NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ. Ken Follett
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ - Ken Follett страница 5
Radował się, bo udało mu się zbiec i płynął na spotkanie z kobietą, którą kochał. W świetle gwiazd piasek na brzegu rzucał biały blask, a gdy wiosła wynurzały się na powierzchnię, piana wokół nich przywodziła na myśl włosy jego ukochanej, które opadały jej na ramiona. Miała na imię Sungifu, lecz wszyscy mówili na nią Sunni, i była wyjątkowa pod każdym względem.
Widział ciągnące się na nabrzeżu zabudowania, w większości kramy rybaków i handlarzy. Był tu także warsztat blacharza wyrabiającego nierdzewne części do łodzi, podwórze, gdzie skręcano liny, a także wielki piec smolarza, w którym wypalano sosnowe kłody, aby uzyskać lepką substancję służącą szkutnikom do uszczelniania łodzi. Z wody miasto zawsze wydawało się większe. Liczyło kilkuset mieszkańców, a byt większości z nich był w ten lub inny sposób związany z morzem.
Edgar spojrzał na drugi brzeg zatoki. W ciemności nie byłby w stanie zobaczyć Sunni, nawet gdyby tam stała. Wiedział jednak, że jej nie ma, bo mieli się spotkać dopiero o świcie. Mimo wszystko nie mógł oderwać wzroku od miejsca, w którym wkrótce zobaczy ukochaną.
Sunni miała dwadzieścia jeden wiosen i była starsza od Edgara o przeszło trzy lata. Zauważył ją, gdy pewnego dnia siedział na plaży i wpatrywał się we wrak wikińskiej łodzi. Oczywiście znał ją z widzenia – znał tutaj wszystkich mieszkańców – ale wcześniej nie zwracał na nią uwagi i nie przypominał sobie, by wiedział coś na temat jej rodziny.
– Morze wyrzuciło cię razem z wrakiem? – spytała. – Siedziałeś tak nieruchomo, że wzięłam cię za drewno, które fale wymyły na brzeg.
Domyślił się, że musi mieć bujną wyobraźnię, skoro wymyśliła coś takiego, i przeczuwając, że go zrozumie, odparł, że fascynuje go kształt wikińskiej łodzi. Po godzinie rozmowy był w niej zakochany bez pamięci.
Sunni powiedziała mu, że jest mężatką, ale było już za późno.
Jej mąż, Cyneric, liczył sobie trzydzieści wiosen i Sunni poślubiła go w wieku czternastu lat. Cyneric miał niewielkie stado mlecznych krów, których doglądała. Była bystra i zarobiła dla niego dużo pieniędzy. Dzieci nie mieli.
Edgar szybko odkrył, że Sunni nienawidzi męża. Co wieczór po nocnym dojeniu Cyneric chodził do karczmy Pod Żeglarzem i upijał się. Sunni mogła się wtedy wymykać z domu na spotkania z Edgarem.
Teraz jednak przestaną się ukrywać. Dziś uciekną razem… czy raczej odpłyną. Edgarowi zaproponowano pracę i dom w wiosce rybackiej pięćdziesiąt mil dalej wzdłuż wybrzeża. Miał szczęście, że spotkał szkutnika, który szukał rąk do pracy. Edgar nie miał pieniędzy – nigdy ich nie miał, bo matka twierdziła, że są mu niepotrzebne – lecz wziął swoje narzędzia; leżały w schowku na łodzi. Wkrótce on i Sunni rozpoczną nowe życie.
Kiedy wyda się, że zniknęli, Cyneric zacznie myśleć o ponownym ożenku. Jeśli żona uciekała z innym, małżeństwo stawało się nieważne. Kościołowi mogło się to nie podobać, ale taki był zwyczaj. Sunni mówiła, że w ciągu kilku tygodni Cyneric uda się na wieś i znajdzie przymierającą głodem rodzinę z ładną czternastoletnią córką. Edgar zastanawiał się, po co mu nowa żona, skoro według Sunni łóżkowe sprawy niewiele go interesowały.
– Musi mieć kogoś, kim będzie mógł pomiatać – mówiła. – A problem ze mną jest taki, że jestem wystarczająco dorosła, żeby nim pogardzać.
Cyneric nie będzie ich ścigał, nawet jeśli się dowie, gdzie się ukrywają, co prawdopodobnie nieprędko się wyda.
– A jeżeli się mylimy i nas odnajdzie, spiorę go na kwaśne jabłko – zagroził Edgar. Sunni miała taką minę, jakby uważała jego słowa za czcze przechwałki, i nie myliła się. – Ale pewnie nie dojdzie do tego – dodał więc pospiesznie.
Dopłynąwszy na drugą stronę zatoki, wciągnął łódź na brzeg i zawiązał linę cumowniczą wokół głazu. Słyszał śpiew mnichów i ich modlitwy. Klasztor znajdował się nieopodal, a kilkaset jardów dalej stała chata Cynerica i Sunni.
Edgar usiadł na piasku i wpatrzony w ciemne morze i niebo, rozmyślał o ukochanej. Czy wymknie się z domu równie łatwo jak on? A jeśli Cyneric się obudzi i ją zatrzyma? Może wywiązać się awantura. Nagle ogarnęła go przemożna chęć, żeby zmienić plan i pójść po Sunni.
Z trudem się powstrzymał. Wiedział, że dziewczyna lepiej poradzi sobie sama. Pijany Cyneric spał twardo, a ona poruszała się cicho jak kotka. Zamierzała położyć się do łóżka w jedynej ozdobie, jaką miała – misternie rzeźbionym srebrnym kółku zawieszonym na skórzanym rzemyku. W sakiewce u pasa miała igłę i nić, a także haftowaną płócienną obręcz na głowę, którą zakładała na wyjątkowe okazje. Podobnie jak Edgar, mogła wymknąć się z domu w ciągu kilku sekund.
Niebawem tu będzie, z oczami błyszczącymi z podniecenia i gibkim ciałem spragnionym jego dotyku. Padną sobie w objęcia i tuląc się do siebie, pocałują się namiętnie, a gdy już nacieszą się sobą, Sunni wejdzie do łodzi, którą on zepchnie do wody, i oboje popłyną ku wolności. Pomyślał, że gdy będą już daleko od brzegu, znowu ją pocałuje. Kiedy będą mogli się kochać? Sunni była równie niecierpliwa jak on. Może wrzuci do wody obwiązany liną kamień, którego używał jako kotwicy, i zlegną na dnie, pod ławką wioślarską. Będzie im trochę niewygodnie, ale jakie to miało znaczenie? Łódź zakołysze się na falach, a oni poczują na nagiej skórze ciepłe promienie wschodzącego słońca.
Choć może rozsądniej byłoby rozwinąć żagiel, oddalić się od miasta na bezpieczną odległość i dopiero wtedy zarzucić kamień kotwiczny. Chciał odpłynąć jak najdalej, nim słońce stanie wysoko na niebie. Wiedział, że nie będzie to łatwe, kiedy Sunni znajdzie się tak blisko, wpatrzona w niego i uśmiechnięta. Przede wszystkim jednak chciał, żeby oboje byli bezpieczni.
Postanowili, że gdy dotrą do nowego domu, powiedzą, że są małżeństwem. Jeszcze nigdy nie spędzili nocy we wspólnym łożu. Od dziś co wieczór będą razem jeść kolację i zasypiać, tuląc się, a rankiem uśmiechać się do siebie znacząco.
Zobaczył błysk światła na horyzoncie – znak, że niedługo zacznie świtać. Lada chwila Sunni powinna tu być.
Na myśl o swojej rodzinie poczuł smutek. Wyobrażał sobie życie bez braci, którzy nadal traktowali go jak głupiego młokosa i próbowali udawać, że są od niego mądrzejsi. Będzie jednak tęsknił za ojcem, przez całe życie powtarzającym mu rzeczy, których on nigdy nie zapomni, na przykład: „Bez względu na to, jak dobrze spasujesz klepki, łączenie jest zawsze najsłabszym punktem”. Na myśl, że porzuca matkę, łzy napłynęły mu do oczu. Była silną kobietą; w trudnych chwilach nie utyskiwała na swój los, lecz stawiała mu czoło. Trzy lata temu, kiedy ojciec zapadł na poty i omal nie umarł, to ona przejęła obowiązki. Mówiła chłopcom, co mają robić, ściągała długi i dbała o to, by klienci nie rezygnowali z zamówień. Potrafiła przewodzić, i to nie tylko rodzinie. Ojciec był jednym z dwunastu starszych Combe, ale to matka poprowadziła mieszkańców, gdy tan Wigelm próbował podnieść komorne.
Myśl