Świąteczne tajemnice. Группа авторов

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Świąteczne tajemnice - Группа авторов страница 19

Świąteczne tajemnice - Группа авторов

Скачать книгу

się na czarno?

      – Właśnie – odparł Henry. Wbrew znanemu powiedzeniu Henry’ego Forda, historia może jednak nas czegoś nauczyć. – Ale plamę dało się zmyć?

      – Tak – potwierdził zwięźle Hans Godiesky.

      – Czyli to prowadzi nas donikąd, prawda?

      Naukowiec pochylił się nieco do przodu, jakby mówił do swoich seminarzystów.

      – Istnieje jednak pewna substancja, na której rtęć zawsze pozostawia ślad.

      – Naprawdę?

      – Ślad ten jest – jak wy to mówicie po angielsku? – nieusuwalny.

      – Tak właśnie mówimy – potwierdził Henry. – A cóż to za substancja, panie profesorze?

      – Złoto, panie Tyler. Rtęć plam i złoto.

      – Na zawsze?

      – Na zawsze. – Machnął dłonią. – Powstaje amalgamat.

      – A ja, głupi, myślałem – Henry uśmiechnął się nieznacznie – że to brylanty są na zawsze.

      – Słucham?

– Nic ważnego, panie profesorze. Pan wybaczy, ale chyba uda mi się dogonić pana inspektora i powiedzieć mu, aby rozglądnął się za damą1. I jej złotą obrączką ślubną.

      – Rozglądnął się za damą? – wydukał uchodźca ze zdezorientowaną miną. – Nie rozumiem…

      – To jest cytat.

      – Niestety jestem tylko naukowcem, proszę pana.

      – Istnieje lepszy cytat – stwierdził Henry – o szukaniu pomocy nauki w celu naprawienia krzywd. Mam podejrzenie, że pani Steele również poszukała pomocy nauki, chociaż w innym celu – w celu poprawy swojego… losu. A jeśli starannie rozsypała sublimat na części babeczek, to z pewnością zrobiła to lewą ręką.

      – Ponieważ jest leworęczna – natychmiast przypomniał sobie profesor. – I sądzi pan, że jednej babeczce – wiem, że Anglików boli taka niesprawiedliwość – dostało się więcej, niż jej się należało?

      – Tak właśnie myślę. A potem wystarczyło dać tę babeczkę mężowi i żegnaj Gienia. Bardzo sprytne, że zrobiła to w cudzym domu.

      Hans Godiesky otworzył szeroko oczy.

      – Kto to jest Gienia?

      – Proszę się nie martwić o Gienię – powiedział Henry od drzwi. – Niech pan pomyśli o Melchiorze i jego złocie.

[Tłumaczenie – Tomasz Bieroń]

1 W oryginale cytat z Makbeta, przetłumaczony przez Stanisława Barańczaka jako „Pomóżcie pani” (przyp. tłum.).

      Robert Barnard

      Świąteczna buteleczka

      Kiedy świat kryminałów skolonizowali seryjni zabójcy, policyjne procedury i wiadra krwi, niewielka grupa brytyjskich autorów podtrzymywała dziedzictwo tradycyjnej powieści detektywistycznej, a jedną z gwiazd tego trudnego podgatunku w ostatniej ćwierci XX wieku był Robert Barnard. Autor ten urodził się w mieście o uroczej nazwie Burnham-on-Crouch, po ukończeniu studiów w Oksfordzie wyjechał do Australii, aby wykładać na tamtejszym uniwersytecie, a następnie uczył angielskiego na dwóch uniwersytetach w Norwegii, by ostatecznie osiąść w Leeds. W wielu spośród jego humorystyczno-satyrycznych powieści kryminalnych figuruje inspektor Scotland Yardu, Perry Trethowan. Opowiadanie Świąteczna buteleczka po raz pierwszy ukazało się w zredagowanej przez Tima Healda antologii A Classic Christmas Crime (Londyn: Pavilion, 1995).

* * *

      – Prawdziwego ducha świąt – powiedział sir Adrian Tremayne, obracając w palcach nóżkę niewielkiego kieliszka porto z maksymalną dawką trunku, na jaką pozwalało mu zdrowie – nie należy szukać w obżarstwie i wystawności, do których zachęcał ten szarlatan i sentymentalista Charles Dickens. – Z aprobatą spojrzał na resztki świątecznego obiadu, od których nadal uginał się długi stół. – Ducha prawdziwych świąt nie należy szukać w indyku ani puddingu śliwkowym, a tym bardziej w petardach i drogich prezentach – nie, po tysiąckroć nie! – Głos mu drżał, po czym opadł do szeptu, który niósł się daleko, tak jak kiedyś niósł się po salach teatralnych całego kraju. – Prawdziwy duch świąt leży oczywiście w pojednaniu.

      – W pojednaniu, święta prawda – przytaknął mu wielebny Sykes.

      – Bo jeśli jest inaczej, to dlaczego w bożonarodzeniowej opowieści znajdujemy prostych pasterzy i bogatych królów wspólnie oddających hołd dzieciątku w stajence?

      – Nie wydaje mi się, aby rzeczywiście… – zaczął wielebny Fortescue, ale uciszono go ruchem dłoni.

      – Aby pokazać, że w oczach Boga ludzie są tacy sami, mają taką samą naturę, i właśnie to pojednanie przeciwieństw leży u sedna bożonarodzeniowego przesłania. Ten właśnie plan w każde święta realizowaliśmy z moją ukochaną żoną Alice, której nie ma już z nami. Pierwszy dzień świąt spędzaliśmy cicho i skromnie, tylko we dwoje, odkąd dzieci dorosły i zaczęły żyć własnym życiem. A w Świętego Szczepana zapraszaliśmy do Herrington Hall mnóstwo ludzi, zwłaszcza osoby, z którymi się poróżniliśmy i należało się z nimi pojednać. Urwał, sięgając do rezerw tego słodkiego jak lukier głosu, który niegdyś hipnotyzował publiczność w całym kraju. – Tak właśnie postąpiliśmy w te pamiętne święta 1936 roku. Dziesięć lat temu… – dokończył powoli.

      Wokół stołu kiwali głowami zarówno ci, którzy już wcześniej słyszeli tę historię, jak i ci, którzy jej nie znali.

      – Pierwszy dzień świąt minął spokojnie – przyznam, że trochę nudno – podjął sir Adrian. – Słuchaliśmy orędzia nowego króla i dziwowaliśmy się, jak przezwyciężył swoją nieszczęsną wadę wymowy. Zawsze dobrze jest pomyśleć o tych, którzy nie mają naszych wrodzonych przewag. Przyznaję, że dla mnie ten dzień przebiegł przede wszystkim pod znakiem uczucia wyczekiwania. Z radością myślałem o pięknym dziele pojednania, które miało się dokonać następnego dnia. A także o drugim dziele…

      Tu i ówdzie rozległ się niestosowny śmiech.

      – Pojednanie ma swoje granice – zasugerował Martin Lovejoy.

      – Niestety – potwierdził sir Adrian, uprzejmie skłaniając głowę w stronę Martina. – W końcu wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Nie ustawałem w nadziei, że świąteczne dzieło pojednania we wszystkich przypadkach poza jednym przemówi za mną na Sądzie Ostatecznym i przeważy nad tą jedną okolicznością, kiedy… ale któż kto wie? Czyż Biblia nie mówi, że jest tylko jeden niewybaczalny grzech?

      Wszyscy trzej obecni przy stole duchowni chcieli zabrać głos jednocześnie, co umożliwiło sir Adrianowi kontynuację jego opowieści.

      – Pierwszą osobą, która zjawiła się tamtego

Скачать книгу