Świąteczne tajemnice. Группа авторов
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Świąteczne tajemnice - Группа авторов страница 24
![Świąteczne tajemnice - Группа авторов Świąteczne tajemnice - Группа авторов](/cover_pre842943.jpg)
Prawdę rzekłszy, nie chciała tego wiedzieć. Nie żałowała swojej owdowiałej szwagierki Franka. Polly nie zdawała sobie sprawy, jak wielką ulgą jest dla Wendy to, że Franka często nie ma w domu. Wszelkie upokorzenia schodziły na dalszy plan wobec faktu, że Frank spędzał noce poza domem, dzięki czemu napięcie i agresja chwilowo ustępowały. Miejscowe plotkarki szybko coś wywąchały, ale Wendy nie mogła nic zrobić, aby je powstrzymać.
Norman, który wyczuł, w którą stronę biegną jej myśli, powiedział:
– Billy Slater mówi, że tata i ciocia Polly robią to ze sobą.
– Wystarczy, Norman.
– Mówi, że ona nie ma gumy w majtkach. Co to znaczy, mamo?
– Billy Slater to obrzydliwy chłopiec. Nie chcę o tym więcej słyszeć. Robimy sos waniliowy.
Przez następną godzinę Norman pomagał mamie w kuchni. Indyk ledwo mieścił się w piekarniku i Norman się zmartwił, że mięso nie będzie gotowe na czas. Wendy miała lepsze rozeznanie w sytuacji. Było mnóstwo czasu na gotowanie. Nie mogli zacząć jeść, dopóki Frank i Polly nie dotoczą się z pubu Valliant Trooper. Ostatnie zamówienia można było składać za piętnaście trzecia, więc indyk miał pięć godzin na upieczenie się.
Usłyszeli ciche pukanie do drzwi wejściowych i Norman pobiegł otworzyć.
– Mamo, przyszła babcia Morris! – zawołał ucieszony, wprowadzając pulchną starszą panią do kuchni. Maud Morris była dla nich niezwykłym wsparciem w czasie wojny. Zawsze dokładnie wiedziała, kiedy potrzebna jest im pomoc.
– Przyniosłam trochę warzyw – powiedziała do Wendy, kładąc na stole siatkę z ubłoconą kapustą i marchwią, a potem zdjęła płaszcz i czapkę. – Gdzie jest ten mój syn ladaco? Zresztą po co ja pytam, tak jakbym sama nie wiedziała.
– Poszedł po Polly – odparła spokojnie Wendy.
– A to mi nowina.
– Jakąś godzinę temu – dodał Norman. – Pewnie pójdą do pubu.
Starsza pani wróciła do przedpokoju, aby powiesić płaszcz i czapkę. Kiedy znowu znalazła się w kuchni, powiedziała do Wendy:
– Wiesz, co ludzie mówią?
Wendy puściła to pytanie mimo uszu.
– Przyniósł dziś rano ośmiokilowego indyka.
– Podasz mi nóż? – poprosiła jej teściowa.
– Po co ci nóż?
– Do kapusty. – Maud spojrzała na wnuka. – Dostałeś jakiś fajne prezenty?
Norman spuścił wzrok na sznurówki.
– Babcia cię o coś spytała, kochanie.
– Dostałeś wszystko, o co prosiłeś?
– Nie wiem.
– Napisałeś do Świętego Mikołaja? – spytała Maud, zerkając ukradkiem na Wendy.
Norman wywinął oczami.
– Nie wierzę już w takie rzeczy.
– Szkoda.
– Tata dał mi hełm po zabitym Niemcu. Podobno należał do Niemca, który zastrzelił wujka Teda. Nie cierpię tego hełmu.
Wendy zabrała ze stołu marchew i włożyła do zlewu.
– Jestem pewna, że chciał ci zrobić jak najlepszy prezent, Norman.
– Jest w nim dziura po kuli.
– Dał ci coś jeszcze? – spytała jego babcia.
Norman pokręcił głową.
– Mama dała mi czekoladę i Dandy Annual.
– A tata tylko ten hełm?
– Proszę cię, nic nie mów – powiedziała Wendy. – Wiesz, jak to jest.
Maud Morris pokiwała głową. Nie było sensu, żeby karciła syna. Wyładowałby się tylko na Wendy. Dylemat maltretowanej żony znała z własnego doświadczenia. Protesty nakręcały tylko przemoc. Świadomość, że jej drugi syn wyrósł na takiego brutala, budziła w niej wstyd i gniew. Jej ukochany pierworodny Ted nigdy nie skrzywdziłby kobiety. Ale Teda jej odebrano. Zdjęła fartuch z wieszaka na drzwiach i zaczęła szatkować kapustę. Normana wysłano do zastawienia stołu w pokoju od frontu.
Cztery godziny później, kiedy król wygłaszał orędzie do narodu, usłyszeli próbę przekręcenia klucza w drzwiach wejściowych. Wendy wyłączyła radio. Po co najmniej trzech kolejnych próbach Frank i Polly chwiejnym krokiem wtoczyli się do przedpokoju. Frank się słaniał z butelką w ręce i przekrzywionym papierowym kapeluszem na czubku głowy. Jego szwagierka trzymała go za połę, trzęsąc się ze śmiechu, a w prawej ręce dzierżyła parę butów na zapięcia wokół pięty.
– Wesołych Świąt! – ryknął Frank. – Pokój ludziom dobrej woli z wyjątkiem szkopów i tej bandy obok.
Polly zgięła się w pół od niekontrolowanego chichotu.
– Wezmę twój płaszcz, Polly – zaproponowała Wendy. – Pamiętałaś o puddingu? Chciałabym go od razu włożyć do garnka.
Polly odwróciła się do Franka.
– Pudding. Co zrobiłeś z puddingiem, Frank?
– Z jakim puddingiem?
Do przedpokoju weszła Maud i stanęła za plecami Wendy.
– Wiem, że Polly zrobiła pudding. Nie wygłupiaj się, Frank. Gdzie on jest?
Frank pokazał za siebie.
– Został u Polly? – powiedziała z rozpaczą Wendy. – Och, nie!
– Głupia krowa. O czym ty gadasz? Jest przed naszymi drzwiami, do cholery. Musiałem położyć go na ziemi, żeby otworzyć drzwi, no nie?
Wendy przecisnęła się koło nich i podniosła przykrytą natłuszczonym papierem białą formę. Szybko zaniosła ją do kuchni i włożyła do garnka z wrzącą wodą.
– Jaki duży i ładny.
Ta życzliwa uwaga wywołała kolejne salwy śmiechu Polly, która nareszcie oświadczyła bełkotliwym głosem:
– Musisz być dla mnie wyrozumiała. Twój stary jest bardzo niegrzecznym chłopcem. Zabrał mnie do pubu i trochę upił.
– Bij, zabij, ale ja nie wiem, skąd on bierze pieniądze – rzuciła Maud.
– Wendy pewnie często tak mówi – powiedziała Polly. Pochyliła się w stronę szwagierki