Legion Nieśmiertelnych. Tom 2. Świat Pyłu. B.V. Larson

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Legion Nieśmiertelnych. Tom 2. Świat Pyłu - B.V. Larson страница 16

Legion Nieśmiertelnych. Tom 2. Świat Pyłu - B.V. Larson

Скачать книгу

świateł. Odpłynąłem w sen. W moich niespokojnych nocnych wizjach Sargon doskonale się bawił, młócąc w mój hełm ku zachwytowi całej reszty jednostki.

      – 6 –

      Upłynęło kilka miesięcy. Po każdym kolejnym dniu byłem wykończony, ale też zawsze odrobinę sprawniejszy. Od początku zdawałem sobie sprawę, że robota bombardiera będzie męcząca, ale ogólnie było jeszcze gorzej, niż się spodziewałem.

      Może gdybym miał rok czy dwa, żeby doprowadzić się do formy, byłoby łatwiej. Ale nie miałem tyle czasu. Nikt w legionie go nie miał. Mieliśmy do wykonania określoną misję i nikt nie będzie przekładał daty lądowania, bo nie jestem gotowy do pełnienia służby.

      Codziennie podczas przerwy schodziłem do przedniego obserwatorium, które znajdowało się tuż poniżej obszaru zieleni pełniącego na „Corvusie” funkcję parku. W przyciemnionym wnętrzu często napotykałem obmacujące się pary. Zwykle przychodziłem sam, żeby pooglądać gwiazdy.

      Podobnie jak większość statków kosmicznych w Imperium, „Corvus” posiadał napęd wytwarzający bańkę zakrzywienia czasoprzestrzennego. Szczegóły tej technologii pozostawały dla nas tajemnicą, bo nie wolno nam było go rozmontować ani podejmować żadnych prób odtworzenia jego konstrukcji. Dla skrullańskiej załogi, która zajmowała się obsługą statku, nie byliśmy ani przyjaciółmi, ani nawet kolegami, a jedynie pasażerami – więc nie zawracali sobie głowy tłumaczeniem, jak to wszystko działa. Każda rasa wchodząca w skład Imperium bardzo ściśle broniła swoich tajemnic handlowych.

      Na tyle, na ile rozumiałem, napęd nadświetlny wytwarzał wokół statku bańkę zmienionej przestrzeni. Nie poruszał samego statku – zamiast tego przekształcał otaczającą go przestrzeń. Dzięki temu, że przestrzeń przed statkiem była bardziej rozrzedzona, a gęstsza za nim, zachodzące w niej oddziaływania popychały nas do przodu podobnie jak w przypadku skrzydeł samolotu, które zapewniają siłę nośną.

      Ten efekt zasysania sprawia, że statek porusza się naprzód, co z kolei przesuwa pole zakrzywiające i dzięki temu bańka może oddziaływać na nowy obszar przestrzeni. W teorii odpowiadało to hipotezom przedstawionym przeszło sto lat temu przez meksykańskiego fizyka Miguela Alcubierre’a – ale mogliśmy jedynie zgadywać, jak dokładnie funkcjonował ten system.

      Jako że przestrzeń wewnątrz bańki pozostawała względnie nienaruszona, nie było to dla nas szkodliwe i nie doświadczaliśmy też spowolnienia czasu. Miesiące spędzone w podróży upływały tak samo jak poza obrębem pola zakrzywiającego. Pasażerowie i załoga praktycznie nie odczuwali żadnego ruchu, chociaż statek w gruncie rzeczy poruszał się z prędkością nadświetlną.

      Jednym z problemów przy korzystaniu z takiego napędu była obserwacja otoczenia. Nie mogliśmy wyjrzeć poza granice bańki zakrzywiającej z uwagi na oczywiste sprzeczności z prawami fizyki. Jak masz zobaczyć blask jakiejś gwiazdy, skoro mijasz ją z prędkością wielokrotnie większą od światła?

      Kiedy wyglądało się poza obręb czasoprzestrzennej bańki, zamiast gwiazd widać było tylko rozmyte plamy światła, jakby otaczała nas kula delikatnie mieniących się barw.

      Jedynym wyjątkiem było obserwatorium. Nie ukazywało rzeczywistego obrazu otaczającej nas przestrzeni, ponieważ było to niewykonalne. Wyświetlano w nim za to komputerowy obraz mijających nas ciał niebieskich. Robiło to na mnie niesamowite wrażenie. Widziałem gwiazdy, a jeśli przyjrzałem się dokładniej, mogłem dostrzec drobne przesunięcia w ich wzajemnym położeniu. Może i przypominało to oglądanie ruchu wskazówek na zegarze, ale jakoś fascynowało.

      Zazwyczaj spoglądałem naprzód, wpatrując się w rosnący obraz naszego docelowego układu. Od trzeciego miesiąca podróży Zeta Herculis świeciła już bardzo jasno, z łatwością przyćmiewając wszystkie inne widoczne obiekty. Daleko za nami Słońce było jedynie wątłym ognikiem – kolejną plamką w nieprzebranym morzu gwiazd.

      Gdy do końca podróży został ledwie jeden czy dwa dni, wszystkich zaczęły dopadać nerwy.

      – Tak myślałam, że cię tu znajdę – powiedział cichy głos za moimi plecami.

      Odwróciłem się i ujrzałem Natashę. Uśmiechała się do mnie.

      – Jesteś sama? – spytałem szeptem.

      – Oby nie.

      Sekundę później dotarło do mnie, co ma na myśli. Odwzajemniłem jej uśmiech. Wyciągnąłem ku niej rękę i ujęła moją dłoń, ściskając ją lekko. Usiedliśmy razem.

      Duża sala obserwatorium była stale zaciemniona, a rozjaśniało ją jedynie światło gwiazd. Znajdowały się tam ustawione w krąg ławki, wyłożone miękkim materiałem. Większość gości leżała na nich i spoglądała w górę na sunące światła. Niepisana zasada nakazywała mówić tu wyłącznie ściszonym głosem.

      Wyciągnąłem się na plecach i utkwiłem wzrok w Zeta Herculis. Była to pomarańczowa gwiazda typu K, która przed śmiercią przemieni się kiedyś w czerwonego olbrzyma.

      – Jak myślisz, jak tam będzie? – spytała Natasha.

      – Trudno powiedzieć. To było dość wczesne odkrycie, jak na egzoplanetę, co znaczy, że musi być dosyć spora. Pewnie będzie tam silna grawitacja. Jest tam mnóstwo wody, dlatego właśnie wysłaliśmy osadników. Zapowiada się, że będzie bardzo wilgotno, jak w tych namiotach, gdzie sprawdzano naszą reakcję.

      Natasha położyła się obok mnie. Oparła głowę na moim ramieniu, a ja uniosłem nieco brwi. Spotykaliśmy się już kiedyś, ale nie podczas tej podróży. Mój morderczy harmonogram ćwiczeń nie pozostawiał czasu na romanse.

      – Przeszkadza ci to? – spytała.

      – Nic podobnego.

      – Wzdrygnąłeś się.

      Prychnąłem.

      – To przez te nowe mięśnie. Cały czas mam takie tiki.

      Przesunęła dłonią po moich ramionach, zaciskając na nich palce, i zawędrowała wyżej, aż po barki.

      – Masz tutaj szorstką skórę, otarcia – powiedziała. – Gdzieniegdzie brakuje też włosów.

      – Przykro mi, że zawiodłem twoje oczekiwania.

      Zaśmiała się cicho.

      – Wcale nie jestem zawiedziona. Przybyło ci mięśni. Harris naprawdę cię zajeżdża, co?

      – Jak pożyczoną szkapę – przyznałem.

      – James – powiedziała po dłuższej chwili milczenia. – Jak przyjdzie co do czego, co zrobisz, jeśli każą ci strzelać do cywili?

      Zaskoczyła mnie tym pytaniem. Wysiłkiem woli udało mi się nie spiąć ramion, którymi ją ciasno obejmowałem.

      – Nie zrobię tego – odparłem.

      Pokiwała głową.

      – Tak właśnie myślałam. Mogą cię stracić za niesubordynację. Wiesz o tym, prawda?

      Wzruszyłem

Скачать книгу