Babka z zakalcem. Alek Rogoziński
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Babka z zakalcem - Alek Rogoziński страница 11
– Skąd to masz? – zapytał, wpatrując się w ozdobę na serdecznym palcu jej prawej dłoni.
– Od ciebie – rzekła dziewczyna. – Wręczyłeś mi go zaraz na początku striptizu, bo wypadł ci z kieszeni. Był w pudełku. Leży na krześle w drugim pokoju wraz ze wszystkimi twoimi rzeczami. Gdy mi go wsuwałeś na palec, powiedziałeś, że kobieta, która miała go nosić, okazała się wredną małpą i że ja na pewno będę dla ciebie lepsza.
Mateusz lekko odetchnął. Wiedział, kim była wredna małpa, czyli jednak nie cierpiał na kompletny zanik pamięci. Nadal jednak nie umiał sobie przypomnieć, jakim cudem znalazł się w „Galapagosie”, skoro wieczorem wrócił spokojnie do swojego mieszkania i zaległ na kanapie z zamiarem obejrzenia kolejnego odcinka „Domu z papieru”. Nie planował żadnej rozrywkowej nocy. Ki czort?! Chwila, w sumie to chyba nawet nie zaczął oglądać serialu, bo zrobił się senny… No tak, ale to niczego nie tłumaczy. Przecież nie teleportował się we śnie z kanapy do knajpy. Dziwne… Ze wszystkich myśli, które zaczęły mu się kłębić teraz w głowie, jedna wydała mu się najważniejsza.
– Czy będziesz na mnie bardzo zła – rzekł cicho – jeśli zapytam, jak masz na imię? Nie umiem sobie tego przypomnieć.
– Nie będę. – Dziewczyna roześmiała się w głos. – Zresztą nie mógłbyś sobie przypomnieć, bo nigdy ci tego nie powiedziałam, co w ogóle ci nie przeszkadzało. Przez całą noc nazywałeś mnie na zmianę „skarbem” i „kochaniem”. Tak naprawdę żadnego z tych określeń nie lubię i nawet wczoraj ci to powiedziałam, ale kiedy odpowiedziałeś: „Oczywiście, kochanie, rozumiem i nie będę już cię tak nazywał, skarbie”, dotarło do mnie, że i tak się z tym komunikatem nie przebiję. Mam na imię Urszula.
Mateusz otworzył usta, aby odwzajemnić się swoim imieniem, ale towarzyszka nie dała mu dojść do głosu.
– Doskonale wiem, jak się nazywasz – poinformowała go. – Jestem wielką fanką twojej mamy. Ciebie też znam! Ze zdjęć, które od czasu do czasu publikuje prasa. Czasem bywają bardzo, hmmmmm, interesujące…
Mateusz się skrzywił, w duchu postanawiając, że zacznie pokazywać się publicznie tylko w masce. Co prawda, kiedy trzeba je było obowiązkowo nosić w czasie niedawnej pandemii, miał non stop wrażenie, że za chwilę się udusi i szybko przerzucił się na plastikową przyłbicę, w której wyglądał, jakby zamierzał właśnie coś zespawać. Teraz jednak doszedł do wniosku, że lekki dyskomfort ze strony układu oddechowego jest mniej groźny niż kompromitacja w oczach tak pięknych kobiet jak jego towarzyszka. Że też wcześniej nie przyszło mu to do tego durnego łba…
– Mam pecha do paparazzi – mruknął niechętnie. – Zawsze muszą być tam, gdzie robię coś głupiego. Gdy zachowuję się normalnie, to jakoś ich nie ma…
– Normalność jest nudna – skwitowała dziewczyna.
Mateusz poczuł, że z jego nóg znika ciężar, trzymający je dotąd w nieruchomej pozycji.
– O, proszę, Mary też wraca do żywych – ucieszyła się dziewczyna. – Co oznacza, że trzeba ją będzie wyprowadzić na spacer. Normalnie wychodzi na niego dobrą godzinę wcześniej, ale też i z reguły nikt nie zmusza jej do nocnych balang…
– To może ja ją wyprowadzę? – zaoferował się Mirski. Z niewiadomych przyczyn w tym przypadku wyjątkowo zależało mu, aby zyskać w oczach towarzyszki jakiekolwiek plusy. Jak na razie, kartoteka jego wyczynów była negatywna: nie dość, że wciągnął nieznaną mu osobę w sensacyjną akcję rodem z kiepskiego thrillera, to jeszcze potem na dodatek zmordował jej psa, a na koniec nie sprawdził się nawet w roli perfekcyjnego kochanka. Ba! Żadnego kochanka! – Byłbym ci tylko wdzięczny, gdybyś przyniosła mi ubranie…
Dziewczyna popatrzyła na niego ironicznie.
– Możesz iść po nie sam – rzekła z lekkim politowaniem. – Zapewniam cię, że nie ma chyba ani jednego centymetra ciała, którego byś mi wczoraj nie zademonstrował. Ojojoj… już się tak nie czerwień! Nie masz się w sumie czego wstydzić… Choć jeśli mogę dać ci radę, to na twoim miejscu popracowałabym trochę na tylnymi partiami ciała. Powinny być bardziej jędrne. Polecam ćwiczenia z Chodakowską, ona ma fioła na punkcie umięśnionej pupy. Gdy kiedyś ćwiczyłam według jej programu, to nie mogłam potem usiedzieć na niczym dłużej niż przez pięć minut. Ale za to po dwóch miesiącach wygrałabym w cuglach casting na Jagienkę w nowej wersji „Krzyżaków”. Też mogłam pośladkami łupać orzechy…
– Weźmy poprawkę, że wczoraj byłem w stanie, który dodaje odwagi – stwierdził Mateusz. Z trudem usunął sprzed oczu wizję, w której to po serii ćwiczeń u ulubionej trenerki wszystkich Polek zostaje zatrudniony przez swoją mamę w „Raju na Ziemi” w roli atrakcji wieczoru, czyli żywego dziadka do orzechów. – Teraz trochę się krępuję…
– Cienias – prychnęła dziewczyna. – Poza tym Mary nie da się wyprowadzić na spacer nikomu obcemu.
– Szkoda – westchnął z żalem Mateusz. – Chciałem jakoś u ciebie zaplusować.
Nowa znajoma popatrzyła na niego uważnie.
– To akurat nic trudnego – powiedziała cicho.
Mateusz uniósł brwi i odwzajemnił jej spojrzenie.
– Jest jedna rzecz, która by mnie uszczęśliwiła, a dla ciebie nie byłaby specjalnie trudna…
Mirski wykonał zachęcający gest ręką.
– Tak? – popatrzył pytająco.
– Od lat moim największym marzeniem było, aby poznać twoją mamę i choć przez chwilę z nią porozmawiać!
Nastawiony na prośbę o, i tak już przecież obiecaną, wycieczkę na Malediwy ewentualnie odmalowanie na nowo tego koszmarnego pod względem kolorystyki sufitu, czy też ponowne odtańczenie układu z „Dirty Dancing”, Mateusz poczuł się nieco zszokowany. Co to niby za wielkie marzenie – poznać jego mamę?! On sam znał ją od trzydziestu pięciu lat i przez ten czas nie zauważył w niej niczego specjalnie godnego uwagi. No, może poza tym, że potraktowała jego i resztę rodzeństwa tak, jakby była gazelą, słynącą z tego, że zaraz po urodzeniu młodych zostawia je na pastwę losu. Swoją drogą, i tak dobrze, że wzięła przykład z tego zwierzęcia, a nie samicy chomika, która najsłabsze sztuki ze swojego miotu własnołapnie uśmierca.
– Nie ma najmniejszego problemu… – stwierdził, próbując pozbyć się wrażenia, że życzenie dziewczyny świadczy o tym, iż ma ona nie po kolei w głowie.
– Serio? – Jego towarzyszka się rozpromieniła. – Zrobisz to dla mnie?
Mateusz potaknął, po czym skierował wzrok na rękę dziewczyny.
– Och, przepraszam… – Ta popukała się palcem w głowę i zaczęła zsuwać z palca ozdobę, ale Mirski ją powstrzymał. Urszula popatrzyła na niego z zaskoczeniem.
– Zostaw… – rzekł i tym razem to na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. – Jeśli chcesz poznać moją mamę i nie być potraktowana przez nią jak natrętna psychofanka,