Świeży. Nico Walker
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Świeży - Nico Walker страница 15
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Sierżant Masters był białasem doskonałym, jeśli w ogóle ktoś taki istniał. Zwrócił się do kompanii na zbiórce:
– WOJOWNICY MEDYCY, KAZANO WAM WYMYŚLIĆ PIEŚŃ KOMPANII. DANO WAM NA TO TYDZIEŃ. NAZYWA SIĘ TO TERMINEM OSTATECZNYM. NA TEN MOMENT GO PRZEKROCZYLIŚCIE… SZEREG ROZWIŃ.
– SZEREG ROZWIŃ – odkrzyknęliśmy.
– W PRAWO… ZWROT.
Zrobiliśmy zwrot w prawo. Co było złą wiadomością. Znaczyło to, że chujek zamierza nas zajechać.
– PRZÓD.
To była nawet gorsza wiadomość. Oznaczała: przód–tył–biegnij. Kiedy powiedział „PRZÓD”, mieliśmy paść i zacząć robić pompki, dopóki nie zmieni zdania.
No więc robiliśmy.
– TYŁ.
Teraz mieliśmy przewrócić się na plecy i robić brzuszki. Nie lubiłem brzuszków, zwłaszcza na betonie. Dupa bolała.
– BIEGNIJ.
Teraz mieliśmy podskoczyć i biec w miejscu jak Richard Simmons w Sweatin’ to the Oldies. I mieliśmy to robić, dopóki nie powie znów „PRZÓD” albo „TYŁ”. Komendy mogły nadejść w jakimkolwiek porządku, w jakimkolwiek odstępie i trwać ile bądź.
– PRZÓD… TYŁ… BIEGNIJ! PRZÓD! TYŁ… BIEGNIJ! TYŁ… BIEGNIJ! PRZÓD! TYŁ! BIEGNIJ! PRZÓD… BIEGNIJ!
I tak dalej, i tak dalej.
Trwało to, dopóki cała kompania nie leżała twarzą w dół na betonie w kałuży własnego potu i nie była już w stanie wykonać żadnej z komend.
Potem Masters kazał nam ponownie stanąć w szeregu.
– SKORO NIE ZDOŁALIŚCIE WYMYŚLIĆ PIEŚNI KOMPANII, PODJĄŁEM, JAK TO SIĘ MÓWI, INICJATYWĘ I WYMYŚLIŁEM JĄ ZA WAS. BĘDZIECIE MUSIELI NAUCZYĆ SIĘ JEJ TERAZ.
Oto co wykombinował:
Wojownicy Medycy do boju!
W dwuzmianowym znoju!
Pokonamy całą resztę!
Kompania Charlie – to najlepsze!
Naprzód marsz! Aż do wtedy!
Nie poddawaj się, Wojownik Medyk!
Naprzód marsz! Aż do wtedy!
Uuuuuu-uuuuu-uuuuu-uuuuu-uuuuu-uu
Uuuuuu-uuuuu-uuuuu-uuuu-UUUUUUUU
UUUUU-UUUUU-UUUUU-UUUUU-UUUUU-HAA!
ZRÓBCIE! Miejsce! Nadchodzą Wojownicy Medycy!
Uu! Ha-aa! Nadchodzą Wojownicy Medycy!
ZRÓBCIE! Miejsce! Nadchodzą Wojownicy Medycy!
Uu! Ha-aa! Nadchodzą Wojownicy Medycy!
ZRÓBCIE! Miejsce! Nadchodzą Wojownicy Medycy!
Uu! Ha-aa! Nadchodzą Wojownicy Medycy!
Refren miał trwać nie wiadomo ile, dopóki nie otrzymamy rozkazu, by przerwać. Tak to szło. I od tamtej pory, gdy tylko kompanii kazano stanąć na baczność (co zdarzało się pierdylion razy każdego dnia), pieśń kompanii musiała zostać wyśpiewana od a do zet. Bez wyjątku. Na domiar złego po pewnym czasie zaczęto oczekiwać, że proporcowy przez cały refren będzie wykonywać taniec robota.
Odpuśćcie se wstępowanie do jebanej armii.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Szeregowa Harlow była w moim plutonie. Pakowała się w tarapaty za noszenie makijażu.
– Nie myślcie, że nie widzę tego makijażu, Harlow! – mówili.
– Harlow, lepiej zmyjcie sobie ten makijaż z twarzy!
– Niech no was znowu przyłapię z tym makijażem, szeregowa!
Kiedy uczyliśmy się rozpoznawać oznaki życia, znalazłem się z nią w parze. Najpierw była ofiarą. Leżała na plecach. Zdjęła bluzę munduru, żeby łatwiej było zmierzyć jej ciśnienie; miała na sobie tylko brązowy tiszert i była zimna, ponieważ w salach wykładowych klimatyzacja chodziła na cały regulator.
Klęczałem obok niej ze stetoskopem w uszach. Zakładałem jej na ramię mankiet ciśnieniomierza.
– Strasznie mi zimno – powiedziała. – Nie patrz na moje cycki.
Nie patrzyłem na nie.
Do tamtej chwili.
Miała fajne cycki.
Kiedy leżała na plecach, nie robiły się całkiem płaskie i nie rozjeżdżały na boki.
– Coś czuję, że zaraz poznam smak twoich klejnotów – powiedziała.
Uśmiechnęła się, gdy na nią nie patrzyłem.
Nadmuchałem mankiet ciśnieniomierza.
– Golisz sobie jaja?
– Ja jebię.
– To znaczy t a k!
– Nie słyszę go, jak gadasz.
– Przepraszam. Będę cichutko… Sierżant Masters sobie goli.
– Sto dziesięć na sześćdziesiąt.
– Ty i sierżant Masters macie ze sobą coś wspólnego.
– Nie mów takich rzeczy, proszę.
– Przepraszam. Już nigdy tak nie powiem.
Pomyślałem, że pewnie mówi prawdę o jajach kolesia. To, że kadra pieprzy rekrutki, w żadnym razie nie było tajemnicą. Wiedzieliśmy, że robią to w Leonard Wood. Przypuszczam, że była to transakcja wiązana: dziewczyny nie musiały nosić sprzętu, ale sierżanci instruktorzy je ruchali. A w każdym razie część z nich. Byłem przybity.
Kiedy ustawialiśmy się w szeregu, by pójść do koszar, Harlow powoli wracała do szyku. Zatrzymał ją Masters. Miała w ustach trochę tytoniu. Została przyłapana. Masters kazał jej go połknąć. Skończyła go żuć i chciała go wyrzucić, ale powiedział, że nie, ma go połknąć. Wsunęła go z powrotem do ust i połknęła. Uśmiechnęła się do Mastersa. Kiedy odeszliśmy, zwymiotowała na trawę.
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Była środa. Stacjonowaliśmy tu od pięciu tygodni i zbliżała się nasza pierwsza weekendowa przepustka. Emily przylatywała w odwiedziny. Miała być w piątek.