. Natana nie mogła spytać, to dla niego zbyt trudne. Byłoby łatwiej, gdyby Miron też był przy tej męskiej rozmowie, ale nie był. Zostawała jej więc osoba, z którą ciężko było się dogadać.

      Podjęła decyzję i ruszyła za Edwinem, chcąc dowiedzieć się, dlaczego doktor go okłamał. Będzie też miała okazję sprawdzić, czy policjantowi faktycznie zależy na zgodzie.

      – Co powiedział doktor, Gajda? – Wiki zatrzymała się blisko pomostu, patrząc na ciemne, drobne fale cieśniny Dziwnej, odbijające się od zacumowanych łodzi. Sezonowa przystań była zapełniona różnymi jednostkami pływającymi. „Lilianna”, łódź Natana, wydawała się przy nich niewielka, skromna. Niezdolna do pokonywania wzburzonych fal.

      Wiki cofnęła się o krok, czując, jak dawne demony budzą się z uśpienia. Nie chciała wracać do tamtych chwil, gdy brakowało jej oddechu i czuła napór wody. Przerwała wizję na siłę, starając się skupić na tym, po co tu przyszła.

      – Gajda?! Co dokładnie się wydarzyło? – zapytała ze złością, gdy ją zignorował. Szykował się do wypłynięcia, miała mało czasu.

      – Nie teraz. – Edwin w końcu na nią spojrzał. – To nie jest odpowiedni czas. – Chwycił za linę, która ostatecznie uwolniła łódź, po czym wskoczył na pokład, zaskoczony tym, że dziewczyna zrobiła to samo.

      Impuls był szybszy niż myśli, teraz Wiki straciła pewność siebie, poczuła, że jej puls przyśpiesza. Patrzyła na brzeg, jak szybko się oddala. Głośno przełknęła ślinę i rozejrzała się po niewielkiej przestrzeni łodzi, rozsuwając nogi i starając się zachować równowagę.

      – Popławska, zdajesz sobie sprawę, że zostaliśmy zupełnie sami? – Edwin zatrzymał się przed dziewczyną. Nie wiedział,

Скачать книгу