Pod powierzchnią. Lynn H. Blackburn
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pod powierzchnią - Lynn H. Blackburn страница 15
Leigh pobladła. Urządzenie monitorujące było wyciszone, ale Ryan mógł zobaczyć, jak bicie jej serca przyspieszyło na jego słowa.
– Leigh – mówił. – Będzie dobrze. Nie pozwolę, aby ci się coś stało. Wyjaśnimy to.
– On nie żyje – szepnęła. – To nie była nawet jego wina. Rak zniszczył jego mózg. Barry nigdy nie zrobiłby takich rzeczy, gdyby nie miał guza, który siał spustoszenie w jego głowie.
Widział, że w to wierzyła. Musiałby sprawdzić raporty i porozmawiać z oficerami z Durham, czy się z tym zgadzali. Podziwiał jej zdolność do patrzenia na tego człowieka jak na ofiarę, a nie potwora. Sam poznał wielu potworów. Większość z nich nie zasługiwała na współczucie. Oczywiście, mieli trudne życie. Spotykały ich nieszczęścia. Jednak nikt nie miał prawa odebrać życia drugiemu człowiekowi. Nikt nie miał prawa wykorzystywać i terroryzować innej osoby.
Czekał, aby zobaczyć, czy Leigh powie coś jeszcze. Czuł się okropnie z powodu tego, że rozmawiał z nią w taki sposób. Teraz… prosto po operacji. Miał usuwany wyrostek kilka lat temu i nie pamiętał niczego, co się wydarzyło w ciągu dwudziestu czterech godzin po zabiegu. Czy ona będzie w ogóle pamiętać ich rozmowę? Czy go za to znienawidzi?
– Zaczął wydzwaniać do szpitala – mówiła bezbarwnym głosem. – Chciał rozmawiać tylko ze mną. Z nikim innym. Czasem mnie to irytowało, ale w większości sytuacji było mi go żal. Pomagałam mu radzić sobie z wszystkimi dolegliwościami, z bólem, chodziłam go odwiedzać, kiedy przyjeżdżał na chemioterapię.
Zamknęła oczy.
– Potem… pewnego wieczora pojawił się przed moimi drzwiami.
Ryan potrafił sobie wyobrazić taki scenariusz.
– Początkowo nie byłam zbytnio zaniepokojona. – Popatrzyła teraz na niego, a w jej oczach widać było błaganie o zrozumienie. – Był chory, umierający. Próbowałam być miła. Nie wpuściłam go do środka ani nic takiego. Myślałam o tym milion razy, ale nie kojarzę, żebym zrobiła cokolwiek, co mogłoby go zachęcić.
– Leigh…
– Wiem – przerwała. – Wiem, że to nie moja wina. Ale nie da się nie pomyśleć, czy przypadkiem nie dało się jakoś inaczej postąpić, żeby się uchronić przed tym późniejszym okropieństwem.
Nie próbował się z nią sprzeczać. Mógł sobie wyobrazić, że jej współczucie nie pozwoliło jej zauważyć niebezpieczeństwa. Nawet teraz było jej trudno obwiniać tego człowieka za to, co zrobił.
– Zadzwoniłam do jego córki. Przyjechała i go zabrała. Przepraszała… Ale o drugiej w nocy wrócił. Wystraszyłam się na śmierć, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Kiedy zobaczyłam, że to on, nawet nie otworzyłam. Powiedziałam, że powinien pojechać do domu. Ponownie zadzwoniłam do jego córki.
Wzięła łyk napoju i zmarszczyła nos.
– Chcesz, żebym ci przyniósł coś innego do picia? Co byś chciała?
– Colę – odparła bez wahania.
– Załatwione.
Otworzył drzwi. Policjant, który stał na zewnątrz, zerknął w jego kierunku.
– Wszystko w porządku – rzekł. – Mogę prosić o przysługę? Jak zobaczysz pielęgniarkę, poproś ją, żeby przyniosła Leigh colę.
– Jasne – odparł mężczyzna.
Ryan podszedł znowu i stanął przy jej łóżku. Popatrzyła na niego z wesołością.
– Co?
– Tu przy łóżku jest takie coś. – Wskazała na światełko przy poręczy. – Można wezwać pielęgniarkę. Nie potrzeba angażować policjantów, żeby załatwić colę. – Prawie się zaśmiała.
– Ale z ciebie spryciara.
– Czasami.
– Pamiętam.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu.
– Domyślam się, że nie odszedł po dobroci.
– O nie. Wrzeszczał na mnie przez drzwi, kiedy czekałam na jego córkę. Nakrzyczał na nią, gdy po niego przyjechała. Myślałam, że to zakończy tę sprawę. Przez kilka tygodni nie słyszałam nic od niego, a później zaczęły się dziać dziwne rzeczy: kwiaty doręczone do szpitala, do domu, kartki, na których pisał, że będę jego na zawsze, że mnie kocha i nie może beze mnie żyć. Niektóre z nich byłyby naprawdę miłe, gdyby nie to, że były zupełnie oderwane od rzeczywistości. Kilka było bardzo niepokojących i zbyt dosłownych.
Megyn weszła, trzymając puszkę coli i kubek ze świeżym lodem.
– Proszę. Zgłosiłam, żeby ci przynieśli jedzenie. Powinno tu wkrótce być.
– Dziękuję.
Kiedy tylko pielęgniarka wyszła, Leigh jęknęła.
– Boli cię coś?
– Nie. – Otworzyła colę i nalała sobie trochę do kubka z lodem. – Widziałeś, co dostają ludzie po operacji? Galaretkę i niesolony bulion. Musisz mnie stąd wydostać, bo umrę z głodu.
Kiedy tylko skończy rozmawiać z Leigh, spyta doktora Price’a, czy będzie mógł zorganizować dla niej coś smaczniejszego. Przyniósłby jej, cokolwiek by sobie zażyczyła, ale nie chciał przyprawić ją o niestrawność. Oczywiście, to ona była pielęgniarką. Powinna wiedzieć, co może, a czego nie powinna jeść.
Leigh wzięła łyk i głośno wypuściła powietrze.
– W każdym razie sytuacja ze złej stała się jeszcze gorsza, a potem było to już kuriozalne. Przyszedł do mojego kościoła i urządził okropną scenę w trakcie nabożeństwa. Pojawił się na przyjęciu urodzinowym mojej znajomej. Nigdy się nie dowiedziałam, skąd wiedział, gdzie byłam. Chyba że mnie śledził.
– Prowadził samochód? – Przecież ten człowiek powinien mieć odebrane prawo jazdy.
– Nielegalnie – odparła. – Miał trudną sytuację finansową. Jego rodzina starała się, jak tylko mogła, ale nie zapewnili mu nikogo, kto zajmowałby się nim na stałe. A nie było ich stać na dom opieki.
Przejechała palcem po krawędzi kubka.
Nie pospieszał jej.
– Pewnego ranka znalazł się w garażu piętrowym przy szpitalu. Z bronią. Powiedział mi, że mam z nim jechać.
Popatrzyła na Ryana.
– Musisz wiedzieć, że pod względem postury nie stanowił poważnego zagrożenia. W tamtej chwili prawdopodobnie ważył mniej niż pięćdziesiąt kilo. Był wątły i słaby. Łatwo mogłam mu uciec, ale naprawdę się bałam, że mnie zastrzeli.