Barwy miłości. Diana Palmer
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Barwy miłości - Diana Palmer страница 8

Uniosła groźnie brwi.
– Niczego jej nie naopowiadałam – odparła równie ozięble. – Głownie słuchałam, kiedy narzekała na swój los.
– Więc dlaczego wyciągnął ją stąd niemal siłą?
– Nie mam pojęcia. – Wyswobodziła ramię z jego uścisku. – I szczerze mówiąc, nie rozumiem, dlaczego pozwala mu się szarpać. Gdybym była z facetem, który mną pomiata, w dodatku publicznie, nie zostałabym ani minuty dłużej. Już dawno posłałabym go do diabła.
– Co ty powiesz? – zadrwił. – Taka jesteś twarda?
– Najwyraźniej. A jeśli ci to przeszkadza, to twój problem. Nie mój.
Oderwał od niej wzrok i spojrzał na drzwi, które zamknęły się za Simonami.
– Jak go znam, pewnie ją pobije. Zdarzało mu się w przeszłości podnosić na nią rękę.
– Trzeba było go powstrzymać. Z tego, co mówiła, w dzieciństwie byliście jak rodzina. Mogłeś zareagować.
– Tak, mogłem… – warknął i wymamrotał obelgę pod adresem Andrew. – Ale tylko bym jeszcze bardzie pogorszył jej sytuację.
– Nikt jej nie zmusza, żeby z nim była, jeśli źle ją traktuje. To nie średniowiecze. Nie musi do końca życia być ofiarą. Współczuję jej, ale nie mam kompleksu męczennicy, więc nie do końca rozumiem, dlaczego tkwi w toksycznym związku.
Ulżyło jej, kiedy im przerwano, bo miała szczerze dość tej rozmowy. Czemu tak się przejmował losem Margery? Wzruszyła ramionami. Pewnie traktuje ją jak młodszą siostrę i odczuwa wobec niej silny instynkt opiekuńczy. Zastanawiała się, która z obecnych kobiet próbuje go usidlić. Flirtowała z nim tylko jego nowa bratowa, Deborah. To pewnie ją chciał przekonać, że nie jest zainteresowany. W końcu to żona jego brata, w dodatku świeżo poślubiona. Moja obecność miała ją odstraszyć, doszła do wniosku i postanowiła wywiązać się z zadania, z którym tu przyszła. Przez resztę wieczora nie odstępowała Scarpellego na krok, zwłaszcza kiedy rozmawiał z Markiem i Deb.
Najwyraźniej nie docenił jej wysiłków. Kiedy około północy pożegnali się i zeszli do garażu, sprawiał wrażenie poirytowanego.
– Co to miało być? – warknął, wsiadając do samochodu. – Przykleiłaś się do mnie jak rzep.
– Mówiłeś, że mam zniechęcić jakąś kobietę – odpowiedziała ze stoickim spokojem. – Nie chodziło o Deborę? Flirtowała z tobą jak najęta.
Roześmiał się i włożył kluczyk do stacyjki.
– Deb już tak ma, taka się urodziła. Naprawdę sądziłaś, że to ona?
– A czemu nie? Swoją drogą, to bardzo ładna i fajna dziewczyna. Spodobała mi się. Reszta twojej rodziny też.
– Tak? Bardzo mnie to cieszy, bo przez najbliższych kilka tygodni będziesz ich często widywać.
Odwróciła się gwałtownie i posłała mu urażone spojrzenie.
– Nie ma mowy! Nie tak się umawialiśmy.
Uśmiechnął się leniwie, przesuwając wzrokiem po całym jej ciele.
– Porozmawiamy o tym u ciebie.
– Wykluczone. Nie przypominam sobie, żebym zapraszała cię do domu. Powiedziałeś, że chodzi o jeden wieczór. Zrobiłam to, o co prosiłeś, i to by było na tyle. Nie pozwolę się szantażować. Podpisałam kontrakt!
– Który moi prawnicy unieważnią w pięć minut – stwierdził bezczelnie. – Usiądź wygodnie i odpręż się. Omówimy sprawę później. – Wsunął do magnetofonu taśmę z symfonią Z Nowego Świata Antonína Dvořáka. – Teraz mam ochotę posłuchać dobrej muzyki.
Prychnęła ze złością i oparła się o zagłówek. Powinna się domyślić, że nie można mu ufać.
ROZDZIAŁ TRZECI
Zaparkował w podziemnym garażu i pociągnął ją za łokieć do windy, jakby się obawiał, że ucieknie mu w drodze na górę. Kusiło ją, żeby tak właśnie zrobić, ale za mocno ją trzymał. Poza tym zależało jej na wystawie. W każdym razie na tyle, że była gotowa pójść na pewne ustępstwa. W granicach rozsądku, oczywiście.
– Dałabyś już spokój – odezwał się, kiedy wysiedli na jej piętrze. – Patrzysz na mnie, jakbym prowadził cię na ścięcie. Chcę tylko porozmawiać.
Otworzyła drzwi, żeby wpuścić go do środka.
– Naturalnie, panie Scarpelli – westchnęła teatralnie. – Skoro pan tak ładnie prosi, jakże mogłabym odmówić?
– Ta wystawa naprawdę wiele dla ciebie znaczy – zauważył odkrywczo.
Obrzuciła go morderczym spojrzeniem.
– Pracowałam na nią całe życie. Nie poddam się bez walki.
Przymknął oczy i popatrzył na nią z namysłem.
– Hm… czyli nie jesteś tylko tak zwaną ładną blondynką. Coś się jednak kryje za tą śliczną buzią.
– Nie bawią mnie żarty o blondynkach – ucięła krótko. – Są w złym guście.
Rozejrzał się niespiesznie po salonie. Można by pomyśleć, że nigdy wcześniej nie widział wystroju utrzymanego w biało-złotych tonacjach.
– Wnętrze naprawdę wiele mówi o człowieku…
– Słucham? – Zamrugała gwałtownie. – Nie bardzo rozumiem.
– Jesteś pewna, że nie rozumiesz? Wystarczy spojrzeć. Dookoła biel i złoto. Stawiałbym na niewesołe dzieciństwo i dom, w którym się nie przelewało. Trafiłem?
Jej ciemne oczy zrobiły się okrągłe jak spodki. Miała wrażenie, że grunt usuwa jej się spod nóg. Jak on to robi?
– Napije się pan czegoś? – zapytała podenerwowana.
– To nie ja wyglądam, jakbym miał za chwilę zemdleć.
– Mówił panu ktoś, że jest pan wyjątkowo bezczelny?
– Przestań mówić do mnie na pan. Poza tym nie jestem bezczelny, tylko spostrzegawczy. Jak twoim zdaniem udało mi się osiągnąć tak wielki sukces?
Prychnęła lekceważąco.
– Wymuszeniami i szantażem?
Roześmiał