Świąteczne tajemnice. Группа авторов

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Świąteczne tajemnice - Группа авторов страница 29

Świąteczne tajemnice - Группа авторов

Скачать книгу

panie Bondling?

      – Numer osiemset siedemdziesiąt cztery – odburknął prawnik. – Ta tutaj.

      – Numer osiemset siedemdziesiąt cztery – przeczytał inspektor Queen w grubym katalogu, który Bondling wygrzebał z przepastnej kieszeni płaszcza. – Lalka delfina. Unikat. Dwudziestocentymetrowa figurka z kości słoniowej przedstawiająca młodego księcia w dworskich szatach, z prawdziwym gronostajem, brokatem i aksamitem. Do pasa przypięty złoty dworski miecz. Na głowie złoty diadem inkrustowany najczystszej wody brylantem o wadze w przybliżeniu 49 karatów…

      – Ile karatów?! – zawołała Nikki.

      – Większy niż Nadzieja i Gwiazda Południowej Afryki – powiedział Ellery nieco bardziej ożywionym tonem.

      – …i wyceniany – dokończył jego ojciec – na sto dziesięć tysięcy dolarów.

      – Droga laleczka.

      – Nieprzyzwoite! – oceniła Nikki.

      – Ta nieprzyzwoita… to znaczy znakomita królewska lalka – czytał dalej inspektor – była prezentem urodzinowym od króla Francji Ludwika XVI dla Ludwika Karola, jego drugiego syna, który w 1789 roku, po śmierci starszego brata, został delfinem. Kiedy małego delfina podczas rewolucji francuskiej internowali sankiuloci, rojaliści proklamowali go Ludwikiem XVII. Jego dalsze losy spowija tajemnica. Romantyczny obiekt o niemałych walorach historycznych.

      – Le prince perdu. Proszę mi powiedzieć, panie Bondling – mruknął Ellery – czy losy tego obiektu nie budzą podejrzeń?

      – Jestem prawnikiem, nie antykwariuszem – odburknął gość. – Są dokumenty, jeden z nich to uwierzytelnione oświadczenie – hologram – lady Charlotte Atkyns, angielskiej aktorki i przyjaciółki rodu Kapetyngów – podczas rewolucji przebywała we Francji – albo udające takowe. To nie ma znaczenia, panie Queen. Nawet jeżeli historia tej laleczki jest zła, brylant jest dobry!

      – I ta laleczka za sto dziesięć tysięcy dolarów stanowi kość jakowejś niezgody, jak tuszę?

      – Jakby pan zgadł! – zawołał pan Bondling, rozpaczliwie strzelając kłykciami. – Na moje oko lalka delfina to jedyna pozycja w tej kolekcji, o którą warto się starać. A co robi starsza pani? Nakazuje w testamencie, aby lalekcja Cytherei Ypson została w Wigilię publicznie wystawiona… na parterze domu handlowego Nash! W Wigilię, panowie! Wyobrażacie sobie?!

      – Ale dlaczego? – spytała zaskoczona Nikki.

      – Dlaczego? Któż wie dlaczego? Pewnie dla rozrywki nowojorskiej armii małych żebraków! Macie pojęcie, ile chłopstwa przechodzi w Wigilię przez ten dom handlowy? Moja kucharka mi mówi – jest bardzo religijna – że to przypomina Armagedon.

      – Wigilia – zmarszczył brwi Ellery. – To już jutro.

      – Rzeczywiście wygląda to ryzykownie – powiedziała zaniepokojona Nikki. Lecz po chwili pojaśniała. – Ale może Nash nie pójdzie na współpracę, panie Bondling.

      – Czyżby? – Pan Bondling rozsierdził się. – Staruszka Ypson od lat organizowała ten cyrk z ichnią bandą chłopskich dostawców! Ujadają na mnie od dnia, w którym złożono ją do grobu!

      – To przyciągnie każdego nowojorskiego kanciarza – stwierdził inspektor ze wzrokiem utkwionym w drzwiach kuchni.

      – Sierotki – przypomniała Nikki. – Interesy sierot muszą być chronione.

      Spojrzała na swojego pracodawcę oskarżycielskim wzrokiem.

      – Środki specjalne, tato – przypomniał Ellery.

      – Jasne, jasne – odparł inspektor i podniósł się z krzesła. – Proszę się nie martwić, panie Bondling. – A teraz jeśli byłby pan tak łaskaw…

      – To nie wszystko, panie inspektorze – syknął pan Bondling i z napiętą miną pochylił się do przodu.

      – A. – Ellery sprawnymi ruchami zapalił papierosa. – W tej opowieści występuje konkretny czarny charakter, a pan zna jego tożsamość.

      – Znam, a jednocześnie nie znam – odparł głucho prawnik. – Czarnym charakterem jest Komus.

      – Komus! – krzyknął inspektor.

      – Komus? – spytał powoli Ellery.

      – Komus? – powtórzyła Nikki. – Cóż to za jeden?

      – Komus – skinął głową pan Bondling. – Z samego rana jakby nigdy nic wtargnął do mojego biura – musiał mnie śledzić. Nie zdążyłem nawet zdjąć płaszcza, a moja sekretarka jeszcze nie przyszła. Wmaszerował do środka i rzucił na biurko wizytówkę.

      – Jego klasyczna zagrywka, tato – podchwycił Ellery.

      – Znak rozpoznawczy – potwierdził inspektor, pracując ustami.

      – Ale na wizytówce jest napisane tylko „Komus” – poskarżyła się Nikki. – Kto…?

      – Proszę mówić dalej, panie Bondling! – zagrzmiał inspektor.

      – Zakomunikował mi z całym spokojem – powiedział Bondling, osuszając policzki sfatygowaną chusteczką – że ukradnie jutro lalkę delfina, u Nasha.

      – Cóż za maniak! – oburzyła się Nikki.

      – Jak wyglądał ten człowiek, panie Bondling? – spytał starszy pan strasznym głosem.

      – Cudzoziemiec, czarna broda, mówił z jakimś nieokreślonym ciężkim akcentem. Prawdę powiedziawszy, zupełnie zgłupiałem i nie zauważyłem szczegółów. Kiedy w końcu za nim pobiegłem, było już za późno.

      Queenowie wzruszyli ku sobie ramionami na modłę francuską.

      – Stara historia – stwierdził inspektor; kąciki jego nozdrzy były zielonkawe. – Jest niewidzialny, a kiedy już się pokaże, nikt nie pamięta nic oprócz brody i obcych akcentów. Cóż, panie Bondling, skoro do gry włączył się Komus, sprawa jest poważna. Gdzie w tej chwili znajduje się kolekcja?

      – W skarbcu Life Bank and Trust, oddział przy 43 Ulicy.

      – O której godzinie ma pan ją przetransportować do Nasha?

      – Chcieli dzisiaj wieczorem, ale stanowczo odmówiłem. Załatwiłem z bankiem, że kolekcja zostanie przetransportowana jutro o wpół do ósmej rano.

      – Nie będzie zbyt wiele czasu na jej zaaranżowanie przed otwarciem sklepu – stwierdził Ellery z zamyślonym wyrazem twarzy i zerknął na ojca.

      – Operację Laleczka proszę zostawić nam, panie Bondling – rzekł inspektor posępnie. – Niech pan do mnie dźwięknie dzisiaj po południu.

      – Nawet pan sobie nie wyobraża, panie inspektorze, jak wielką ulgę mi pan…

      – Doprawdy? –

Скачать книгу