Czuły narrator. Olga Tokarczuk
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Czuły narrator - Olga Tokarczuk страница 8
Zwierzęta miały przeciwko sobie także Kanta, który pisał pod koniec XVIII wieku, że nie mamy wobec nich żadnych bezpośrednich obowiązków. Nie są one bowiem istotami samoświadomymi; są jedynie środkami do celu. Celem jest zaś człowiek.
Także Kościół katolicki konsekwentnie przeczył moralnym zobowiązaniom człowieka wobec zwierząt. Jeszcze w połowie XIX wieku Pius IX odmówił z tej przyczyny zgody na założenie Towarzystwa Zapobiegania Okrucieństwu wobec Zwierząt. Podobnie współczesny Kościół w Katechizmie zaleca wprawdzie życzliwość wobec nich i unikanie przysparzania im zbędnych cierpień, lecz jednocześnie jasno stwierdza: „Zwierzęta, jak również rośliny i byty nieożywione, są z natury przeznaczone dla dobra wspólnego ludzkości w przeszłości, obecnie i w przyszłości”.
W biologii natomiast wciąż obowiązuje prawo sformułowane pod koniec XIX wieku przez Lloyda Morgana, pioniera badań nad zwierzętami, mówiące, że „nie wolno nigdy interpretować żadnego zachowania jako wyniku działania wyższej władzy psychicznej, jeśli może być zinterpretowane jako wynik działania władzy, która zajmuje niższe miejsce w skali psychologicznej”, co znaczy, że właściwiej jest wyjaśniać zachowania zwierzęce, powołując się na odruchy i instynkty, niż przypisywać im myśli lub uczucia wyższe.
Byłoby jednak niesprawiedliwością nie wspomnieć o wielkich umysłach, które miały inne zdanie. Święty Jan Chryzostom, który poniekąd antycypował Darwina, przekonywał, że pochodzenie zwierząt jest takie samo jak nasze, winniśmy im więc dobroć i łagodność; święty Franciszek z Asyżu głosił miłość do natury, ale przede wszystkim postulował traktowanie zwierząt tak, jakby były nam braćmi i siostrami. Montaigne, wielki umysł pod każdym względem wyprzedzający swoją epokę, uważał, że stawianie się ponad resztą stworzenia bierze się z ubóstwa wyobraźni, jest przesądem ograniczonego umysłu. Jednak najbardziej przysłużył się zwierzętom Jeremy Bentham, osiemnastowieczny filozof i w kwestii stosunku do zwierząt niewątpliwie prekursor nowoczesnej etyki. Sformułował on po raz pierwszy to, co dla wielu dzisiaj żyjących ludzi wydaje się oczywiste – nie ma wątpliwości, że pod wieloma względami ludzie są doskonalsi od zwierząt, także w kwestii rozumowania czy poziomu samoświadomości. Dla Benthama te różnice nie są moralnie istotne. „Należy pytać nie o to, czy zwierzęta mogą rozumować ani czy mogą mówić, lecz czy mogą cierpieć”1 – napisał w 1780 roku.
Peter Singer to najbardziej radykalny współczesny etyk. Znamy go z olśniewająco logicznych łańcuchów argumentów na rzecz praw zwierząt. Od lat wykazuje, że zasadniczo nasz stosunek do tych istot jest irracjonalny i nielogiczny. Jego metoda to metoda filozofa – ustanowić porządek rozumu tam, gdzie rządzą nami uprzedzenia i niekonsekwencje.
Singer wychodzi z założenia, że fundamentalną zasadą, na której opiera się równość wszystkich istot ludzkich, jest zasada równego rozważenia interesów. Zgodzi się z nią każdy, kto uważa dyskryminację rasową czy dyskryminację kobiet za jedną z najważniejszych kwestii moralnych i politycznych. Można powiedzieć, że dziś nikt nie ma już wątpliwości, iż taka dyskryminacja to zło moralne. Singer idzie jednak dalej i domaga się rozszerzenia zasady równości jako moralnej podstawy w relacjach z innymi ludźmi na relacje ze zwierzętami. Dlaczego? Dlatego, że troska o innych nie powinna zależeć od tego, jacy oni są, czy i jakie zdolności posiadają (choć oczywiście to, co możemy zrobić dla innych, będzie się różnić w zależności od ich różnych cech i właściwości). Przecież to, że niektórzy ludzie nie należą do naszej rasy, nie upoważnia nas do ich wykorzystywania. To samo dotyczy więc zwierząt – fakt, że nie należą one do naszego gatunku, nie upoważnia nas do zadawania im cierpień.
Singer jest utylitarystą, co znaczy, że za etyczne uważa sposoby postępowania mające możliwie najlepsze konsekwencje dla tych, których dotkną. Przez „najlepsze konsekwencje” rozumie to, co ogólnie sprzyja realizacji ich interesów, a nie – jak utrzymywał klasyczny utylitaryzm Benthama – co jedynie zwiększa przyjemność, a zmniejsza ból. Za Benthamem Singer wskazuje na zdolność cierpienia jako istotną cechę, która niejako nadaje każdej istocie prawo, by mogła być w refleksji stawiana na równi z innymi cierpiącymi istotami, także człowiekiem.
W filozofii buddyjskiej istnieje pojęcie „istoty czującej”. Używa się go potocznie także na określenie zarówno człowieka, jak i bytów innych niż ludzkie. To specjalna, wyjątkowa kategoria, która nie ma nic wspólnego z posiadaniem rozumu, a określa zdolność do przeżywania cierpienia i przyjemności, do uczestniczenia w świecie w sposób fizyczny i psychiczny. Takie podejście nasza zachodnia filozofia odkryła zaledwie dwieście lat temu. Singer tak właśnie rozumie zdolność cierpienia i wiele zawdzięcza myśli buddyjskiej. Jednocześnie wierzy w rozwiązanie sprzeczności i nieporozumień w myśleniu na temat praw zwierząt za pomocą rozumu. W Wyzwoleniu zwierząt podaje swoim czytelnikom sposoby l o g i c z n e g o, racjonalnego dyskutowania swoich racji, proponując konkretne strategie obrony. Wierzy, że gdy udowodni się przeciwnikowi nielogiczność czy brak konsekwencji, jego poglądy się zmienią.
Podsumowując, możemy powiedzieć, że Singer w gruncie rzeczy dowodzi, iż nasz pełen okrucieństwa stosunek do zwierząt jest w swej istocie bezrefleksyjny. Opiera się na uprzedzeniach i nie ma nic wspólnego z logiką. To błąd w logicznym myśleniu, który podtrzymuje samolubne i prymitywne pragnienie zachowania przywilejów bezwzględnych wyzyskiwaczy. I gdybyśmy tylko wykorzystali nasz rozum w pełni – tak jak na to zasługuje – ujrzelibyśmy, jak bardzo prymitywna i niespójna jest logika Kartezjusza.
Przejdźmy teraz do jednej z książek Johna Maxwella Coetzeego. Dla mnie jest to ten rodzaj literatury, która prostymi (lub sprawiającymi wrażenie prostych) środkami konsekwentnie i na chłodno testuje wszystko, co wydaje się oczywiste i pewne. Rezultat tej plutonicznej buchalterii okazuje się zwykle szokujący.
Żywoty zwierząt są książką szczególną pod wieloma względami. Przede wszystkim szczególna jest historia jej powstania. Oto znany pisarz J.M. Coetzee, poproszony o przygotowanie wykładu na dowolny temat dla szacownej uczelni w Princeton, pisze nie wykład, lecz nowelę o fikcyjnej pisarce, która przyjeżdża do innej szacownej uczelni, żeby wygłosić minicykl wykładów. Ten gest powołuje do życia Elizabeth Costello, uznaną siedemdziesięcioletnią autorkę. Costello staje się odtąd co najmniej tak samo realna jak Coetzee – autor. A właściwie staje się nawet b a r d z i e j realna, ponieważ fikcja jest w pewien sposób mocniejsza niż rzeczywistość, a jej postaci prawdziwsze niż te żyjące. Oto wielka tajemnica literatury. Coetzee – mistrz dystansu – wie o tym dobrze i wycofuje się z własnego wykładu w cień, w kulisy sceny, którą stwarza na naszych oczach.
W swoich dwóch wykładach Elizabeth Costello mówi o zwierzętach, choć słuchacze spodziewaliby się raczej tematu bardziej literackiego. Jej wystąpienia przyjmujemy jak wydarzenia realne, śledząc tok rozumowania pisarki, ale także – dzięki czytelniczemu przywilejowi – mając możliwość poznania psychologicznego i biograficznego kontekstu samych wykładów. Tym samym Coetzee zdaje się mówić: nie można oddzielić poglądów człowieka od niego samego; sądy, przekonania mogą być rozpatrywane tylko w kontekście, w pełni, jaką jest osoba – z jej związkami ze światem, jej emocjami, jej czynami. Każde wyrażenie poglądów musi więc pozostać subiektywne, wbrew temu, czego uczy
1
Jeremy Bentham,