NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ. Ken Follett

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ - Ken Follett страница 11

NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ - Ken Follett

Скачать книгу

i łamać kości, a młodzi i silni wyjadą.

      Wigelm sprawiał wrażenie rozdrażnionego.

      – Co więc mamy zrobić?

      – Postąpimy mądrze, zmniejszając opłaty.

      – Nie możemy pozwolić, żeby nam nie płacili!

      – Głupcze, martwi w ogóle ci nie zapłacą. Jeśli ci, którzy przeżyli, znów zaczną łowić ryby, wytwarzać produkty i handlować, być może wiosną znowu będą mogli nam płacić.

      Wynstan przyznał mu rację. Wigelm nie zgadzał się z bratem, lecz postanowił milczeć. Wilf był najstarszy i najważniejszy z nich.

      – A teraz, przeorze Ulfricu, opowiedz nam, co się stało – rzekł, rozpoczynając wysłuchanie.

      – Wikingowie przypłynęli dwa dni temu bladym świtem, kiedy wszyscy jeszcze spali – zaczął Ulfric.

      – Czemu z nimi nie walczyliście, tchórze? – spytał Wigelm.

      Wilf podniósł rękę, nakazując ciszę.

      – Po kolei – upomniał brata i spojrzał na przeora. – Jeśli dobrze pamiętam, Ulfricu, wikingowie nigdy dotąd nie najeżdżali Combe. Wiecie, skąd dokładnie przypłynęli?

      – Nie, panie. Może któryś z rybaków widział wikińską flotę?

      – Nie widujemy ich, panie – odezwał się przysadzisty mężczyzna z brodą przetykaną siwizną.

      – To Maccus – powiedział Wigelm, który znał mieszkańców miasta lepiej niż jego bracia. – Właściciel największej łodzi rybackiej w Combe.

      Tymczasem Maccus ciągnął:

      – Podejrzewamy, że wikingowie cumują swoje łodzie po drugiej stronie kanału, w Normandii. Mówi się, że tam się zaopatrują i stamtąd wyprawiają się na rajdy, a potem wracają do Normandii, żeby sprzedawać swoje łupy, niech Bóg przeklnie ich nieśmiertelne dusze.

      – To całkiem prawdopodobne, choć niezbyt pomocne – odparł Wilf. – Normandia ma długą linię brzegową. Domyślam się, że najbliższa przystań znajduje się w Cherbourgu.

      – Pewnie macie rację, panie – zgodził się Maccus. – Mówiono mi, że zbudowano ją na długim cyplu, który wrzyna się w kanał. Sam jednak tam nie byłem.

      – Ani ja – rzekł Wilf. – Czy ktokolwiek z Combe tam pływał?

      – Może dawniej – odparł Maccus. – Teraz nie zapuszczamy się tak daleko. Nie prosimy się o kłopoty i unikamy wikingów.

      – Powinniśmy zgromadzić flotę, popłynąć do Cherbourga i spalić go tak, jak oni spalili Combe! – zawołał Wigelm, wyraźnie zniecierpliwiony tą rozmową.

      Stojący w tłumie młodsi mężczyźni zakrzyknęli na znak, że się z nim zgadzają.

      – Ten, kto chce zaatakować Normanów, nic o nich nie wie – ostudził ich zapał Wilf. – Pamiętajcie, że to potomkowie wikingów. Może i są ucywilizowani, lecz to nie znaczy, że nie są równie twardzi jak ich przodkowie. Jak myślicie, czemu wikingowie najechali nas, a nie ich?

      Wigelm wydawał się przybity.

      – Chciałbym wiedzieć więcej o tym Cherbourgu – powiedział w zadumie Wilf.

      – Byłem tam raz – odezwał się młodzik z tłumu.

      – Coś ty za jeden? – Wynstan popatrzył na niego z zainteresowaniem.

      – Edgar, syn szkutnika, lordzie biskupie.

      Wynstan przyjrzał mu się z uwagą. Chłopak, choć średniego wzrostu, był umięśniony jak wszyscy szkutnicy. Miał jasnobrązowe włosy, a na twarzy ledwie meszek. Przemawiał grzecznie, lecz bez lęku; najwyraźniej wysoka pozycja społeczna ludzi, do których się zwracał, nie onieśmielała go.

      – Jak to się stało, że byłeś w Cherbourgu? – dopytywał się Wynstan.

      – Ojciec mnie zabrał. Dostarczał łódź, którą zbudowaliśmy. Ale to było pięć lat temu. Od tego czasu wiele mogło się tam zmienić.

      – Jakakolwiek informacja jest lepsza niż żadna – orzekł Wilf.

      – Mają tam dużą, ładną przystań dla wielu statków i łodzi. Rządził nią hrabia Hubert i pewnie wciąż rządzi, bo nie był stary.

      – Coś jeszcze?

      – Pamiętam córkę hrabiego, Ragnę. Miała rude włosy.

      – Chłopcy pamiętają takie rzeczy – zauważył Wilf.

      Wszyscy zaczęli się śmiać, a Edgar spąsowiał.

      Chwilę później, chcąc przekrzyczeć zgiełk, dodał podniesionym głosem:

      – Była tam też kamienna wieża.

      – Co ci mówiłem? – zwrócił się Wilf do Wigelma. – Niełatwo zaatakować miasto z kamiennymi umocnieniami.

      – Może mógłbym coś zaproponować – odezwał się biskup Wynstan.

      – Oczywiście – odparł jego przyrodni brat Wilf.

      – A gdybyśmy zaprzyjaźnili się z hrabią Hubertem? Może udałoby się go przekonać, że chrześcijańscy Normanowie i chrześcijańscy Anglicy powinni wspólnymi siłami pokonać wyznawców Odyna. – Wynstan wiedział, że większość wikingów, którzy osiedli na północy i wschodzie Anglii, przyjęła wiarę chrześcijańską, lecz ci, którzy wciąż pływali po morzach, nadal oddawali cześć swoim pogańskim bogom. – Kiedy czegoś chcesz, potrafisz być bardzo przekonujący, Wilf – ciągnął z uśmiechem biskup. Miał rację, jego przyrodni brat bywał czarujący.

      – Nie jestem pewien – odparł Wilf.

      – Wiem, co myślisz – dodał pospiesznie Wynstan. Zniżył głos, by omówić sprawy niezrozumiałe dla prostych ludzi. – Zastanawiasz się, co powie na to król Ethelred. Wszak dyplomacja jest prerogatywą króla.

      – Otóż to.

      – Zostaw to mnie. Porozmawiam z królem.

      – Muszę coś zrobić, nim wikingowie spustoszą moje ziemie – odparł Wilf. – To pierwsza praktyczna rada, jaką usłyszałem.

      Mieszkańcy Combe stali niespokojnie i szeptali między sobą. Biskup wyczuwał, że pomysł, by zaprzyjaźnić się z Normanami, byłby trudny do zrealizowania, zwłaszcza że ci ludzie już dziś potrzebowali pomocy i oczekiwali jej od nich. Obowiązkiem możnych było chronić maluczkich – to tłumaczyło ich status i bogactwa – tymczasem bracia nie zdołali ochronić Combe. Teraz mieszkańcy miasta oczekiwali od nich, że coś z tym zrobią.

      Wilf

Скачать книгу