Leniwe wieczory, burzliwe poranki. Alina Białowąs
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Leniwe wieczory, burzliwe poranki - Alina Białowąs страница 4
Trochę mnie to martwi; wolałabym zmienić charakter jeszcze przed odlotem do Japonii. Szczerze mówiąc, wygląd też. Dieta cud nie pomogła mi pozbyć się wałków tłuszczu w siedem dni, ale są inne diety i inne sposoby. Tyle że długotrwałe. A ja mam naturę bardzo niecierpliwą. Na swoje nieszczęście jestem farmaceutką i wiem, że nie ma magicznej tabletki na schudnięcie. Owszem, istnieją różne suplementy wspomagające odchudzanie, jednak jeśli będę jeść tylko suplementy – prędzej „trupiarka” zawiezie mnie do kostnicy niż samolot do Tokio.
Ale zaraz… dlaczego ja postanowiłam, że muszę schudnąć? Zachciało mi się figury modelki? Przecież Raduś nigdy nie twierdził, że chudziny na wybiegach budzą w nim zachwyt. Wręcz przeciwnie, widząc, że oglądam w telewizji pokaz mody, powiedział, że nie przytuliłby takiego worka kości obciągniętego skórą. No to co mnie napadło, żeby koniecznie się odchudzić? Szlag. Że też człowiek wbije sobie do głowy postanowienie, nim pomyśli nad skutkami. Przecież gdybym schudła, musiałabym sprawić sobie nowe ubrania w mniejszym rozmiarze. A za co kupiłabym bilet do Tokio?
– Jasny szlag – zaklęłam głośno, bo przypomniałam sobie, że kiedyś podsłuchałam, jak Radek tłumaczył naszemu synowi, że żonaty mężczyzna musi mieć swoje pieniądze na czarną godzinę. – A ja co mam?
– Głupoty w głowie! – rozległ się za ścianą głos sąsiadki zazdrośnicy.
Ożeż ty chuda wiedźmo jedna!
Nie wstając, sięgnęłam do szuflady po tłuczek do mięsa i gdy już miałam go w ręce, nagle razem z krzesłem upadłam na kafle. Rumor był taki, jakby zwaliło się wielkie drzewo. Śmiech sąsiadki zagłuszył moje przekleństwa. Jęcząc z bólu, pokuśtykałam do sypialni.
Gdybym posłuchała Radusia, kiedy mi tłumaczył, żeby nie kłaść na podłodze w kuchni kafli tylko deski, mój upadek nie byłby aż taki bolesny, myślałam, kładąc się na kołdrze. Pamiętam, jak wyzwałam go od zasranych inżynierów i sama pojechałam kupić kafle. A teraz płacę za ten mój ośli upór, całe ciało tak mnie boli, że nawet nie mogę się ułożyć na boku i muszę leżeć na plecach, od czego kręci mi się w głowie i czuję, że zaraz puszczę pawia.
Przytrzymując się brzegu łóżka, jakoś zdołałam usiąść, jednak w głowie nadal trwało wirowanie. Szlag. Ale się urządziłam.
– Ani leżeć, ani chodzić – jęknęłam, patrząc z przerażeniem, jak prawe kolano zaczyna puchnąć w oczach. Och, gdyby Raduś tu był, zrobiłby mi kompres. I na pewno przy okazji nazwałby mnie jęczygębą, ale kto wie, czy nie podałby mi herbaty albo kawy do łóżka, a nawet czegoś do jedzenia. – Szlag. Że też musiałam odziedziczyć geny po prababce Ricie. Że też człowiek nie ma wpływu na ich wybór – pomostowałam na głos, aż ochrypłam.
Nagle zadzwoniła moja komórka. Na szczęście nie wypadła z kieszeni płaszcza kąpielowego, gdy przewróciłam się razem z krzesłem. Któż to do mnie dzwoni? Igor! Mój synuś kochany, moje oczko w głowie.
– Bonjour, maman.
Ja ci dam „bążur mamą”, Francuzie farbowany.
– Czak, czak, czak. – Z mojego gardła wydobyło się skrzeczenie sroki.
– Maman, es tu la? – zapytał Igor.
Etula? A czy ja wiem, co to znaczy? Poirytowana chrząknęłam głośno i nagle odzyskałam głos:
– Pięć minut jesteś we Francji i już zapomniałeś polskiego?!
– Nie pięć minut, tylko pięć dni. Moja dziewczyna siedzi obok i nie chcę, żeby sobie pomyślała, że dzwonię do innej kobiety.
– Czy to znaczy, że ona jest zazdrosna?
– Tak. Jest o mnie bardzo zazdrosna – dodał zachwyconym głosem.
Ech, ta męska próżność. Ale żeby mój syn był próżny? Przecież on odziedziczył moje geny.
– Podobam się jej koleżankom.
– Uhm. A czy one wszystkie są czar… mają ciemny kolor skóry?
Zamiast odpowiedzi rozległo się głośne westchnięcie.
– Wszystkie? – dopytywałam z nadzieją, że zaprzeczy.
– Jakie to ma znaczenie? Mamo, ja kocham Yvonne. Tak trudno ci to zrozumieć?
Jeszcze dodaj: w twoim wieku – podpowiedziałam ironicznie w myślach, a na głos rzekłam dyplomatycznie: – Krótko się znacie. Czas pokaże czy to miłość, czy…
– À propos czasu – przerwał mi. – Jak długo jeszcze chciałaś mnie okłamywać, że tata pojechał do babci opiekować się nią w chorobie?
Zaniemówiłam. To kłamstwo wymyśliła moja mama i Igor od niej je usłyszał.
– Halo? Mamo? Jesteś tam?
– Jestem.
– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
No proszę, a jeszcze tak niedawno to ja mówiłam do niego z pretensją w głosie: „Nie odpowiedziałeś na moje pytanie”. Jednak to prawda, że trzeba uważać, co się mówi do dzieci, bo ani się człowiek obejrzy, a usłyszy od nich własne słowa. Jak mocno opóźnione echo.
– Igor, po pierwsze nie ja cię okłamałam. Po drugie obiecałeś mi, że zadzwonisz, gdy tylko samolot wyląduje. Dzwonisz dopiero po tygodniu, żeby się kłócić?
– Ja się nie kłócę. Nie jestem taki kłótliwy jak… – umilkł, a ja wpadłam w złość.
– Jak kto?! No?! Słucham! Kogo miałeś na myśli?!
– Na pewno nie ciebie, mamo, ale po tych twoich krzykach przestaję się dziwić tacie, że wyjechał bez uprzedzenia.
Zatchnęło mnie na chwilę.
– Odezwę się za kilka dni, może do tego czasu przejdzie ci złość.
– Igor – wykrztusiłam i starając się, by mój głos brzmiał łagodnie, powiedziałam: – Nie traktuj mnie jak wroga…
– A ty mnie jak małe dziecko. Mamo, ja mam trzydzieści lat. Rozumiem i widzę więcej, niż ci się wydaje.
Rozłączył się bez „cześć” albo „do usłyszenia”.
No i po radości, że mój synuś kochany, moje oczko w głowie, do mnie zadzwonił, pomyślałam, kładąc komórkę obok siebie na kołdrze.
– Jasny szlag! – krzyknęłam po chwili. Dlaczego ja mam się zamartwiać, że mój syn jest zakochany w czarnoskórej kobiecie? I do tego bardzo o niego zazdrosnej? A niech skosztuje tego miodu, jakim jest zazdrość. Niech zobaczy, jeśli widzi więcej, niż mi się wydaje, do czego może doprowadzić zazdrość tej jego Yvonne! I nie będę go przytulać ani pocieszać, gdy przyjedzie rozżalony do Polski. Niech leci do tatusia! Do Japonii.