Świąteczne tajemnice. Группа авторов

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Świąteczne tajemnice - Группа авторов страница 16

Świąteczne tajemnice - Группа авторов

Скачать книгу

– oni nie będą się spieszyli nawet na własny pogrzeb.

      – Dzieci schodzą w szlafrokach posłuchać kolęd – zapowiedziała Wendy, słusznie puszczając obie uwagi mimo uszu. – I nie zamierzam ich zbyt wcześnie wyganiać do spania.

      – Kto zagra Świętego Mikołaja? – spytał jowialnie Robert Steele, pulchny mężczyzna, którego spojrzenie przez większość czasu z upodobaniem spoczywało na młodej żonie.

      – Nie ja – odparł Tom Witherington.

      – W takim razie ja – zgłosił się Henry. – W ramach pokuty.

      – To bardzo miło z twojej strony – stwierdził ojciec dzieci – bo będę mógł z ręką na sercu przysiąc, że jestem całkowicie niewinny.

      – A ty jak się wykręcisz od uczciwej odpowiedzi, Henry? – dociekała żartobliwie Dora Watkins.

      – Liczę na to – zareplikował Henry – że zgodnie z najlepszymi tradycjami służby dyplomatycznej uda mi się udzielić odpowiedzi, która będzie jednocześnie całkowicie poprawna i zupełnie pozbawiona treści…

      W tym momencie z holu dobiegł sygnał, że podano do stołu, i całe towarzystwo przeszło do jadalni, przy czym wuj George ukradkiem postukał po drodze w barometr.

      Henry Tyler przyglądał się towarzystwu, dla kamuflażu od czasu do czasu rzucając jakąś żartobliwą uwagę. Jego wyszkolenie obejmowało umiejętność jednoczesnego omawiania angielskich zwyczajów świątecznych z biedną panią Godiesky i ukradkową obserwację pozostałych gości. Lorraine Steele bez wątpienia była oczkiem w głowie swojego męża, lecz Henry nie miał pewności, czy to samo można powiedzieć o Marjorie Friar, która dużo narzekała, a z jej słów – i wyglądu – przebijało znużenie życiem.

      Tymczasem Lorraine Steele nie okazywała po sobie ani śladu abnegacji. Henry uznał, że świąteczność kolorów jej stroju świadczy o jego nowości.

      Nasłuchiwał również za poszlakami, które pozwoliłyby mu zidentyfikować kraj pochodzenia profesora, a jednocześnie uświadomił sobie, że stary wuj George robi się coraz bardziej zramolały. Henry zarejestrował także informację, że kolejna pokojówka pani Friar złożyła wypowiedzenie.

      – Do tego tuż przed świętami – poskarżyła się. – Cóż za niefrasobliwość!

      Peter Watkins okazywał niejaką dumę z prezentu świątecznego dla żony.

      – Osobiście – zaczął typowym dla jego bankierskiej profesji wyważonym tonem – jestem przekonany, że przyszłość należy do lodówek.

      – Nie ma nic złego w staroświeckiej spiżarni – oświadczyła stanowczo Wendy, jak przystało na dobrą gospodynię. Szanse na to, aby Tom Witherington w przewidywalnej przyszłości zakupił lodówkę, były bardzo niewielkie. – Poza tym nie sądzę, aby nasza kucharka chciała zmieniać swoje obyczaje. Jest do nich bardzo przywiązana.

      – Ale pomyśl, ile zaoszczędzimy jedzenia – powiedziała Dora. – Od tej pory nigdy się nie zepsuje.

      – „Nie ma sensu wyrzucać, skoro jeszcze służy” – wtrącił się do rozmowy stary wuj George, któremu najwyraźniej coś zaskoczyło w pamięci.

      – I łatwiej wam będzie uniknąć zatruć pokarmowych – stwierdził Robert Steele poważnym tonem. – Prawda, panie doktorze?

      – W rzeczy samej – natychmiast zgodził się z nim doktor Friar. – Ciągle jest ich za dużo i mogą być bardzo niebezpieczne.

      Farmaceuta spojrzał na Watkinsów i rzekł kurtuazyjne:

      – Nie przychodzi mi do głowy lepszy prezent.

      – Ależ przyszedł ci do głowy lepszy prezent – zaprotestowała wesoło Lorraine Steele.

      Henry miał świadomość, że państwo Steele cały czas komunikują się ze sobą bez słów. W tym momencie niby przypadkiem na stole pojawiła się dłoń Lorraine. Palec serdeczny zdobiła nie tylko szeroka obrączka ślubna ze złota, ale również pierścień z pięknym brylantem.

      – Prezent od Roberta – powiedziała zadowolonym z siebie tonem, głaszcząc zakręcone na lokówce blond włosy i kręcąc pierścionkiem z brylantem. – Prześliczny, co?

      – Chciałem, żeby nosiła na prawej dłoni – dorzucił Robert Steele – ponieważ jest leworęczna, ale ona nie chce o tym słyszeć.

      – No myślę – powiedziała Dora Watkins. – Bardzo pięknie komponuje się z obrączką.

      – Też to mówię – stwierdziła pani Steele z uroczym uśmiechem i na powrót schowała upierścienioną dłoń pod stołem.

      – Słyszycie? – zawołała nagle Wendy. – Przybyli Waitsowie. Chodźcie wszyscy… Potem będą babeczki i kawa w holu.

      Kolędnicy z Berebury zostawili swoje lampiony przed drzwiami i z tekstami w dłoniach stłoczyli się wokół choinki w holu wejściowym Witheringtonów.

      – Dobra – dał sygnał ich szef, młody mężczyzna z wydatnym jabłkiem Adama. Zaczął wymachiwać niewielką batutą. – Trzy cztery…

      Znajome słowa Once in Royal David’s City niebawem rozbrzmiewały w całym domu, wypełniając go radosnym dźwiękiem. Henry zobaczył łzę w oku pani Godiesky i zauważył, że poważna twarz panny Hooper okrywa się wyrazem wielkiej tęsknoty. Również dla niej scenę tę musiały zaludniać duchy dawnych świąt.

      Później, kiedy przyszło do odtwarzania tej sceny w głowie dla policji, Henry potrafił tylko umiejscowić państwa Steele’ów w głębi holu z doktorem Friarem i wujem George’em. Peter i Dora Watkinsowie wybrali miejsce na schodach na pierwsze piętro, trochę na uboczu, ale ze strategicznym widokiem na cały hol. Pani Friar stała niezdarnie przed szefem chóru. Podczas śpiewania kolęd nigdzie nie widać było profesora Hansa Godiesky’ego.

      Henry pamiętał, że zauważył stłumiony wyraz podniecenia na twarzach siostrzenicy i siostrzeńca, którzy przycupnęli u góry schodów. Pamiętał również swoją nadzieję, że dzieci zachwyciła muzyka, a nie sterty babeczek czekających na nich pośród ozdobnych kolcorośli na kredensie w głębi holu.

      Kiedy wybrzmiała ostatnia kolęda, dzieci – i cała reszta towarzystwa – natychmiast rzuciły się na wypieki. Dorośli mogli również poczęstować się gorącym ponczem, przyprawionym w odpowiedniej temperaturze przez Toma Witheringtona, a młodzi – domowej roboty lemoniadą.

      Niedługo po zniknięciu ostatniej babeczki w ustach jednego z kolędników oficjalne uroczystości wigilijne u Witheringtonów dobiegły końca.

      Pierwsi wyszli farmaceuta i jego żona, uścisnąwszy wszystkim dłonie.

      – Wiemy, że jest jeszcze wcześnie – przepraszała Lorraine Steele – ale biednemu Robertowi znowu dokucza żołądek.

      Henry, który spodziewał się wiotkiej niewieściej dłoni, był zaskoczony stanowczością uścisku.

      – Nie

Скачать книгу