Krawędź wieczności. Ken Follett

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krawędź wieczności - Ken Follett страница 29

Krawędź wieczności - Ken Follett

Скачать книгу

dociekał. Mec się zawahał, więc Dimka dodał szybko: – Sądzę, że nie.

      – Nie powinna tam przebywać – upierał się mężczyzna.

      – Jest reporterką, durniu – wtrącił się Danił. – Obserwowała zdarzenie tak samo jak wasi funkcjonariusze.

      – Ona nie jest funkcjonariuszką.

      – Wszyscy reporterzy TASS współpracują z KGB, wiecie o tym.

      – Nie możecie udowodnić, że była tam oficjalnie.

      – Tak, mogę. Jestem redaktorem, to ja ją tam skierowałem.

      Dimka wątpił, czy to prawda. Był wdzięczny Daniłowi, że nadstawia karku w obronie Tani.

      Mec tracił pewność siebie.

      – Była w towarzystwie niejakiego Wasilija Jenkowa, który miał w kieszeni pięć egzemplarzy gazetki.

      – Tania nie zna człowieka o takim nazwisku – zapewnił Dimka. To mogła być prawda, skoro on, jej brat bliźniak, z pewnością nigdy o nim nie słyszał. – Jeśli powstało zamieszanie, skąd możecie wiedzieć, z kim była?

      – Muszę porozmawiać z przełożonymi – oznajmił Mec i odwrócił się.

      – Tylko niech to nie trwa zbyt długo – warknął Dimka. – Bo z Kremla może się tutaj pofatygować ktoś inny niż chłopiec od parzenia herbatki.

      Mec zszedł schodami w dół i na ten widok Dimka zadrżał. Wszyscy wiedzieli, że w podziemiu znajdują się pokoje przesłuchań.

      Po chwili do Dimki i Daniła podszedł starszy mężczyzna z papierosem zwisającym z kącika ust. Miał brzydką mięsistą gębę ze sterczącym podbródkiem sugerującym agresywność. Danił nie ucieszył się na jego widok. Przedstawił go Dimce jako Piotra Opotkina, redaktora naczelnego.

      Opotkin spojrzał na Dimkę, mrużąc oczy z powodu dymu.

      – A więc twoją siostrę aresztowali za uczestnictwo w antyradzieckim zgromadzeniu – odezwał się gniewnym tonem. Dimka wyczuł, że z jakiegoś powodu Opotkin odczuwa satysfakcję.

      – Deklamowano tam wiersze – sprostował.

      – Niewielka różnica.

      – Ja ją tam wysłałem – wtrącił się Danił.

      – W dniu, w którym wróciła z Syberii? – spytał z niedowierzaniem Opotkin.

      – To nie było oficjalne polecenie. Zasugerowałem, że może by tam poszła i zorientowała się w sytuacji.

      – Nie kłam – burknął Opotkin. – Gadasz tak, bo chcesz ją chronić.

      Danił uniósł głowę i rzucił mu wyzywające spojrzenie.

      – A ty nie po to przyszedłeś?

      Zanim zapytany zdążył odpowiedzieć, wrócił kapitan Mec.

      – Sprawa jest nadal rozpatrywana.

      Opotkin przedstawił się i wylegitymował.

      – Kwestia nie polega na rozstrzygnięciu, czy Tania Dworkina powinna ponieść karę, tylko na określeniu jej wymiaru.

      – Otóż to – przytaknął z szacunkiem Mec. – Zechcecie pójść ze mną?

      Naczelny skinął głową i oficer poprowadził go schodami w dół.

      – Chyba nie pozwoli im jej torturować? – spytał cicho Dimka.

      – Opotkin już wcześniej wściekł się na Tanię – odparł zmartwiony Danił.

      – Dlaczego? Zdawało mi się, że dobra z niej dziennikarka.

      – Świetna, ale odrzuciła zaproszenie na jego sobotnie przyjęcie. Ciebie też chciał zaprosić. Piotr bardzo lubi ważnych ludzi. Lekceważenie traktuje jak wielką obrazę.

      – Niech to szlag.

      – Mówiłem jej, że powinna się zgodzić.

      – Naprawdę wysłałeś ją na plac Majakowskiego?

      – Ależ skąd! Nie ma szans, by puścić materiał o nielegalnym zgromadzeniu.

      – Dziękuję, że starasz się jej bronić.

      – To nic takiego, zresztą obawiam się, że niewiele wskórałem.

      – Jak sądzisz, co będzie?

      – Mogą ją wyrzucić z posady. Bardziej prawdopodobne, że oddelegują w jakieś nieprzyjemne miejsce, na przykład do Kazachstanu. – Danił ściągnął brwi. – A ja muszę wymyślić kompromisowe rozwiązanie, które zadowoli Opotkina, ale nie będzie zbyt dotkliwe dla Tani.

      Dimka zerknął na drzwi wejściowe. Pojawił się w nich czterdziestokilkuletni mężczyzna z włosami ostrzyżonymi na wojskową modłę prawie do skóry. Miał na sobie mundur generalski.

      – Nareszcie, wujku.

      Wołodia Peszkow miał niebieskie oczy podobne do oczu Tani i takie samo intensywne spojrzenie.

      – Co tu się narobiło? – rzucił gniewnie.

      Dimka zrelacjonował przebieg wydarzeń. Właśnie kończył, gdy pojawił się Opotkin.

      – Towarzyszu generale – rzekł konfidencjonalnym tonem do Wołodii. – Omówiłem kwestię waszej siostrzenicy z naszymi przyjaciółmi z KGB. Zgodzili się, żebym potraktował sprawę jako problem wewnętrzny TASS i sam ją rozwiązał.

      Dimka poczuł wielką ulgę. Nagle zdał sobie sprawę, że być może Opotkin specjalnie poprowadził sprawę tak, by wyjść na tego, który wyświadczył przysługę generałowi.

      – Pozwólcie sobie coś zasugerować – odparł Peszkow. – Można uznać przewinienie za poważne i nikogo nie obarczać winą, a potem przenieść Tanię na inne stanowisko.

      O takiej właśnie karze wspomniał przed chwilą Danił.

      Opotkin skinął z namysłem głową, jakby to rozważał. Dimka był pewien, że skwapliwie przystanie na każdą sugestię generała Peszkowa.

      – Można ją wysłać na placówkę zagraniczną – zasugerował Danił. – Tania zna niemiecki i angielski.

      Dimka miał świadomość, że dziennikarz przesadza. Tania uczyła się w szkole obu języków, to jednak nie znaczyło, że się nimi posługuje. Danił usiłował uchronić podopieczną przed zsyłką na zapadłą prowincję Związku Radzieckiego.

      – Nadal mogłaby pisać materiały do mojego działu – dodał Danił. – Wolałbym jej nie tracić, jest zbyt dobrą dziennikarką.

Скачать книгу