Upadające Imperium. John Scalzi

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Upadające Imperium - John Scalzi страница 16

Upadające Imperium - John Scalzi

Скачать книгу

się trochę lepiej.

***

      Bardzo Poważny Uniform nieco uwierał, ale nawet w ułamku procenta nie tak bardzo jak komitet wykonawczy.

      Kiedy Cardenia weszła do ogromnej sali balowej, dziewięciu członków komitetu podeszło i skłoniło się jej głęboko.

      – Wasza wysokość – powiedziała nisko zgięta Gunda Korbijn, arcybiskup Xi’an i nominalna przewodnicząca komitetu wykonawczego. – Niech mi będzie wolno wyrazić najgłębszy smutek i współczucie w dniu odejścia twego ojca, imperoksa. Niewątpliwie zasiądzie u boku Prorokini w Zaświatach.

      Cardenia, znając całkowity brak religijności imperoksa, mimo iż oficjalnie był on głową Kościoła Wspólnoty, powstrzymała delikatny uśmiech wpełzający na jej usta.

      – Dziękuję, wasza wielebność.

      – W imieniu całej rady chciałam zadeklarować naszą nieodmienną wierność tobie, rodowi Wu i Wspólnocie.

      – Oczywiście, dziękujemy – odpowiedziała Cardenia, po raz pierwszy używając imperialnego „my” w odniesieniu do samej siebie, a także nieco bardziej formalnego stylu wypowiadania się, którego uczono ją przez ostatni rok.

      „Trochę to potrwa, zanim się przyzwyczaję” – pomyślała. Zerknęła na Naffę, która niczego nie zasygnalizowała uniesieniem brwi. Bez wątpienia zrobi to później.

      Członkowie komitetu pozostali w głębokim ukłonie, co wprawiło Cardenię w niejakie zakłopotanie, aż w końcu uświadomiła sobie, że czekają, aż pozwoli im się wyprostować.

      – Proszę – powiedziała tylko trochę speszona, pokazując im, aby przestali się giąć w ukłonie. Tak też zrobili. Następnie wskazała na długi stół, który ustawiono pośrodku sali balowej. – Usiądźmy i przejdźmy do konkretów.

      Komitet usiadł. Jego najstarsi członkowie najbliżej krzesła imperoks, przy jednym końcu stołu, z wyjątkiem arcybiskup Korbijn, która zajęła miejsce naprzeciwko niej. Cardenia przyjrzała się ich ubiorom: biskupi Kościoła w pięknych, czerwonych szatach z purpurowymi obszyciami, przedstawiciele gildii w formalnej czerni i złocie, zaś reprezentanci parlamentu w ciemnoniebieskich garniturach. Jej własny Bardzo Poważny Uniform był koloru imperialnej zieleni, ciemny ze szmaragdowymi lamówkami.

      „Wyglądamy jak pudełko kredek”, uznała Cardenia.

      – Wasza wysokość raczy się uśmiechać – odezwała się arcybiskup Korbijn.

      – Wspominamy naszego ojca, który często opowiadał o spotkaniach z komitetem.

      – Mam nadzieję, że same dobre rzeczy.

      „Właściwie to nie bardzo”.

      – Tak, oczywiście.

      – Wasza wysokość, kolejne kilka dni będą kluczowe. Musisz ogłosić okres żałoby…

      – Już to uczyniliśmy, wasza wielebność. Będziemy jej przestrzegać przez tradycyjne pięć dni.

      – Bardzo dobrze – powiedziała Korbijn, nie okazując w żaden sposób, że przerwanie w pół zdania ją zirytowało. – W tym czasie niestety ty sama będziesz dość mocno zajęta. – Skinęła głową w kierunku Vaera, biskupa Hubu, siedzącego na prawo od Cardenii, a ten wyciągnął skórzaną teczkę, z niej zaś gruby plik papierów, który podał władczyni. – Przygotowaliśmy dla waszej wysokości propozycję terminarza, aby ci usłużyć. Obejmuje on sporo odpraw, a także formalnych i nieformalnych spotkań z gildiami, parlamentem i przedstawicielami Kościoła.

      Cardenia wzięła kartki, ale nie spojrzawszy na nie, przekazała je stojącej za jej krzesłem Naffie.

      – Dziękujemy.

      – Chcielibyśmy zapewnić waszą wysokość, że w czasie obejmowania rządów wszystko będzie się odbywało płynnie i przy najwyższej trosce oraz szacunku. Wiemy, że to niełatwy okres dla waszej wysokości, a wiele z tych spraw stanowi nowość. Chcielibyśmy pomóc waszej wysokości w płynnym przyzwyczajeniu się do nowej roli.

      „Chcecie mi pomóc w objęciu władzy czy mną kierować?”.

      – Raz jeszcze dziękuję, wasza wielebność. Nasze serce się raduje, widząc waszą troskę.

      – Mamy również inne troski – powiedział Lenn Edmunk, jeden z przedstawicieli gildii. Ród Edmunk dzierżył monopole na krowy, świnie i wszelkie produkty pochodne, od mleka po świńskie skóry. – Twój ojciec pozostawił trochę nierozwiązanych spraw dotyczących gildii, między innymi kwestie przekazywania monopoli i przecierania dróg handlowych.

      Cardenia zauważyła, że arcybiskup Korbijn zacisnęła usta. Edmunk ewidentnie odezwał się poza kolejnością.

      – Wyjaśniono nam, że takie sprawy muszą zostać procedowane w parlamencie, a następnie przedstawione nam do zatwierdzenia bądź odrzucenia.

      – Twój ojciec, wasza wysokość, zapewnił nas, że kwestie te zostaną załatwione.

      – Czy miało się to odbyć w sposób, który nie uwzględniałby roli parlamentu, panie Edmunk?

      – Oczywiście że nie, wasza wysokość – odpowiedział po chwili Edmunk.

      – Cieszy nas to. Na tym wczesnym etapie rządów nie chcielibyśmy, aby parlament odniósł wrażenie, że jego rola jest jedynie doradcza, a bieg spraw zależy wyłącznie od kaprysu imperoksa. – Zwróciła się do Upekshy Ranatungi, członkini parlamentu, której ranga dawała prawo do zasiadania w komitecie. Siedziała u jej lewego boku i podziękowała za te słowa skinieniem głowy. – Nasz ojciec wierzył w równowagę władzy, która pozwoliła Wspólnocie rozkwitnąć: domeną parlamentu jest stanowienie praw i wymiar sprawiedliwości, gildii – handel i dobrobyt, zaś duchowość i poczucie wspólnoty należą do spraw Kościoła. Ponad nimi zaś jest imperoks, matka wszystkich, która zapewnia porządek.

      – Mówiąc to, wasza wysokość…

      – Nie zapominaj, że ród Wu także stanowi gildię – powiedziała Cardenia, przerywając Edmunkowi, którego te słowa wyraźnie zbiły z pantałyku. – Dlatego też nie zaniedbamy interesów gildii. Jesteśmy również matką Kościoła i zwyczajnym członkiem parlamentu. Wszystko stanowi przedmiot naszego zainteresowania, aby sprawiedliwie wszystkich traktować. Omówimy sprawy gildii, kiedy nadejdzie właściwy czas, panie Edmunk. Nie jesteśmy jednak naszym ojcem. Nie jestem głucha na obietnice, które wam złożył, ale też mnie one nie wiążą. Teraz ja jestem imperoksem, nie mój ojciec.

      „No – pomyślała Cardenia, beznamiętnie wpatrując się w Edmunka – przetraw to sobie przez chwilę”.

      Edmunk spuścił wzrok, kłaniając się.

      – Wasza wysokość – powiedział.

      – Jeśli chodzi o parlament, wasza wysokość, jest jeszcze jedna, niezwykle ważka kwestia – odezwała się Ranatunga. – Doszły nas słuchy, że rebelia na Kresie weszła w nową i bardziej niebezpieczną fazę. Książę

Скачать книгу