Świeży. Nico Walker

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Świeży - Nico Walker страница 13

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Świeży - Nico Walker

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      Ale nie mógł być 11B, bo wszyscy 11B przechodzili przez Fort Benning. Wiedzieliśmy więc, że kłamie.

      Grupa, z którą przyszedłem, to była B1, jak bravo jedynka. Tamtego wieczoru pojawiła się też kolejna grupa, B2.

      Uważaliśmy, że B2 to dekadenckie dzieciuchy.

      – Ci bravo dwa się nie nadają – mówiliśmy.

      – Bez cienia wątpliwości – dodawaliśmy.

      Uważaliśmy, że B2 to dziwne przegrywy.

      Wzajemna wrogość między B1 a B2 trwała trzy dni; potem rozdzielono nas losowo na trzy plutony zwane kompanią Alfa i nikt nie mógł sobie przypomnieć, kto był którym bravo. Powszechność łysin utrudniała rozpoznawanie ludzi. Poupychali nas w wagony bydlęce i pojechaliśmy na wzgórze, do obozu szkoleniowego dla rekrutów.

      Było dużo darcia mordy. Zwracali się do nas przezwiskami typu Prędki czy Miś Chujatek. Nasze ręce były chujopolerkami. Nasze usta kaburami na fiuty. Naszym wrogiem był hadżi. Naszymi przyjaciółmi – towarzysze broni. Straszna tandeta.

      W naszej kompanii były też dziewczyny. Nie dawały rady wykonywać ćwiczeń. Nosiliśmy za nie sprzęt. Zawracanie dupy. Kolesie też czasem byli zjebani, ale nie tak jak dziewczyny.

      Sierżanci prowadzący szkolenie udawali, że są naprawdę wściekli. Mówili, żeby się do nich nie zbliżać, bo może im całkiem odkorbić i przetrącą nam kręgosłup. PTSD, mówili, zespół stresu pourazowego. Zresztą jeden z sierżantów dusił rekruta. Chłopak był nieprzytomny. Tak go poddusił, że dzieciak odpłynął. Ale to nie był PTSD; sierżant nie miał żadnych naszywek, nigdzie nie był. Ściemniał.

      Mieliśmy sierżantów od musztry, którzy byli w Iraku. Też wstawiali kit. Mówili, że zabijali tam dzieci. Opowiadali, że w Iraku dzieciaki próbowały zakradać się i rzucać się na amerykańskich żołnierzy, żeby wysadzić ich w powietrze za pomocą granatów ręcznych. Kiedy przychodziło do tego rodzaju sytuacji, mówili, to albo ty, albo dzieciak, więc lepiej, żebyś go załatwił. Jeden z sierżantów był 88M, kierowcą ciężarówki. Twierdził, że swoją ciężarówką przejechał dzieciaka z granatem. Mówił, że to dlatego jest stuknięty.

      Przez większość czasu trzymałem się z boku, dzięki temu za bardzo mnie nie jebali. Ale nie dało się tego całkiem uniknąć. Jak wtedy, gdy powiedziałem sierżantowi instruktorowi Cordero, że muszę zamienić moją rację żywnościową, gotowego do spożycia kurczaka curry, na coś wegetariańskiego, bo jestem wegetarianinem. Cordero w chuj się wściekł.

      – DLACZEGO NIE JECIE MIĘSA, SZEREGOWY? – powiedział. – BOGACI JESTEŚCIE?

      Mówił niskim głosem wrestlera Randy’ego Savage’a.

      Powiedziałem, że nie jestem bogaty.

      – WIDZIAŁEM PROGRAM W TELEWIZJI. MÓWILI, ŻE LUDZIE, KTÓRZY NIE JEDZĄ MIĘSA, SĄ SŁABI NA UMYŚLE. ŁATWO IM ZROBIĆ PRANIE MÓZGU. TO ZNACZY, ŻE ŁATWO WAM ZROBIĆ PRANIE MÓZGU.

      – TAK JEST, PANIE SIERŻANCIE.

      Któregoś dnia strzelałem z karabinu do figur bojowych i szło mi do bani, bo nie za dobrze je widziałem. Na tej strzelnicy były jasnozielone, podczas gdy zwykle bywały ciemniejsze, chyba czarne. I Cordero stał mi nad głową, odchodząc od pierdolonych zmysłów. Powiedział:

      – STRZELAJCIE DO CELU, SZEREGOWY. CO, KURWA, JEST Z WAMI NIE TAK?

      – PANIE SIERŻANCIE, MAM TRUDNOŚCI Z ROZRÓŻNIANIEM SYLWETEK – odkrzyknąłem.

      – DLACZEGO NIE WIDZICIE SYLWETEK?

      – NIE ROZRÓŻNIAM KOLORÓW, PANIE SIERŻANCIE. CZERWONY–ZIELONY.

      – W TAKIM RAZIE, SKORO JESTEŚCIE DALTONISTA, MOŻE NIE POWINNIŚCIE WSTĘPOWAĆ DO ARMII. STANÓW. ZJEDNOCZONYCH.

      Tak mnie trzepnął mosiężnym wyciorem, który trzymał w ręku, że ten się wygiął. Ale nic mi się nie stało, bo byłem w hełmie. Opuściłem strzelnicę. Musiano mnie przeszukać: ŻADNYCH ŁUSEK, ŻADNEJ AMUNICJI. Sierżant Cole uderzył mnie bez powodu w kutasa. Ale przyjmuje się to. Trzeba tylko pamiętać, że wszystko to tylko udawanie. Sierżanci tylko udawali, że są sierżantami. My udawaliśmy, że jesteśmy żołnierzami. Armia udawała, że jest armią.

      Martwiłem się wyłącznie o Emily. Dave z Giant Eagle będzie próbował ją wyruchać. Spotkałem go dwa dni przed wyjazdem z Elby. Emily zaprosiła go do siebie po pracy. Był dla mnie nieprzyjemny w opór. Wiedziałem, o co mu biega.

      – Ten typas będzie próbował cię zaliczyć – rzuciłem.

      Stwierdziła, że on taki nie jest.

      – Dokładnie t a k i jest – odpowiedziałem.

      Wypełzłem z koszar przez okno, by skorzystać z automatu. Była noc. Miałem kartę. Dzwonek telefonu. Odebrała.

      – Halo?

      – Słyszysz mnie?

      – Halo?

      Mówiłem po cichu.

      – To ja.

      – Ach, cześć!

      – Jak leci?

      – Co?

      – Jak u ciebie?

      – Wszystko gra. A u ciebie? Zaskoczyło mnie, że dzwonisz.

      – Wymknąłem się z koszar.

      – Wszystko dobrze?

      – Teraz tak. Co tam planujesz?

      – Ech, nic. Pewnie spędzę czas z kilkorgiem znajomych z roboty… Halo?

      – Tak.

      – Wszystko w porządku?

      – Tak, wszystko gra. Tęsknię za tobą.

      – Ja za tobą też.

      – Nie mogę przestać o tobie myśleć. Wymknąłem się przez okno, żeby zadzwonić.

      – Możesz chwileczkę zaczekać?

      – Tak, jasne.

      – …

      – …

      – …

      – …

      – Jesteś tam jeszcze?

      – Tak, ciągle tu jestem.

      – No to jak ci tam? Jak to jest? Co takiego robisz?

      – Ach, no w porządku. Nie jest jakoś naprawdę strasznie. Po prostu to, tamto, owamto, wiesz. Wyślizgnąłem się przez okno. Na drugim piętrze. Ale to nic wielkiego. Są gzymsy. Nie powinno mnie tu być.

Скачать книгу