Apetyt turysty. O doświadczaniu świata w podróży. Anna Wieczorkiewicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Apetyt turysty. O doświadczaniu świata w podróży - Anna Wieczorkiewicz страница 5
Greg i Max nie chcą abstrakcyjnych Amerykanów, wypełniających pustkę. Oni w ogóle nie odbierają rzeczywistości w kategoriach abstrakcyjnych. To, co dla Baudrillarda stanowi część wieloaspektowego doświadczenia i inspirację do refleksji, dla nich jest celem samym w sobie. Każde z doświadczeń ma charakter konkretny, zmysłowy, cielesny, a podróż jest okazją do tego, by świat wyobrażeń, wspomnień i marzeń objawił się w swojej rzeczywistej, materialnej postaci. Ich Ameryka to kraj pełen oryginałów i pierwowzorów. „Chociaż przedmiotów tych nie ma w Anglii, to stanowią część naszego dzieciństwa, bo występują w każdym hollywoodzkim filmie” – mówią oglądając towary w prowincjonalnych sklepach. Greg i Max padają ofiarą precesji symulakrów – powiedziałby pewnie Baudrillard. – Nie wykraczają oni poza czysto zewnętrzne rozpoznawanie popularnych motywów. Zauroczeni materią urzeczywistniających się wyobrażeń, rozkoszują się tym, że mogą poznać je w sposób zmysłowy – nie tylko zobaczyć, ale i dotknąć, powąchać, posmakować.
Ameryka z perspektywy stacji benzynowych
Europejski stosunek do Ameryki często nosi znamiona fascynacji dziwacznością, a fascynacja ta jest świadoma niestosowności pewnych form kultury. W Ameryce – twierdził Federico Fellini – nie powinniśmy domagać się zabytków, jeśli nie chcemy, by pokazano nam stację benzynową. „Ameryka jest niewinna i bardzo żywotna. Całą sobą zwrócona w przyszłość. Ludzie są tacy sami jak otoczenie. Ameryka jest fantastyczna” (Chandler 1996: 309 i 310). Mącenie relacji między autentykiem a kopią wy-wołuje irytację ludzi pochodzących z krajów, w których do dziś z ziemi wydobywa się ułamki antyku. Umberto Eco, wędrując po Zachodnim Wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, oglądał figury woskowe eksponowane w różnych muzeach – i od razu przychodziły mu na myśl ich europejskie paralele, za którymi stoi tradycja o wieloaspektowym – intelektualnym, artystycznym, religijnym, obyczajowym – charakterze:
Z jednej strony, są to neoklasyczne figury woskowe w Muzeum Obserwatorium Astronomicznego we Florencji, gdzie styl Canovy przeplata się z fascynacją de Sade’em, dalej święci Bartłomieje, odzierani ze skóry mięsień po mięśniu, ozdabiający niektóre teatry anatomiczne. Albo jeszcze pewne hiperrealistyczne tendencje neapolitańskiej szopki. Jednakże poza tymi odniesieniami, które w basenie Morza Śródziemnego należały zawsze do sztuki drugorzędnej, istnieją jeszcze inne, bardziej prestiżowe drewniane rzeźby polichromowane z niemieckich ratuszy i kościołów albo figury nagrobne z flamandzko-burgundzkiego średniowiecza. (Eco 1998: 23)
Punktem odniesienia jest tu kultura Europy, której nie da się wyrugować z pamięci na czas wakacji. Ona decyduje o sposobie, w jaki Europejczyk klasyfikuje artefakty, dzieląc je na okazy sztuki wysokiej i niskiej, na oryginały, kopie i falsyfikaty; ona determinuje perspektywę czasu historycznego, która pomaga określić wartość autentyków. W Ameryce kategorie te ulegają zaburzeniu2 – „rekonstruowane przedmioty skażone są grzechem pierworodnym »zniwelowania przeszłości« oraz utożsamienia się kopii z oryginałem” (Eco 1998: 18). Tworząc kopie rzeczywistości, dokonuje się fałszerstw i przerysowań. Tutaj myli się wizję artystyczną z materialną rzeczywistością, pieczołowicie fabrykując realistyczne woskowe „pierwowzory” Wenus z Milo czy Dawida dłuta Michała Anioła, produkuje się hiperrzeczywiste kopie, mieszając to, co oryginalne z tym, co podrobione. Podróż Eco toczy się pod znakiem Absolutnego Fałszerstwa. Celowo omija on „zbiory filologicznie poprawne, gdzie ekspozycja dzieła sztuki nie była w żaden sposób aranżowana” (Eco 1998: 43)3. Czyni wprawdzie eksperyment polegający na odwróceniu perspektywy: co by było, gdyby w wyniku jakiegoś kataklizmu za tysiąc lat ludziom dostępny był jedynie amerykański spadek? Czy nie przypominałoby to pompejańskiej katastrofy, dzięki której zachowały się pamiątki z antycznego „miasta burdeli i piekarni”? Przychodzi mu to na myśl po zwiedzeniu Muzeum Paula Get-ty’ego w Kalifornii. Respektuje ono europejskie kryteria ścisłego rozróżnienia oryginału i kopii, dostarcza rzetelnych, kompetentnych informacji, a mieści się w budynku wzorowanym na willi z Herkulanum. Niegdysiejsi właściciele owego pierwowzoru znajdowali szczególne upodobanie w kopiach posągów greckich – „pierwotna oryginalność” od początku była skażona. Przedsięwzięcie Paula Getty’ego skłania europejskich intelektualistów do rozważania podstaw europejskiego poczucia wartości historycznej: „Jeśli willa Getty’ego w Malibu zostałaby nagle przysypana popiołem, to czym różniłaby się za parę setek lat od ruin Pompei?” – pisał Baudrillard (Baudrillard 1998: 76). Niemniej jednak Europejczycy nie mogą nie przyznać, że amerykańska mania fabrykowania „autentycznych kopii” to uzurpowanie sobie prawa do europejskiej historii. Czy Ameryka, ich zdaniem, jest w stanie wydać z siebie coś oryginalnego i niepowtarzalnego, a jednocześnie dającego się zestawić z oryginalnością i niepowtarzalnością osiągnięć europejskich?
Ameryka jest olbrzymim hologramem w tym sensie, że każdy z jej elementów zawiera pełną informację. Weźmy najmniejszą stację na pustyni, jakąkolwiek ulicę w jednym z miast Middle West, jakiś parking, dom w Kalifornii, Burger Kinga czy Studebakera, i już mamy całą Amerykę – na południu, północy, zachodzie czy wschodzie – pisał Baudrillard. (Baudrillard 1998: 42)
Holograficzny status przydrożnych sklepów i stacji benzynowych sprawia, że Greg i Max zatrzymują się w nich, składając hołd amerykańskiej rzeczywistości; dla Baudrillarda ten status to oznaka degradacji rzeczywistości. Dla niego Ameryka jest
fikcją panującą nad światem: Bo w Ameryce odnosi się przemożne wrażenie, że powstała ona w wyniku fantastycznej komutacji podobnych elementów i że wszystko trzyma się tu tylko na czubku świetlnego promienia, laserowej wiązki, która maluje przed naszymi oczami amerykańską rzeczywistość. Spektralność nie jest tu fantomem ani tańcem widm – to widmo rozproszonego światła. (Baudrillard 1998: 41 i 42)4
Podróżując jako Europejczyk, Baudrillard ma w pamięci tradycję kartezjańskiego myślenia – nawet jeśli zmierza do jej przeformułowania, odwrócenia lub odrzucenia, dokonuje tego w odniesieniu do pewnych filozoficznych rudymentów. Europejczyk jest zdolny do myślenia precyzyjnego i refleksyjnego, do zauważania tego, w czym bezrefleksyjnie nurzają się Amerykanie: „My w Europie posiedliśmy sztukę myślenia rzeczy, analizowania ich, poddawania refleksji” (Baudrillard 1998: 35). Mieszkańcom Starego Świata Ameryka udostępnia doświadczenie epifanii prymitywizmu:
Stany Zjednoczone wraz z ich przestrzenią, technologicznym wyrafinowaniem, brutalnie dobrym samopoczuciem, a także wszechobecną symulacją, są w istocie jedynym dzisiejszym społeczeństwem prymitywnym. (…) Prymitywność przejawia się w hiperbolicznym i odhumanizowanym charakterze tego świata, który nam się wymyka i który daleko wyprzedza własną rację moralną, społeczną czy ekologiczną. (Baudrillard 1998: 15)5
Tylko Europejczyk, dzięki swym intelektualnym przymiotom, jest w stanie ujrzeć konfigurację, w jakiej ów prymitywizm współistnieje z innymi elementami amerykańskiego życia:
Ameryka szokuje przybysza nieoczekiwanym współistnieniem pierwszego poziomu (prymitywność i dzikość) i świata trzeciego typu (simulacrum absolutne). Nie ma środka. (…) Aby ujrzeć i poczuć Amerykę, trzeba przynajmniej przez chwilę doświadczyć gdzieś w dżungli downtown, na Painted Desert albo na zakręcie freeway, że Europa nie istnieje. I przynajmniej na chwilę dopuścić do siebie pytanie: „Jak można być Europejczykiem”6. (Baudrillard 1998: 138)
W istocie porzucenie europejskiej świadomości nie wydaje