Świąteczne tajemnice. Группа авторов

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Świąteczne tajemnice - Группа авторов страница 28

Świąteczne tajemnice - Группа авторов

Скачать книгу

brokat i aksamit „mała dama” z drewnianym sercem, przed kilkoma wiekami trafiła do pierwszego angielskiego dziecka urodzonego w Nowym Świecie od sir Waltera Raleigha. Ponieważ rzeczone dziecko, Virginia Dale, urodziło się w 1587 roku, nawet muzeum Smithsonian nie ośmieliło się podważać triumfu panny Ypson.

      Na półkach i w gablotach starszej pani można było zobaczyć skarby tysiąca dzieciństw, a także bogactwa – bo taka jest genetyka lalek – znajdujące się w posiadaniu dzieci, które dorosły. Można tam było znaleźć „modne dziateczki” z czternastowiecznej Francji, święte lalki zamieszkującego Wolne Państwo Orania plemienia Fingo, papierowe lalki Satsuma i lalki dworskie ze starej Japonii, pochodzące z egipskiego Sudanu lalki „Kalifa” z koralikowymi oczami, szwedzkie lalki z kory brzozowej, lalki „Katcina” plemienia Hopi, wykonane z zębów mamuta lalki Eskimosów, pierzaste lalki Odżibwejów, wstające lalki starożytnych Chińczyków, koptyjskie lalki z kości, rzymskie lalki poświęcone Dianie, lalki pantin, które służyły za uliczne zabawki paryskim znakomitościom, zanim bulwary wymiotła Madame Guillotine, reprezentujące Świętą Rodzinę wczesnochrześcijańskie lalki w żłobkach – by wymienić ledwie garść eksponatów z iście mozaikowej kolekcji panny Ypson. Miała też lalki z papier mâché, lalki ze skóry zwierzęcej, lalki szpulowe, lalki z kleszczy kraba, lalki ze skorupki jaja, lalki z liści kukurydzy, lalki szmaciane, lalki z szyszki sosnowej z włosami z mchu, lalki z pończochy, lalki bisque, lalki z liści palmowych, a nawet lalki ze strąków. Miała lalki metrowe, ale też takie, które panna Ypson zmieściłaby w swoim złotym naparstku.

      Zbiory Cytherei Ypson obejmowały całą historię ludzkości i nie miały sobie równych. Nie umywały się do nich ani bajeczne zabawki Montezumy, Wiktorii czy Eugene’a Fielda, ani kolekcje Metropolitan, South Kensington czy Pałacu Królewskiego w starym Bukareszcie – coś podobnego można by znaleźć tylko w marzeniach małych dziewczynek.

      Świat marzeń tej konkretnej małej dziewczynki ufundowany był na jajach z Iowa i wybrzeżu Attyki, wykarmiony kukurydzą i przyodziany w mirt. I oto nadszedł dogodny czas, aby nareszcie przedstawić Johna Somerseta Bondlinga i opowiedzieć o jego wizycie w rezydencji Queenów dnia 23 grudnia nie tak bardzo odległego roku.

      Dwudziesty trzeci grudnia to zazwyczaj nie jest najlepszy moment na próbę kontaktu z Queenami. Inspektor Richard Queen lubi spędzać święta po staroświecku. Na przykład jego farsz do indyka potrzebuje dwudziestu dwóch godzin łącznych przygotowań, a niektórych składników raczej nie znajdzie się w sklepie spożywczym na rogu. Ponadto Ellery ma obsesję na punkcie pakowania prezentów. Miesiąc przed Bożym Narodzeniem kanalizuje swój detektywistyczny geniusz w tropienie nietypowych papierów pakunkowych, pięknych wstążek i artystycznych naklejek, a ostatnie dwa dni poświęca na tworzenie piękna.

      A zatem kiedy mecenas John S. Bondling przyszedł z wizytą, inspektor Queen przebywał w kuchni, odziany w fartuch do grillowania i tkwił po uszy w fines herbes, podczas gdy Ellery za zamkniętymi drzwiami swojego gabinetu komponował tajną symfonię z migoczącego sreberka w kolorze fuksji, leśnozielonej wstążki z mory oraz sosnowych szyszek.

      – Czarno to widzę. – Nikki wzruszyła ramionami, oglądając wizytówkę mecenasa Bondlinga, która była równie popękana jak sam mecenas Bondling. – Mówi pan, że zna pan inspektora, panie Bondling?

      – Proszę mu powiedzieć, że przyszedł Bondling, ten prawnik od nieruchomości – mruknął neurotycznie Bondling. – Park Row. Będzie wiedział.

      – Proszę nie mieć do mnie pretensji – odparła Nikki – jeśli trafi pan do jego farszu. Wszystkich innych możliwych składników już użył.

      I poszła po inspektora Queena.

      Chwilę po jej odejściu nieznacznie uchyliły się drzwi gabinetu i jedno podejrzliwe oko przeprowadziło rekonesans przez powstałą szczelinę.

      – Proszę się nie niepokoić – powiedział właściciel oka, przeciskając się przez nieco powiększoną szczelinę i pospiesznie zamykając za sobą drzwi. – Nie można im ufać. To tylko dzieci.

      – Dzieci! – prychnął mecenas Bondling. – Pan jest Ellery Queen, tak?

      – Owszem.

      – Zainteresowany młodzieżą, co? Świętami? Sierotami, lalkami, tego typu rzeczami? – kontynuował pan Bondling wyjątkowo napastliwie.

      – Chyba można tak powiedzieć.

      – Tym głupiej z pana strony. A, jest też pański ojciec. Panie inspektorze…

      – A, ten Bondling – powiedział starszy pan nieobecnym tonem, ściskając przybyszowi dłoń. – Zadzwonili do mnie z komendy z informacją, że ktoś przyjdzie. Proszę, niech pan wytrze moją chusteczką. To jest kawałek indyczej wątróbki. Zna pan mojego syna? A jego sekretarkę, pannę Porter? Co pana gnębi, panie Bondling?

      – Zajmuję się masą spadkową po Cytherei Ypson, panie inspektorze, i…

      – Miło pana poznać, panie Bondling – rzekł Ellery. – Nikki, drzwi są zamknięte, więc nie udawaj, że zapomniałaś drogę do łazienki…

      – Cytherea Ypson – zmarszczył brwi inspektor. – A, tak. Niedawno zmarła.

      – Zostawiając mnie z problemem – powiedział pan Bondling – rozdysponowania jej lalekcji.

      – Czego? – spytał Ellery, odrywając wzrok od klucza.

      – Kolekcji lalek. To ona wymyśliła słowo „lalekcja”.

      Ellery włożył klucz do kieszeni i podszedł do swojego fotela.

      – Mam go znieść na dół? – Nikki westchnęła.

      – Lalekcja – powtórzył Ellery.

      – Poświęciła jej około trzydziestu lat. Lalki!

      – Tak, Nikki, znieś na dół.

      – No dobrze, panie Bondling, ale w czym problem? – spytał inspektor Queen. – Jak pewnie panu wiadomo, Boże Narodzenie przychodzi tylko raz do roku.

      – Testament przewiduje, że lalekcja ma być sprzedana na aukcji – zachrypiał mecenas – a uzyskane w ten sposób środki przeznaczone na założenie fundacji wspierającej osierocone dzieci. Zaraz po Nowym Roku organizuję publiczną licytację.

      – Lalki i sieroty, co? – powiedział inspektor, rozmyślając o czarnym pieprzu jawajskim i soli marki Country Gentleman.

      – To miłe – Nikki rozpromieniła się.

      – Tak się pani wydaje? – powiedział łagodnie pan Bondling. – Najwyraźniej nigdy nie próbowała pani zadowolić opiekuna prawnego. Zarządzaniem masą spadkową zajmuję się od dziewięciu lat i nigdy nie było na mnie najmniejszej skargi, ale jeśli masa spadkowa obejmuje interesy choćby jednego małego bacho… małego dziecka bez ojca, to opiekun prawny traktuje mnie jak jakiegoś Kubę Rozpruwacza!

      – Mój farsz… – zaczął inspektor.

      – Kazałem skatalogować te lalki. Rezultat jest przerażający! Wiedzieliście, że nie ma ugruntowanego rynku na te draństwa? A nie licząc niezbyt pokaźnego mienia osobistego, lalekcja stanowi cały

Скачать книгу