NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ. Ken Follett

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ - Ken Follett страница 7

NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ - Ken Follett

Скачать книгу

futro, drogie siodło i uprząż zdobioną złoconym brązem. Jeden prowadził białego konia, który jeszcze niedawno należał do właściciela statku do połowu śledzi, a inny niósł przerzuconą przez ramię dziewczynę. Edgar odetchnął z ulgą, widząc, że to nie Sunni.

      Cofnął się, lecz wikingowie parli naprzód. Nie mógł uciec, musiał przecież odnaleźć Sunni.

      Kilku dzielnych mieszkańców postanowiło stawić opór. Edgar ich nie rozpoznał, stali bowiem odwróceni do niego plecami. Niektórzy byli uzbrojeni w topory i sztylety, jeden miał łuk i strzały. Przez chwilę Edgar gapił się na nich sparaliżowany widokiem ostrych kling tnących ciała, zwierzęcymi wrzaskami rannych, wonią płonącego miasta. Do tej pory oglądał jedynie bójki na pięści między kłócącymi się chłopakami albo pijanymi mężczyznami. To było coś nowego: tryskająca krew, wnętrzności wylewające się z rozprutych brzuchów, krzyki strachu i przerażenia. Zmartwiał ze zgrozy.

      Handlarze i rybacy z Combe nie mogli równać się z najeźdźcami, którzy żyli z mordowania. Wystarczyła chwila, by wikingowie wyrżnęli obrońców wioski i ruszyli dalej. Za nimi nadciągali następni.

      W końcu Edgar opamiętał się i ukrył za domem. Wiedział, że musi uciekać, lecz nie był na tyle przerażony, by zapomnieć o Sunni.

      Najeźdźcy szli główną ulicą, ścigając uciekających ludzi, jednak za domami ich nie było. Każde gospodarstwo miało około pół akra ziemi: większość ludzi uprawiała na nich drzewa owocowe i warzywa, a zamożniejsi pobudowali kurniki i zagrody dla świń. Edgar przemykał z jednego ogródka do drugiego, kierując się w stronę domu ukochanej.

      Sunni i Cyneric mieszkali w chacie podobnej do innych, z dobudowaną do niej mleczarnią. Ściany mleczarni ulepiono z mieszanki piasku, kamyków, gliny i słomy, a dach pokryto cienkimi kamiennymi płytkami – wszystko po to, by w pomieszczeniu panował chłód. Chata stała na skraju małego poletka, na którym pasły się krowy.

      Edgar dotarł do niej, pchnięciem otworzył drzwi i wpadł do środka.

      Cyneric, niski krępy mężczyzna o czarnych włosach, leżał na podłodze. Sitowie wokół niego nasiąkło krwią, a on się nie ruszał. Rana biegnąca od szyi do ramienia przestała już krwawić i Edgar nie miał wątpliwości, że mężczyzna nie żyje.

      Brindle, brązowo-biała suka Sunni, stała w kącie, dysząc i dygocząc, jak to psy, kiedy się czegoś boją.

      Gdzie jednak była jej pani?

      Na tyłach chaty znajdowało się przejście do mleczarni. Drzwi stały otworem. Idąc w ich stronę, Edgar usłyszał krzyk ukochanej.

      Gdy wpadł do mleczarni, ujrzał wysokiego wikinga o żółtych włosach. Pomieszczenie wyglądało jak pole walki: skopek na mleko leżał przewrócony – jego zawartość wylała się na kamienną podłogę – podobnie jak długi żłób, z którego jadły krowy.

      Chwilę później Edgar pojął, że przeciwniczką wikinga jest Sunni. Jej opaloną twarz wykrzywiał grymas wściekłości, ciemne włosy miała zmierzwione, a otwarte usta obnażały białe zęby. Wiking trzymał w dłoni topór, lecz go nie używał. Drugą ręką próbował przyprzeć do podłogi Sunni, która wymachiwała dużym kuchennym nożem. Najwyraźniej nie chciał jej zabijać, lecz tylko pojmać, bo zdrowa młoda niewolnica była sporo warta.

      Żadne z nich nie widziało Edgara.

      Nim chłopak zdążył się poruszyć, Sunni chlasnęła napastnika nożem w twarz. Ten ryknął z bólu, a z rozciętego policzka trysnęła krew. Rozjuszony wojownik cisnął topór na ziemię, oburącz chwycił dziewczynę za ramiona i przygniótł do ziemi. Edgar usłyszał straszne łupnięcie, gdy głowa Sunni z impetem uderzyła o kamienny stopień na progu. Z przerażeniem zobaczył, że ukochana straciła przytomność. Wiking przyklęknął, sięgnął do skórzanej kamizelki i wyciągnął rzemień, którym pewnie zamierzał związać dziewczynę, lecz kiedy odwrócił głowę, kątem oka zauważył Edgara.

      Na jego twarzy odmalował się niepokój. Sięgnął po porzuconą broń, ale było już za późno. Edgar okazał się szybszy i pierwszy pochwycił topór, podobny do tego, którego używał do ścinania drzew. Zaciskając palce na trzonku, pomyślał, że broń jest pięknie wyważona. Cofnął się poza zasięg żółtowłosego, który zaczął podnosić się z podłogi.

      Edgar zatoczył toporem szerokie koło, a zaraz potem uniósł broń nad głowę i szybkim, mocnym ruchem ją opuścił. Ostrze utkwiło w głowie wikinga. Rozłupało skórę i czaszkę i sięgnęło mózgu.

      Ku zgrozie Edgara mężczyzna nie upadł od razu – przez chwilę próbował utrzymać się na nogach. W końcu życie uleciało z niego jak dym znad zdmuchniętej świecy i niezgrabnie zwalił się na podłogę.

      Chłopak porzucił topór i przyklęknął obok Sunni. Oczy miała otwarte, jakby czegoś wypatrywała. Wyszeptał jej imię.

      – Przemów do mnie – poprosił.

      Ujął ją za rękę, lecz ta była bezwładna. Pocałował ją w usta i uświadomił sobie, że dziewczyna nie oddycha. Położył dłoń na jej kształtnej, miękkiej piersi, rozpaczliwie pragnąc poczuć bicie serca, i rozpłakał się, gdy odkrył, że przestało bić. Sunni odeszła; jej serce nigdy już nie zabije.

      Przez dłuższą chwilę patrzył na nią z niedowierzaniem. W końcu z niemal nabożną czułością dotknął czubkami palców jej powiek i delikatnie, jakby bał się, że może zrobić jej krzywdę, zamknął oczy ukochanej.

      Powoli pochylał się, aż dotknął głową nieruchomej piersi dziewczyny; jego łzy wsiąkały w ręcznie tkaną sukienkę z brązowej wełny.

      Po chwili ogarnęła go wściekłość na człowieka, który odebrał życie jego ukochanej. Niewiele myśląc, zerwał się na nogi, chwycił topór i zaczął rąbać nim twarz wikinga, miażdżąc mu czoło, oczy i kości policzkowe.

      Napad szału trwał, dopóki Edgar nie zdał sobie sprawy z przerażającej bezcelowości swego czynu. Kiedy przestał, usłyszał na zewnątrz krzyki w języku, który przypominał mu jego własny, a jednak było w nim coś innego. To przypomniało mu, w jak wielkim jest niebezpieczeństwie. Lada chwila on także mógł stracić życie.

      Nie dbam o to, czy umrę, pomyślał, lecz tę myśl szybko zastąpiła inna. Kolejny napotkany wiking mógł zabić go równie łatwo, jak on zatłukł tego, który leżał teraz u jego stóp. Pogrążony w smutku, poczuł ukłucie trwogi, gdy uświadomił sobie, że właśnie to może się zdarzyć.

      Co począć? – zastanawiał się. Bał się, że ktoś znajdzie go w mleczarni z ciałem wojownika domagającym się pomsty. Ale jeśli wyjdzie, z pewnością złapią go i zabiją. Rozejrzał się dookoła oszalałym wzrokiem, szukając miejsca, w którym mógłby się ukryć. Spojrzał na przewrócony żłób – prymitywną drewnianą konstrukcję. Wydawał się dość duży, by Edgar mógł się pod nim zmieścić.

      Położył się na kamiennej podłodze i nakrył się żłobem. Po chwili podniósł go jeszcze, sięgnął po topór i przyciągnął go do siebie.

      Przez szczeliny w deskach prześwitywało światło. Edgar leżał bez ruchu i nasłuchiwał.

Скачать книгу