Czuły narrator. Olga Tokarczuk
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Czuły narrator - Olga Tokarczuk страница 7
Czy mam więc prawo podróżować? W sytuacji, gdy innych zatrzymuje się na granicy i umieszcza w obozach dla uchodźców, podróżowanie coraz bardziej staje się problemem etycznym.
Prawdę mówiąc, straciłam ochotę do podróżowania. I to nie głównie ze strachu przed zamachami czy wojnami. Straciłam ochotę do podróży zawstydzona własną wolnością, której zabrakło dla innych.
Nie chcę już być turystką w biednych krajach globalnego Południa, bo bezradne przyglądanie się biedzie ludzi i cierpieniu zwierząt stało się dla mnie nie do zniesienia.
Nie mam ochoty podróżować, od kiedy widziałam na Morzu Południowochińskim pływające wyspy składające się z plastikowych śmieci, a na plaży trzeba było najpierw uprzątnąć miejsce, w którym chciało się usiąść.
Nie chcę już podróżować samolotami, od kiedy służą one za taksówki międzymiastowe, spalając w ramach jednego tylko lotu tyle ropy, ile kilkadziesiąt autobusów na tej samej trasie.
Straciłam ochotę do podróży, od kiedy istnieją na Facebooku blogi, na których współcześni podróżnicy szczegółowo i za pomocą zdjęć informują o tym, co robili każdego dnia egzotycznej podróży, i właściwie można się z nimi skontaktować tak samo łatwo, jak wtedy gdy są w domu. Mam wrażenie, że nigdy nie wyruszyli w podróż.
Książki typu „opowiem wam, gdzie byłem/byłam” i festiwale poświęcone tematowi podróży już mnie nie pociągają. Nie cieszy mnie też flâneurski niespieszny podróżny, który z lekka powłócząc nogami, przesuwa się niczym czyste spojrzenie po gościńcach świata i celebruje swoje wiecznie głodne nowych doznań ego.
Przeszła mi ochota na podróże po tym, jak dżihadyści wysadzili posągi Buddy i zniszczyli Palmyrę. Może lepiej jest zwiedzać je wirtualnie, w internecie, bo tam wciąż istnieją i są bezpieczne.
Nie mam potrzeby zwiedzania obcych miast, od kiedy na każdej ulicy świata można znaleźć te same pamiątki wyprodukowane w Chinach.
Nie będę już zwiedzać muzeów w obcym mieście, dopóki nie zobaczę muzeów w swoim własnym.
Czy można być dalej niewinnym podróżnikiem w świecie konfliktów, wybuchających bomb, porywanych samolotów i nieustannego strachu przed zamachem? Czy można cieszyć się wakacjami na plaży, do której nie mają dostępu miejscowi? Czy można wygodnie rozsiadać się w samolocie, wiedząc, że w drugą stronę podróżują ludzie stłoczeni w kontenerach?
Co by na to powiedzieli Fileas Fogg i Indiana Jones?
A może tym razem to my powinniśmy pozostać w domu i powitać innych podróżnych?
MASKI ZWIERZĄT
Cierpienie człowieka łatwiej jest mi znieść niż cierpienie zwierzęcia. Człowiek ma własny, rozbudowany, rozgłoszony wszem wobec ontologiczny status, co czyni go gatunkiem uprzywilejowanym. Ma kulturę i religię, żeby wspierały go w cierpieniu. Ma swoje racjonalizacje i sublimacje. Ma Boga, który go w końcu zbawi. Ludzkie cierpienie ma sens. Dla zwierzęcia nie ma ani pociechy, ani ulgi, bo nie czeka go żadne zbawienie. Nie ma też sensu. Ciało zwierzęcia nie należy do niego. Duszy nie ma. Cierpienie zwierzęcia jest absolutne, totalne.
Jeżeli spróbujemy wejrzeć w ten stan z naszą ludzką zdolnością do refleksji i ze współczuciem – odkryje się cała groza zwierzęcego cierpienia, a tym samym przerażająca, trudna do zniesienia groza świata.
W dawnej przedsokratejskiej Grecji obowiązywał trilog. Były to trzy proste nakazy sformułowane przez Pitagorasa i jego uczniów: czcij rodziców, czcij bogów owocami, szczędź zwierzęta. Nakazy te w najbardziej lakoniczny sposób wskazywały trzy najważniejsze sfery życia człowieka: po pierwsze – najprostsze więzi społeczne; po drugie – szeroko rozumiany wymiar religijny; po trzecie – godziwe postępowanie ze zwierzętami. Nie wskazują na żadne konkretne zachowania, ale wyznaczają kierunki. Są bardziej przy-kazaniami, nie za-kazaniami, w naznaczonych przez nie obszarach jednostce zostaje przyznana wolność interpretacji. Ich niedopełnienie skutkuje poczuciem winy, wstydu, moralnej niewygody. Właściwie nie trzeba ich uszczegóławiać.
O ile dwa pierwsze odsyłają nas do dobrze skodyfikowanych systemów – społecznego i religijnego – i opierają się na jasno rozpisanych oraz ogólnie przejrzystych normach i rytuałach, o tyle stosunek człowieka do zwierząt nie jest w taki sposób uporządkowany (pominąwszy być może przejrzysty wykaz żywieniowych tabu w Starym Testamencie), przez co pozostawiono go ludzkiemu sumieniu. Właśnie dlatego staje się on „etyczny”, to znaczy daje się rozważać, co należy czynić, a czego nie.
Pitagorejczycy uważali, że zwierzęta są istotami rozumnymi, anarchistyczny Diogenes zaś twierdził nawet, że pod wieloma względami przewyższają człowieka. Nie było to jednak stanowisko powszechne.
Tradycja judeochrześcijańska mówi jasno: Ziemia wraz ze wszystkimi gatunkami roślinnymi i zwierzęcymi została stworzona po to, żeby służyć interesom gatunku ludzkiego. Na samym początku Księgi Rodzaju znajdujemy dobitne sformułowanie: Bóg daje człowiekowi panowanie nad wszelkim stworzeniem na ziemi, ponieważ to człowiek został postawiony w centrum stworzenia, celem zaś natury jest służenie człowiekowi.
Podobna myśl była niezależnie rozwijana w Grecji przez filozofów. Arystoteles wynalazł bardzo przekonujący powód tak hierarchicznie zbudowanego gmachu stworzenia – człowiek został jako jedyny obdarzony intelektem, władza rozumu jest najważniejsza i najbardziej znacząca spośród ogółu ludzkich cech. Wszystkie istoty dysponujące mniejszym rozumem naturalnie znajdują się niżej w hierarchii (Arystoteles używał tej samej logiki dla usprawiedliwienia handlu niewolnikami, utrzymując, że pewni ludzie są niewolnikami „z natury”).
Ostateczny kształt tej idei nadał Augustyn, który komentując biblijne przykazanie „Nie zabijaj”, utrzymywał, że nie powinniśmy popełniać błędu rozciągania go na pozbawione rozumu stworzenia.
Cokolwiek niepodważalnego powie się o wczesnym chrześcijaństwie, trzeba mieć świadomość, jak wiele różnych wizji, idei i interpretacji leżało u jego podstaw. Pewne jest, że stosunek do zwierząt był wtedy stronniczy i wrogi. Tomasz z Akwinu, który z rozproszonego wczesnochrześcijańskiego wielogłosu zbudował spójną i wyrafinowaną filozofię, kontynuował i jednocześnie przekraczał idee Augustyna. Utrzymywał, że zwierzęta nie tylko są nierozumne, lecz także brak im nieśmiertelnej duszy, ich śmierć jest zatem – w najszerszym planie – zupełnie bez znaczenia. Nie mamy żadnych bezpośrednich obowiązków moralnych wobec zwierząt, ponieważ jedynie osoba (to znaczy istota posiadająca rozum i panująca nad sobą) może być podmiotem obowiązków i praw.
Niewątpliwie było to bardzo radykalne postawienie sprawy i w przyszłości miało się przyczynić do masowego hodowania zwierząt na mięso. Można też powiedzieć, że ten ojciec Kościoła na długie lata rozgrzeszył ludzi z zabijania zwierząt. Wciąż mieliśmy w pamięci jasne „Nie zabijaj”, lecz – za sprawą interpretatorów