Krawędź wieczności. Ken Follett

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krawędź wieczności - Ken Follett страница 25

Krawędź wieczności - Ken Follett

Скачать книгу

ręce między grudki i sięgnęła opakowanej maszyny do pisania. Właśnie na niej tworzyli teksty do swojej gazetki.

      Pisanie na maszynie przypomina ręczne. Każda ma swoje cechy charakterystyczne. Litery nigdy nie układają się idealnie równo: jedne wypadają trochę wyżej, inne są niecentryczne. Poszczególne czcionki ścierają się lub uszkadzają w specyficzny sposób. Dzięki temu policja może dopasować urządzenie do tekstu, który z niego wyszedł. Gdyby „Niezgoda” powstawała na tej samej maszynie, na której Wasilij pisał scenariusze, ktoś mógłby to zauważyć. Dlatego ukradł starego grata z działu planowania, przyniósł do domu i ukrył w karmie dla Mademoiselle, żeby nie zauważył go ktoś przypadkowy. Gdyby w mieszkaniu przeprowadzono rewizję, urządzenie na pewno zostałoby znalezione, lecz wtedy Wasilij i tak byłby skończony.

      W pudle znajdowały się również arkusze specjalnego woskowanego papieru przeznaczonego do powielacza. Maszyna nie miała taśmy, czcionki przebijały papier, powielacz zaś wpuszczał atrament do otworów o kształcie liter.

      Tania napisała tekst o Bodianie: stwierdzała w nim, że pierwszy sekretarz partii Nikita Chruszczow będzie ponosił osobistą odpowiedzialność, jeśli jeden z najwybitniejszych radzieckich tenorów umrze w obozie pracy. Przypomniała przebieg procesu sądowego Bodiana, którego oskarżono o działalność antyradziecką. Wspomniała o jego namiętnej obronie wolności artystycznej. By odsunąć od siebie podejrzenie, informację o chorobie śpiewaka przypisała wyimaginowanemu oficerowi KGB, który miał być miłośnikiem opery.

      Skończywszy, podała Wasilijowi dwa arkusze perforowanego papieru.

      – Streszczałam się – oznajmiła.

      – Zwięzłość to siostra talentu, tak powiedział Czechow. – Powoli przeczytał tekst i skinął głową. – Pojadę do radia i zrobię odbitki. Później musimy je dostarczyć na plac Majakowskiego.

      Tani to nie zdziwiło, ale była zaniepokojona.

      – Czy to bezpieczne?

      – Jasne, że nie. To wydarzenie kulturalne, którego nie organizują władze. I dlatego przysłuży się naszemu celowi.

      Tego roku młodzi moskwianie zaczęli zbierać się nieoficjalnie wokół pomnika bolszewickiego poety Włodzimierza Majakowskiego. Czytali na głos wiersze, przyciągając więcej ludzi. Powstało coś w rodzaju nieustającego festiwalu poezji, niektóre utwory zawierały zawoalowaną krytykę władz.

      Zjawisko takie za Stalina nie przetrwałoby dziesięciu minut, lecz Chruszczow był reformatorem. Jego program zakładał pewną dozę tolerancji w zakresie kultury i jak dotąd nie podjęto żadnych działań przeciwko odczytom poetyckim. Jednakże liberalizacja postępowała na zasadzie jeden krok w przód, dwa kroki wstecz. Brat Tani twierdził, że wszystko zależy od tego, czy Chruszczow czuje się silny politycznie, czy też napotyka na opór i obawia się przewrotu ze strony twardogłowych na Kremlu. Tak czy owak, nie dało się przewidzieć, jak postąpi władza.

      Tania była za bardzo zmęczona, żeby o tym myśleć. Przyszło jej do głowy, że właściwie wszędzie jest tak samo niebezpiecznie.

      – Idź do radia, a ja tymczasem się zdrzemnę.

      Skierowała kroki do sypialni. Pościel była w nieładzie, zapewne Wasilij i Warwara spędzili poranek w łóżku. Naciągnęła na wierzch narzutę, zdjęła buty i położyła się.

      Odczuwała wyczerpanie fizyczne i psychiczne. Bała się, a mimo to chętnie poszłaby na plac Majakowskiego. „Niezgoda” była ważnym biuletynem, choć powstawała w warunkach amatorskich i miała ograniczony nakład. Stanowiła materialny dowód na to, że władze komunistyczne nie są wszechmocne. Pokazywała dysydentom, że nie są osamotnieni. Przywódcy religijni zmagający się z prześladowaniami czytali teksty o piosenkarzach folkowych aresztowanych za wykonywanie protest songów i vice versa. Dzięki temu każdy z nich mógł poczuć, że nie jest odosobnionym głosem w monolitycznym społeczeństwie. Opozycjoniści uświadamiali sobie, że stanowią fragment wielkiej sieci i że istnieją tysiące ludzi pragnących innej, lepszej władzy.

      I właśnie oni mogli ocalić Ustina Bodiana.

      Wreszcie Tanię zmorzył sen.

      Zbudziła się, czując, że ktoś głaszcze ją po policzku. Otworzywszy oczy, zobaczyła, że Wasilij ułożył się obok niej.

      – Odwal się – powiedziała.

      – To moje łóżko.

      Usiadła.

      – Mam dwadzieścia dwa lata, jak na twój gust to o wiele za dużo.

      – Dla ciebie zrobię wyjątek.

      – Dam ci znać, kiedy będę chciała przyłączyć się do twojego haremu.

      – Oddałbym wszystkie za ciebie.

      – Akurat ci wierzę.

      – Naprawdę.

      – Może na pięć minut.

      – Na zawsze.

      – Wytrzymaj pół roku, to się zastanowię.

      – Pół roku?

      – No i widzisz? Nie potrafisz zachować czystości przez pół roku, więc jak możesz obiecywać, że będziesz ze mną na zawsze? Do licha, która godzina?

      – Przespałaś całe popołudnie. Nie wstawaj. Tylko zdejmę ubranie i położę się obok.

      Tania wstała.

      – Musimy już iść.

      Wasilij dał za wygraną. Zapewne nie mówił poważnie – czuł przymus, by składać propozycje młodym kobietom. Teraz spełnił obowiązek, więc przestanie jej się narzucać, przynajmniej przez jakiś czas. Podał Tani plik, w którym było około dwudziestu pięciu arkuszy papieru zadrukowanych po obu stronach rzędami rozmazanych liter: były to egzemplarze najnowszego numeru „Niezgody”. Pogoda była ładna, lecz Wasilij zawiązał sobie na szyi czerwoną bawełnianą chustę, która przydawała mu artystycznego fasonu.

      – No więc chodźmy – rzekł.

      Tania kazała mu zaczekać i poszła do łazienki. Z lustra spoglądały na nią intensywnie błękitne oczy; miała jasne włosy ostrzyżone na chłopczycę. Założyła okulary przeciwsłoneczne, by ukryć oczy, a na głowie zawiązała niepozorną brązową chustkę. Teraz nie różniła się od innych młodych kobiet.

      W kuchni nalała sobie do szklanki wody z kranu i napiła się, nie zważając na Wasilija, który niecierpliwie przytupywał czubkiem buta.

      – Jestem gotowa.

      Poszli na stację metra. Pociąg był zapełniony robotnikami wracającymi z zakładów. Do stacji Majakowskiego dojechali linią Zamoskworiecką. Nie zamierzali długo zabawić na placu – po rozdaniu biuletynu natychmiast się stamtąd oddalą.

      – W razie czego pamiętaj, że się nie znamy – zaznaczył Wasilij.

      Rozdzielili

Скачать книгу