Hłasko. Radosław Młynarczyk

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hłasko - Radosław Młynarczyk страница 11

Hłasko - Radosław Młynarczyk Biografie

Скачать книгу

Znów – podobnie jak w Chorzowie – nie pasował do otoczenia, czuł się wyobcowany.

      Nie męczył się jednak zbyt długo. Z końcem roku Hłaskowie z Gryczkiewiczem przenieśli się do Wrocławia, gdzie Kazimierz otrzymał posadę dyrektorską. To tam skończyć się miała ponadroczna tułaczka Marka i jego matki. Na Dolnym Śląsku odnaleźli w końcu swoje miejsce, stworzyli nowy dom – inny od tego w stolicy, ale własny.

      Wrocław nie przypominał w niczym Częstochowy, Chorzowa ani Białegostoku. To było miasto z szerokimi chodnikami, wysokimi kamienicami, przestronnymi domami handlowymi. Niegdyś. Teraz szerokie chodniki przykryło morze gruzów, wysokie kamienice straszyły sterczącymi resztkami ścian, a z przestronnych domów handlowych pozostały niższe piętra i fundamenty. Z drugiej strony Wrocław wciąż imponował równym brukiem w dalszych dzielnicach, wieloma mostami i kusił tysiącami domów opuszczonych przez Niemców. Tylko organizacyjny popłoch wszędzie w ówczesnej Polsce był podobny. Tworzona na szybko administracja jeszcze do końca 1946 roku działała po omacku, bez wyraźnych centralnych wytycznych, co rodziło chaos oraz dawało szerokie pole do manipulacji i spekulacji. Bywało, że przyjezdni mijali się w drzwiach z poprzednimi właścicielami i lokatorami: znajdowali w kuchni jeszcze ciepłą herbatę, a płyta wciąż kręciła się w adapterze, choć bez dźwięku. Przybysze z Kresów i zrujnowanych miast centralnych nierzadko wchodzili w opuszczoną, ale kompletną przestrzeń poniemiecką: z pościelą, zastawą, sztućcami, ręcznikami, ubraniami, a nawet mydłem.

      Maria Hłasko z synem i partnerem zatrzymali się chwilowo przy Hauke-Bosaka, w pięciopokojowej rezydencji Hłasków. Zajęła ją ciotka Isia i sprowadziła resztę rodziny, w tym Zytę z rodzicami. Choć mieszkanie było obszerne, to znów, podobnie jak w Częstochowie, żyli w nieprawdopodobnym zagęszczeniu, dlatego Kazimierz czym prędzej wystarał się o przydział na lokum.

      Pomimo że akurat tu sprzęty i tekstylia zostały częściowo rozszabrowane, dom przy Borelowskiego 44 wyglądał i tak imponująco. Położony w spokojnej, zielonej dzielnicy Sępolno, z dala od szumu głównych ulic i zgiełku odbudowywanego centrum, stanowił dar od niebios – czy Polski Ludowej. Zabudowa szeregowa, jednopiętrowa, z poddaszem i ogródkiem to było więcej, niż Hłaskowie mogli oczekiwać. To nawet więcej, niż mieli w Warszawie. A najlepsze było to, że naprzeciwko zamieszkali Czyżewscy. Maria miała pod ręką siostrę, a Marek niezawodnego partnera do wypraw po mieście – Andrzeja.

      Marek Hłasko w mundurku harcerskim nad Odrą, Wrocław, lato 1947 roku

      Andrzej Czyżewski Collection / East News

      No i regularne harcerstwo. Codzienne zbiórki, musztra, przykładność. Koledzy. Hłasko wreszcie na dobre oderwał się od maminej spódnicy, choć nie obyło się bez zgrzytów. Obozy stanowiły ciężką przeprawę. Siedząc w domu, wyrywał się na zewnątrz, ale przebywając gdzieś w Polsce, płakał za matką. Chęć uczestnictwa w tym wielkim powojennym przedsięwzięciu była jednak zbyt silna, by zrezygnować.

      Na przykładzie Hłaski można dobrze zobrazować, w jaki sposób władza ludowa dążyła do pozyskania młodych. Droga była prosta: harcerstwo, socjalistyczna organizacja młodzieżowa, organizacja partyjna. W odradzającej się Polsce, szczególnie na Ziemiach Odzyskanych, potrzebny był centralnie kierowany ruch, angażujący i mobilizujący młodzież do działania, stojący na straży dialektycznego wychowania przyszłych bojowników o światowy pokój. Cel pośredni, choć nie mniej ważny, stanowiła konieczność zajęcia uczniom czasu pozaszkolnego, szczególnie w okresie, gdy głowy kipiały wciąż od wojennych przeżyć i rojeń o partyzantce. Władza dążyła do wytworzenia w społeczeństwie powszechnego przekonania o jedności narodu – w takim kształcie i w takich granicach, jakie wyznaczył powojenny ład. Młodzi jawili się jako najbardziej podatny obiekt dla jej manipulacji, więc wydobycie z szaroszeregowego podziemia przedwojennego Związku Harcerstwa Polskiego było jednym z pierwszych działań poczynionych jeszcze przez PKWN.

      Nowe ideały przemawiały do druhów spragnionych pokoju, porządku i podmiotowości państwowej. Jeśli mówiło się pokoleniu wojennemu, że zbiórki i kolektywne działania pomagają umocnić ducha odrodzonego kraju i pokonać faszystów, to żadna dodatkowa motywacja nie była potrzebna. Takie teksty trafiały także do Hłaski, który marzył o wielkich czynach i poświęceniu dla ojczyzny. Matka nie pozwoliła mu walczyć, to przynajmniej będzie porządnym skautem.

      Tak więc wkrótce po przybyciu do Wrocławia, po względnym urządzeniu życia i oddelegowaniu do szkoły, Marek dołączył do harcerzy. Akces ułatwił mu o wiele dojrzalszy Andrzej. Razem chodzili na zbiórki i zdobywali sprawności. Wkrótce nadszedł pierwszy obóz, a zatem wyjazd, co prawda tylko do Obornik Śląskich, dwadzieścia kilometrów od Wrocławia, ale zawsze. Tu właśnie się okazało, że Mareczek wcale nie jest tak hardy, jak to próbował pokazywać na co dzień. Listy, które słał z obozu do matki, pełne są błagalnych próśb o przyjazd, gorących zapewnień o miłości i tęsknych westchnień za domem. Autor tej korespondencji nie przypomina dwunastolatka, ale zrozpaczone dziecko pozbawione matczynej troski. Być może metody wychowawcze Marii Hłasko okazały się bronią obosieczną: z jednej strony syn był do niej bardzo mocno przywiązany, z drugiej jednak – nie potrafił sobie bez niej poradzić.

      Obozy harcerskie miały jeszcze jeden minus, o wiele poważniejszy niż nieobecność matki. Okazało się, że musztra, rygor i marsze dalekie są od wyobrażeń o męskiej przygodzie. Zajęcia niekoniecznie odbywały się w lesie, bywało, że po prostu w parku, uczestniczyło w nich kilkudziesięciu chłopców, więc gdzie tu wyzwanie? W dodatku był to rodzaj poligonu dla nowej, socjalistycznej młodzieży, gdzie każde odchylenie od przepisów uznawano za zbrodnię. Oczywiście trafiali się też dobrzy drużynowi, próbujący zaszczepić w bandzie dzieciaków pozytywne wartości społeczne i hart ducha, większość jednak wymagała bezwzględnego posłuszeństwa, powtarzając w kółko te same rozkazy, niczym obozowy kapo z zasłyszanych na ulicy opowieści.

      Bardzo to Markowi nie odpowiadało. Po latach matczynej tresury liczył na jakąś odmianę, na wolność, równość i braterstwo. Rozczarowania nie osłodził nawet krzyż harcerski przypięty do bladobrązowego munduru, w którym paradował przez kilka dni po złożeniu przysięgi. Gdy się zjawił, dumny, wyprostowany, na Hauke-Bosaka, wszyscy zaniemówili z wrażenia. Mimo wciąż dziecięcej twarzy z pagonami i w rogatywce wyglądał poniekąd dojrzale.

      W 1947 roku ZHP padło ofiarą reform i ideologicznego prostowania wypaczeń międzywojnia. Z władz ustąpił Aleksander Kamiński, jeden z ojców założycieli i ideologów harcerstwa, autor Kamieni na szaniec. Dotychczasowych druhów zastąpili młodzi wychowawcy z partyjnego nadania, kładący znacznie większy nacisk na kształtowanie przyszłych członków Związku Walki Młodych niż zdobywanie sprawności. Zaostrzenie rygoru i zagęszczenie propagandy sprawiły, że Marek opuszczał coraz więcej zbiórek, aż w końcu przestał przychodzić na nie w ogóle. W hufcu nie odnalazł ani Szarych Szeregów, ani Winnetou. Przeżył za to pierwsze z wielu rozczarowań Polską Ludową.

      W historii Wrocławia powoli otwierał się nowy, powojenny rozdział. Stolicę Dolnego Śląska obejmowała nowa władza i zasiedlali ją nowi mieszkańcy. W miejsce dawnych nazw ulic, placów i mostów pojawiły się nowe – polskie. Na Sępolno ten wiatr odnowy docierał jakby wolniej: pod nogami był wciąż ten sam przedwojenny bruk, w ogródkach te same krzewy, w domach te same meble, a w szafkach ta sama zastawa. Przedmiejski charakter okolicy zachował swoją niemieckość i tylko lokatorzy mówili w innym języku. Co innego Stare Miasto i nabrzeża Odry, które szczególnie polubił Hłasko. W niezniszczonych lub zniszczonych częściowo budynkach otwierano przeróżne interesy, między innymi wypożyczalnie książek. Pierwszą, już na początku

Скачать книгу