Świąteczne tajemnice. Группа авторов
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Świąteczne tajemnice - Группа авторов страница 12
– To Desmond – stwierdziła. – To samochód Desmonda. Pewnie… pewnie postanowił sam pojechać po policję, zamiast dzwonić.
W tym momencie z domu wybiegła do nich Diana Middleton.
– Co się stało? – wydyszała. – Desmond wpadł do domu. Mówił coś o Bridget, a potem złapał za telefon, ale nie mógł się połączyć. Mówił, że nie działa i że pewnie ktoś przeciął kable. Potem dodał jeszcze, że w takim razie musi sam pojechać po policję, i wybiegł z domu. Ale po co policja…?
Poirot wskazał wymownie na nieruchome ciało.
– Bridget? – Diana spojrzała na niego z niedowierzaniem. – Ale… czy to nie jest jakiś żart? Słyszałam coś… wczoraj wieczorem. Myślałam, że chcą panu zrobić żart, panie Poirot?
– Owszem. – Detektyw skinął głową. – Taki był pomysł – żeby ze mnie zażartować. Ale teraz chodźcie wszyscy do domu. Tutaj tylko się przeziębimy, a i tak nie możemy nic zrobić, dopóki pan Lee-Wortley nie wróci z policją.
– Ale nie możemy… nie możemy przecież zostawić tu Bridget samej – protestował słabo Colin.
– W niczym jej też nie pomożemy, zostając tutaj – odpowiedział łagodnie Poirot. – To smutne, to bardzo smutna tragedia, ale już w żaden sposób nie możemy pomóc mademoiselle Bridget. Chodźmy więc lepiej do domu, ogrzejmy się i napijmy może herbaty lub kawy.
Posłusznie przeszli za nim do domu. Peverell miał właśnie uderzyć w gong, wzywając ich na śniadanie. Jeśli zdziwił go fakt, że większość gości była już na zewnątrz, a Poirot pojawił się w piżamie i płaszczu, to w żaden sposób nie dał tego po sobie poznać. Pomimo zaawansowanego wieku Peverell wciąż był kamerdynerem doskonałym. Nie dostrzegał niczego poza tym, co miał dostrzec. Wszyscy przeszli do jadalni i usiedli. Gdy dostali już kawę i zaczęli ją popijać, Poirot przemówił:
– Muszę wam opowiedzieć krótką historię – zaczął. – Nie mogę zdradzić wszystkich szczegółów, ale przedstawię najważniejsze wydarzenia. Rzecz dotyczy młodego księcia, który przyjechał do tego kraju. Przywiózł ze sobą słynny klejnot, by umieścić go w nowej oprawie i podarować później damie, którą zamierzał poślubić. Niestety, wcześniej zaprzyjaźnił się z inną, młodą i bardzo ładną damą. Sam książę nieszczególnie interesował tę młodą ładną damę, za to bardzo zależało jej na klejnocie – do tego stopnia, że pewnego dnia zniknęła z tym historycznym obiektem, który od pokoleń należał do rodziny młodego następcy tronu. Młody człowiek znalazł się więc w bardzo trudnym położeniu, jak sami chyba rozumiecie. Przede wszystkim nie mógł dopuścić do skandalu. W związku z tym nie mógł również udać się z tą sprawą na policję. Dlatego przyszedł do mnie, Herkulesa Poirota. „Proszę odzyskać dla mnie ten historyczny rubin” – mówił. Eh bien, owa młoda dama miała przyjaciela, który to przyjaciel zrealizował już kilka bardzo podejrzanych transakcji. Chodziło między innymi o szantaż i o sprzedaż biżuterii za granicę. Zawsze robił to w bardzo sprytny sposób. Był podejrzany, ale niczego nie dało mu się udowodnić. Doszły mnie słuchy, że ów sprytny młody człowiek spędza Boże Narodzenie w tym domu. Należało przy tym dopilnować, by ta ładna młoda dama, zdobywszy już klejnot, usunęła się na jakiś czas w cień, by nikt na nią nie naciskał i nikt nie zadawał trudnych pytań. Ustalono więc, że przyjedzie tutaj, do Kings Lacey, rzekomo jako siostra tego sprytnego dżentelmena…
Sarah wciągnęła głośno powietrze.
– O nie. O nie, nie tutaj! Nie ze mną!
– Ale tak się właśnie stało. – Poirot westchnął. – Dzięki drobnej manipulacji ja również zostałem tu zaproszony na święta. Ta młoda dama rzekomo wyszła właśnie ze szpitala. Po przyjeździe do rezydencji poczuła się znacznie lepiej. Później jednak dowiedziała się, że ja również mam się tu pojawić, detektyw – dobrze znany detektyw. Wpadła w panikę. Ukryła rubin w pierwszym miejscu, które przyszło jej do głowy, a potem bardzo szybko znów zapadła na zdrowiu i położyła się do łóżka. Nie chciała, bym ją zobaczył, przypuszczając, że mam jej zdjęcie i rozpoznam ją. To dla niej bardzo nudne, owszem, ale musiała pozostawać w swoim pokoju, a brat przynosił jej jedzenie.
– A rubin? – spytał Michael.
– Myślę, że kiedy dotarła do niej wiadomość o moim przyjeździe – tłumaczył Poirot, – młoda dama przebywała wraz z wami w kuchni, gdzie wszyscy swobodnie rozmawialiście, śmialiście się i mieszaliście puddingi świąteczne. Potem umieszczono puddingi w naczyniach, a młoda dama wcisnęła rubin do jednego z nich. Nie do tego, który miał zostać podany w Boże Narodzenie. Wie, że ten umieszczono w specjalnej formie. Włożyła kamień do puddingu przeznaczonego na Nowy Rok. Wiedziała, że wcześniej stąd wyjedzie i zabierze ze sobą ten pudding. Ale los wziął sprawy w swoje ręce. Rankiem w dzień Bożego Narodzenia doszło do drobnego wypadku. Forma z puddingiem świątecznym spadła na kamienną podłogę i rozbiła się. Co więc można było zrobić? Dobra pani Ross podała po prostu drugi pudding.
– Dobry Boże – zdumiał się Colin. – Czy to oznacza, że dziadek omal nie połamał sobie zębów na prawdziwym rubinie?
– Zgadza się – potwierdził Poirot. – Wyobraźcie sobie tylko, co musiał czuć pan Desmond Lee-Wortley, kiedy to zobaczył. Eh bien, co działo się potem? Wziąłem rubin od pułkownika, obejrzałem go i dyskretnie schowałem do kieszeni. W niedbały sposób, jakby wcale mnie to nie interesowało. Ale co najmniej jedna osoba uważnie mnie obserwowała. Kiedy leżałem już w łóżku, ten człowiek przeszukał mój pokój. I przeszukał mnie. Ale nie znalazł rubinu. Dlaczego?
– Bo dał go pan Bridget – odgadł Michael. – I dlatego właśnie… Ale nie do końca rozumiem… To znaczy… Chwileczkę, co się właściwie wydarzyło?
Poirot uśmiechnął się do niego.
– Chodźmy teraz do biblioteki i wyjrzyjmy przez okno – powiedział. – A ja pokażę wam coś, co może wyjaśnić tę tajemnicę.
Detektyw ruszył do biblioteki, a wszyscy pozostali poszli jego śladem.
– Spójrzcie jeszcze raz na scenę zbrodni – poprosił Poirot, wskazując na okno.
Z ust wszystkich obecnych wyrwał się okrzyk zdumienia. Na zewnątrz nie było już żadnego ciała, żadnych śladów niedawnej tragedii prócz zadeptanego śniegu.
– To nie był tylko sen, prawda? – spytał Colin słabo. – Ja… ktoś zabrał ciało?
– Aha – powiedział Poirot, unosząc lekko brwi. – Widzicie? Tajemnica znikającego ciała. – Skinął głową, a w jego oczach pojawił się szelmowski błysk.
– Dobry Boże! – wykrzyknął Michael. – Panie Poirot, pan… pan nie… och, słuchajcie, to on cały czas wodził nas za nos!
Oczy detektywa rozbłysnęły jeszcze jaśniej.
– To prawda, moje dzieci, ja również pozwoliłem sobie na mały