Świąteczne tajemnice. Группа авторов

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Świąteczne tajemnice - Группа авторов страница 23

Świąteczne tajemnice - Группа авторов

Скачать книгу

chłopcy niedługo wrócą do domu”.

      Wendy przygładziła włosy, szepnęła mu coś na ucho i delikatnie zaprowadziła go do kuchni.

      – Wesołych Świąt, tato – powiedział, a potem dodał z własnej inicjatywy: – Wróciłeś wczoraj na noc?

      – To nie twoja sprawa, Norman – wtrąciła się Wendy, która nie chciała, aby jej syn prowokował w taki dzień Franka.

      Frank zachowywał się tak, jakby nie usłyszał. Sięgał po coś na najwyższej półce kredensu, gdzie z reguły trzymał swój stary pas wojskowy. Wendy opiekuńczo zasłoniła chłopca ramieniem.

      Jednak zamiast pasa Frank zdjął z półki zawiniętą w brązowy papier paczkę.

      – Masz, synu – powiedział, przywołując Normana ruchem głowy. – Cała ulica będzie ci zazdrościła. Zatrzymałem to specjalnie dla ciebie.

      Norman podszedł do przodu i za zachętą szczerzącego zęby ojca rozpakował prezent.

      Był teraz właścicielem starego stalowego hełmu.

      – Dzięki, tato – powiedział grzecznie, obracając hełm w dłoniach.

      – Zdjąłem go z trupa szwaba – powiedział z werwą Frank. – Tego drania, który zastrzelił wujka Teda. Snajper. Schował się w zbombardowanym budynku w Poczdamie pod Berlinem. Trafił Teda przypadkowo. W dwunastu szturmowaliśmy budynek i wywlekliśmy go na ulicę.

      – Na zewnątrz?

      – Ukatrupiłem go, Norman. Widzisz tę dziurę z tyłu? To od lee-enfielda 303. Mojego. – Frank przystawił wyimaginowany karabin do głowy Wendy i nacisnął spust, imitując odrzut i odgłos wystrzału. – Wiele z tego szkopa nie zostało, jak z nim skończyliśmy. Ale przywiozłem dla ciebie hełm. Noś go z dumą. Tego by sobie życzył wujek Ted.

      Wziął hełm z rąk chłopca i wcisnął mu na głowę. Norman się skrzywił. Czuł, że zaraz zwymiotuje.

      – Frank, kochanie, może powinniśmy to odłożyć, aż Norman będzie trochę starszy – zaryzykowała taktownie Wendy. – Nie chcielibyśmy, żeby taka wyjątkowa rzecz się uszkodziła, prawda? Wiesz, jacy są mali chłopcy.

      Na Franku nie zrobiło to wrażenia.

      – Co ty gadasz, jaka „wyjątkowa rzecz”? To jest hełm, do cholery, a nie zestaw porcelany. Patrz, jaki chłopak jest zachwycony. Może byś lepiej się zajęła faszerowaniem indora, tak jak ci kazałem?

      – Dobrze, Frank.

      Norman uniósł dłoń. Na jego małej głowie wielki hełm wyglądał komicznie.

      – Mogę już iść?

      Frank uśmiechnął się szeroko.

      – Oczywiście, synu. Chcesz pochwalić się kolegom, co?

      Norman skinął głową, przez co hełm zsunął mu się na oczy. Uśmiechając się z wysiłkiem do ojca, zdjął hełm, wyszedł z kuchni i pobiegł na górę. Najpierw chciał umyć włosy.

      Wendy zaczęła myć i patroszyć indyka, słuchając Franka.

      – Wiem, co dzieciak teraz czuje. Do dziś pamiętam, jak tata dał mi przywieziony z Flandrii bagnet. Powiedział, że przebił nim sześciu ludzi. Ja szukałem plamek krwi, a on mi opowiedział, że pozarzynał ich jak świnie. To był najlepszy prezent świąteczny w moim życiu.

      – Ja też sprawiłam ci mały drobiazg na święta. Jest za zegarem – powiedziała Wendy, pokazując na zawiniętą w gazetę i obwiązaną sznurkiem małą paczkę.

      – Prezent? – Frank podniósł go z kredensu i rozdarł papier. – Skarpety? – powiedział z niesmakiem. – To wszystko? Nasze pierwsze wspólne święta od trzech lat, a ty nie potrafisz dać mężowi nic poza zasraną parą skarpet?

      – Nie mam za dużo pieniędzy, Frank – przypomniała mu Wendy i natychmiast tego pożałowała.

      Frank chwycił ją za ramiona, prawie zrzucając indyka ze stołu.

      – Chcesz powiedzieć, że to moja wina?

      – Nie, kochanie.

      – Za mało zarabiam – to próbujesz mi powiedzieć?

      Wendy próbowała go ułagodzić, a jednocześnie szykowała się na brutalne otrzęsiny, które z pewnością ją czekały. Frank wzmocnił uścisk, odciągnął ją od stołu i zaczął walić nią o kredens, akcentując każde słowo łupnięciem.

      – Ten hełm nic mnie nie kosztował! – awanturował się. – Nie rozumiesz tego, kobieto? Liczy się myśl. Nie trzeba pieniędzy, żeby okazać uczucia. Trzeba trochę pomyślunku, trochę inteligencji. Zasrane skarpety – to jest zniewaga!

      Pchnął ją agresywnie w stronę stołu.

      – Wracaj do swojej roboty. Mamy pierwszy dzień świąt. Jestem rozsądnym człowiekiem. Jestem gotów puścić w niepamięć twoją głupotę. Przestań się mazać i włóż tego pięknego ptaka do pieca. Mama przyjdzie o dziesiątej. Chcę, żeby do tej pory w domu pachniało indykiem. Nie pozwolę, żebyś zepsuła mi święta. – Wyszedł, stukając buciorami o drewnianą podłogę w przedpokoju. – Idę do Polly! – zawołał. – Ona wie, jak się traktuje bohatera. Spójrz na ten chlewik. Żadnych ozdób, żadnego ostrokrzewu nad obrazkami. Nie kupiłaś nawet piwa. Ogarnij trochę chałupę, zanim wrócę.

      W Wendy wciąż kotłowało się po otrzęsinach, ale wiedziała, że musi coś powiedzieć Frankowi, zanim ten wyjdzie, że jeśli mu teraz nie przypomni, ciężko tego pożałuje.

      – Polly powiedziała, że przyniesie pudding. Przypomnisz jej? Bardzo cię proszę, Frank.

      Stał z ponurą miną w drzwiach wejściowych, na tle zapyziałej szeregówki po drugiej stronie ulicy.

      – Nie mów mi, co mam robić, Wendy – rzucił groźnie. – To tobie stale trzeba przypominać, co jest do zrobienia.

      Drzwi zatrzęsły się we framudze. Wendy z łomoczącym sercem stała u dołu schodów. Wiedziała, na czym polega przypominanie w wykonaniu Franka. Pas wojskowy znajdował użytek nie tylko wobec chłopca.

      – Poszedł już, mamo?! – zawołał Norman z góry schodów.

      Wendy skinęła głową, poprawiając szpilki w rzadkich blond włosach i przecierając oczy.

      – Tak, kochanie. Możesz zejść na dół.

      – Nie chcę tego hełmu – powiedział, kiedy stanął koło niej. – Boję się go.

      – Wiem, kochanie.

      – Chyba jest na nim krew. Nie chcę go. Gdyby należał do naszego żołnierza albo Jankesa, to bym chciał, ale to jest hełm trupa.

      Wendy uściskała syna. Zadygotała w krzyżu. W gardle wzbierał jej szloch.

Скачать книгу