CHŁOPIEC Z LASU. Harlan Coben
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу CHŁOPIEC Z LASU - Harlan Coben страница 19
Stojąc na osiedlowym parkingu niedaleko domu Avy, Wilde rozważał, jakie ma opcje. Właściwie niewiele mógł już zdziałać. Robiło się późno. A zatem opcja numer jeden: pojechać po prostu z powrotem do domu Laili, wejść cicho po schodach do sypialni, gdzie na niego czekała, i…
Czy naprawdę musiał brać pod uwagę inne opcje?
Na wszelki wypadek wysłał esemesa do Matthew: Gdzie jesteś?
Matthew: U Crasha Maynarda.
Laila mówiła o tym wcześniej Wilde’owi, ale nie był pewien, czy ma prawo wiedzieć.
Wilde: Jest tam Naomi?
Matthew: Nie.
Wilde zastanawiał się, co odpisać, ale zobaczył na ekranie tańczące kropki. Matthew pisał coś więcej.
Matthew: Cholera!
Wilde: Co jest?
Matthew: Dzieje się tu coś złego.
Palce Wilde nie poruszały się tak szybko, jak by tego chciał, ale w końcu udało mu się wystukać: Co konkretnie?
Bez odpowiedzi.
Wilde: Matthew?
Utopijny obraz opcji numer jeden – Laila na piętrze w swojej sypialni, czytająca akta sprawy, rozgrzana pod kołdrą – był tak wyraźny, że Wilde poczuł niemal zapach jej skóry.
Wilde: Matthew?
Bez odpowiedzi. Wizja Laili rozpłynęła się w powietrzu.
Niech to diabli.
Uruchomił silnik, wyjechał na drogę i ruszył w stronę Maynard Manor.
Rozdział 7
Matthew był w olbrzymiej rezydencji Crasha Maynarda, leżącej na wzgórzu.
Utrzymany w gotyckim stylu, z marmurowymi kolumnami od frontu, budynek mógł wydawać się stary. Przypominał mu pewien ekskluzywny klub golfowy, do którego zabrała go kiedyś babcia, bo jeden z jej klientów miał tam otrzymać jakąś nagrodę. Pamiętał, że wcale jej się tam nie spodobało. Sącząc wino, którego, jak się okazało, wypiła zbyt wiele, wodziła zmrużonymi oczami po wnętrzu, marszcząc brwi i mrucząc coś o srebrnych łyżkach, nabytych przywilejach i chowie wsobnym. Kiedy zapytał ją, co się dzieje, zmierzyła go uważnym spojrzeniem.
„Jesteś pół Żydem, pół Murzynem… więc wątpię, żeby przyjęli cię do tego klubu – oznajmiła na tyle głośno, by usłyszeli ją wszyscy w pobliżu. – A może nawet uznają, że to dwa grzyby w barszcz”, dodała, podnosząc wysoko palec.
Kiedy starsza pani z ondulowanymi plackami śnieżnobiałych włosów próbowała ją uciszyć, Hester kazała jej się pocałować w dupę.
Taka była babcia Hester. Nigdy nie unikała kontrowersji, jeśli tylko mogła je wywołać.
Było to jednocześnie krępujące i krzepiące. Krępujące, z raczej oczywistych względów. Krzepiące, bo wiedział, że babcia zawsze stanie po jego stronie. Nigdy w to nie wątpił. Nie miało znaczenia, że była nieduża i skończyła siedemdziesiątkę. Wydawało mu się, że jest obdarzona nadludzką mocą.
Mniej więcej dwanaścioro nastolatków brało udział w tym, co ich rodzice uparli się nazywać przyjęciem, a co tak naprawdę było imprezą urządzoną na „niższym poziomie” domu Crasha – jego rodzice nie lubili nazywać go piwnicą – czyli być może w najbardziej czadowym miejscu, w jakim kiedykolwiek miał okazję znaleźć się Matthew. Choć z zewnątrz rezydencja mogła wydawać się szacowna i stara, w środku wszystko olśniewało nowoczesnością. Kino domowe było właściwie regularnym kinem z cyfrowym systemem dźwięku przestrzennego i ponad czterdziestoma fotelami. Był tam bar z drewna wiśniowego i prawdziwa kinowa maszyna do popcornu. Na korytarzach wisiały stare plakaty filmowe i plakaty programów telewizyjnych ojca Crasha. Salon gier był minirepliką Silverball, słynnego parku rozrywki elektronicznej przy deptaku Asbury Park. Na końcu jednego z korytarzy znajdowała się piwniczka pełna dębowych beczek z winem. Inny prowadził do podziemnego pełnowymiarowego boiska do koszykówki, repliki – dużo tam było replik – parkietu Knicksów w Madison Square Garden.
Nikt nigdy nie zaglądał na boisko do koszykówki. Ani do salonu gier. Nikt tak naprawdę nie miał ochoty oglądać filmów w kinie domowym. Nie żeby Matthew tak często tu bywał. W minionych latach nie należał raczej do klasowej śmietanki, ale ostatnio zdołał się tam z powrotem wkręcić. Prawdę mówiąc, bardzo mu się tu podobało. Popularne dzieciaki robiły niesamowite rzeczy, na przykład kiedy Crash miał ten urodzinowy jubel na Manhattanie. Jego tato wynajął czarne limuzyny, które wszystkich tam zawiozły, a samo przyjęcie odbyło się w olbrzymim lokalu zajmowanym wcześniej przez bank. Wszyscy chłopcy byli „eskortowani” przez dawne uczestniczki reality show Hot Models in Lingerie Dasha Maynarda. Za konsoletą stanął słynny telewizyjny didżej i kiedy zapowiedział: „Oto mój najlepszy przyjaciel i dzisiejszy jubilat”, Crash wjechał do środka na białym koniu, prawdziwym koniu, a zaraz po nim jego tato czerwoną teslą, którą dał synowi w prezencie.
Tego wieczoru większość młodych siedziała w „normalnym” pokoju telewizyjnym, z wiszącym na ścianie dziewięćdziesięcioośmiocalowym telewizorem Samsung 4K Ultra HD. Crash i Kyle grali na ekranie w Madden Football, a reszta paczki – Luke, Mason, Kaitlin, Ryan i oczywiście Sutton, zawsze Sutton – spoczywała na workach sako, tak wielkich, jakby jakiś olbrzym cisnął je tam wprost z nieba. Większość kolegów Matthew była na haju. Caleb i Brianna przeszli do sąsiedniego pokoju, by się bliżej poznać.
W półmroku, w bijącym od telewizora i smartfonów błękitnym blasku, twarze nastolatków były upiornie blade. Sutton pół siedziała, pół leżała po prawej stronie Matthew i co dziwne, nikt jej nie towarzyszył. Chciał wykorzystać okazję i próbował się do niej jakoś zbliżyć. Żywił do niej nieodwzajemnioną miłość od siódmej klasy – do Sutton z jej fantastyczną figurą, blond włosami, idealną cerą i oszałamiającym uśmiechem – a poza tym była wobec niego zawsze miła i sympatyczna i dobrze wiedziała, jak utrzymać kogoś takiego jak Matthew w strefie przyjaciół.
Na ekranie telewizora rozgrywający Crasha wykonał długie podanie, które zakończyło się przyłożeniem. Crash podskoczył i wykonał krótki triumfalny taniec.
– W mordę! – krzyknął do Kyle’a.
Część widzów roześmiała się bez przekonania, ale większość dalej wbijała wzrok w ekrany swoich smartfonów. Crash rozejrzał się, jakby oczekiwał bardziej entuzjastycznej reakcji. Niestety, w dalszym ciągu nie mógł na nią liczyć.
W pokoju telewizyjnym zalatywało strachem, a może desperacją.
– Chcecie coś na ząb? – zapytał Crash.
Nikt nie zareagował.
– Co z wami?