Leniwe wieczory, burzliwe poranki. Alina Białowąs

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Leniwe wieczory, burzliwe poranki - Alina Białowąs страница 9

Leniwe wieczory, burzliwe poranki - Alina Białowąs

Скачать книгу

nie musiałaby zadawać się z Gwidonem, rozmyślałam, ciągle stojąc nago przed lustrem. Tyle że moje pulchne ciało nie było już zaróżowione i nie wyglądało ponętnie. Patrzyła na mnie roztyta kobieta z zachmurzoną twarzą, obwisłymi cyckami i pofałdowanym brzuchem. Szlag, westchnęłam z jękiem. Nagle spojrzałam na uda, które kilka godzin temu porównałam do apetycznych serdelków, uśmiechnęłam się i kilka razy powtórzyłam: „Jestem seksowna”. Czasem trzeba coś sobie powtarzać, szczególnie na temat własnego wyglądu, tak długo, aż się samemu w to uwierzy.

      Wyszłam nago z łazienki. Przecież gdybym włożyła ten wielki żółty szlafrok, nie dałabym rady sobie wmówić, nawet wykrzykując co pięć minut, że jestem seksowna.

      Kuchnia, zaraz po sypialni, to moje ulubione miejsce, ale dziś poczułam się w niej niezbyt komfortowo: jedno krzesło ma ułamaną nogę, drugie jest na balkonie, a ja jestem po kąpieli i nie zamierzam wychodzić, więc musiałam przytargać z salonu krzesło „od kompletu”.

      Komplet, czyli stół i sześć krzeseł, kupił Radek, gdy tylko się tu wprowadziliśmy. Właściwie odkupił go od swojego kolegi, którego porzuciła żona i postanowił się pozbyć wszystkiego, co mu ją przypominało. Do dziś nie wiem, po co nam sześć krzeseł, skoro nigdy nie zapraszaliśmy tylu osób, poza moimi rodzicami. Oczywiście przychodziło każde z osobna, bo tata miał już inną kobietę, a mama była samotna. Teraz nie jest samotna, ale gdy ją zapraszam, nie zapraszam taty, ponieważ przyprowadziłby tę swoją kobietę. Mama przezwała ją Mumią, dlatego że jest o pięć lat starsza. Poza tym Mumia, gdy już zacznie mówić, nie dopuszcza do głosu nikogo więcej. Czasem, gdy się zastanawiam, jak mój tata z nią wytrzymuje, dochodzę do wniosku, że on sobie sam zadał pokutę za to, że zdradził żonę. A później dochodzę do jeszcze jednego wniosku, że zdradził mamę, bo zawsze musiała mieć ostatnie słowo i nigdy nie przyznała mu racji. Sama to powiedziała, gdy mi tłumaczyła, że nie powinnam pozbywać się Radka, bo on mnie kocha i jest bardzo cierpliwym mężczyzną. To dlaczego nie zabrał mnie ze sobą do Japonii? Dusigrosz jeden! Och! Nie będę nad tym rozmyślać, bo wpadnę w złość i zmarszczek mi przybędzie.

      Nagle rozdzwoniła się komórka. No nie! Właśnie teraz, kiedy chcę zapalić!

      – Szlag – mruknęłam, patrząc na wyświetlacz. Znowu mama. A ja jeszcze nie zdążyłam się uzbroić w cierpliwość po naszej ostatniej rozmowie.

      – Ewelina? – spytała zdziwiona.

      – Nie. Księżniczka perska.

      – Oceniając po głosie, to raczej księżniczka parska.

      – Mamo…

      – Zacznij pić herbatę z melisy, uspokaja. Gwidon wypił aż dwie po tym, jak go nie wpuściłaś…

      – Mamo…

      – To delikatny mężczyzna i bardzo opiekuńczy.

      Przymknęłam powieki. Nie wrzasnę. Nie wrzasnę. Nie wrzasnę.

      – Zadzwoniłam, bo uznałam, że powinnaś go przeprosić.

      Jednak wrzasnę.

      – Mamo! Ja własnego męża nigdy za nic nie przepraszałam, a ty mi każesz jakiegoś… jakiegoś…

      – Mówisz o moim partnerze.

      – Partnerze?! Chyba do brydża!

      Najpierw rozległo się głębokie westchnienie, później na chwilę zapadła cisza, a jeszcze później usłyszałam głos Gwidona:

      – Przeprosiny przyjęte.

      – Yyyh…

      Mama okłamała Gwidona, mówiąc, że ja go przepraszam? O, nie! To już szczyt bezczelności!

      – Pani Ewelino?

      Rozłączyłam się bez jednego słowa.

      Szlag. Nie mam rodziny. Mąż uciekł do Japonii, syn do Francji, mama ma partnera, i – kto wie – czy go nie poślubi. A ja? Co będzie ze mną? Och, muszę zapalić. Papieros mnie uspokoi, a właściwie – patrzenie na leniwie snujący się dym.

      Sypialnia wywietrzona, okno uchylone, pościel zmieniona na moją ulubioną, białą z mereżką i falbankami, a w pościeli ja, pachnąca sosną, w eleganckiej koszuli z jedwabiu w kolorze malachitowym, oszczędzaną na „jakbyco”. Mam ją na sobie, bo przecież zaczynam światowe życie, a od jutra wszystkie moje ubrania czekające na specjalne okazje znajdą się w codziennym użytkowaniu. Poza tym jestem kobietą pięćdziesięciopięcio- a nie studziesięcioletnią, która, gdy o siebie zadba, może jeszcze zakasować czterdziestolatkę. O, nawet jest przysłowie: „Jak cię widzą, tak cię piszą”. Dlatego tym bardziej już od jutra każdy dzień będzie „specjalną okazją”.

      Zadowolona z pomysłu sięgnęłam po jedną z książek na temat Japonii, leżących przy łóżku, by w spokoju poczytać do snu. Ale już po kilku stronach mój spokój szlag trafił, gdy dowiedziałam się, że tam mąż oddaje żonie całą wypłatę, a żona przydziela mu kieszonkowe. Radek nigdy nie oddał mi całej wypłaty, tylko wydzielał, jak kostki czekolady Igorowi, gdy słodycze były na kartki. Dusigrosz jeden! O wspólnym koncie nawet słuchać nie chciał. Dlatego nie mam żadnych oszczędności. Jutro w pracy spytam Bronię, czy ci trzej mężowie, z którymi już się rozwiodła, i ten czwarty, z którym teraz się rozwodzi, oddawali jej swoje wypłaty. Tata oddawał wypłatę mojej mamie, ale ona trzymała ją w niezamykanej na klucz szufladzie i bez pytania mógł korzystać z pieniędzy, choć zawsze mówił na co i ile bierze. A mój Radek? Wypłata na koncie, a on nawet pusty portfel musiał mieć przy sobie, gdy szedł do łazienki „za potrzebą”. No i kogo ja poślubiłam? Skąpiec ze sztuki Moliera był przy nim rozrzutny. Ale oczywiście Radek mawiał o sobie, że jest gospodarny. A mnie wytykał rozrzutność, szczególnie wtedy, gdy się pochwaliłam, że kupiłam nowy ciuszek, ba, nawet włożyłam go na siebie, z nadzieją, że powie mi komplement. I co usłyszałam? „Kiedy ty wreszcie zmądrzejesz i przestaniesz wydawać pieniądze na te głupoty?”. No, od razu zmądrzałam; nie przestałam kupować ciuszków, tylko zaczęłam je przed nim chować.

      Och, niepotrzebnie zaczęłam czytać tę książkę o Japonii, i to przed snem. Przecież już zdecydowałam, że nie lecę do Radka. Tylko nerwy sobie zszargałam wspominaniem, jaki to gospodarny był mój mąż. Szlag. Muszę zapalić, bo nie usnę.

      Rano po przebudzeniu przypomniałam sobie, co jeszcze przeczytałam o Japonii: że trzeba zaczynać dzień od ikigai – znalezienia w życiu celu, dla którego chcesz wstać z łóżka. Długo się nad tym nie zastanawiałam, bo cel znalazłam, nim jeszcze zaczęłam czytać. A powód, żeby zwlec się z łóżka? Przecież muszę na siebie zarabiać.

      Wstałam i dostrzegłam dziurkę wypaloną papierosem w mojej eleganckiej koszuli z jedwabiu. Od razu wpadłam w złość; prawdziwy jedwab nie jest łatwopalny, a na metce widnieje napis: 100% Silk. Dla pewności jeszcze sprawdziłam, pocierając materiałem o materiał, prawdziwy jedwab ponoć wydaje dźwięk przypominający skrzypiący

Скачать книгу