Balagan. Paweł Smoleński
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Balagan - Paweł Smoleński страница 8
Nadgorliwcy i tu, i tam – strzeżcie się.
Jeśli przy kawiarnianym stoliku w Tel Awiwie lub w Aszkelonie, po trzecim szocie whisky podczas wariackiej nocy na plaży w Hajfie, na pustyni Negew albo w ogrodach Cezarei ktoś wypowie imię Dawid, może to znaczyć wszystko i dotyczyć sporej grupy ludzi. Gdyż Dawidem może być najbardziej upity lub trzeźwy kolega, albo ten niezdara, który na plażę nie trafił. Dawid to oczywiście Ben-Gurion oraz król, prorok, pieśniarz, poeta i kobieciarz, wielki Dawid, który pobił Goliata i zdobył dla Żydów Jerozolimę. Ale imię Dawid nosi też wspaniały pisarz Dawid Grosman. Dawidów w izraelskim imaginarium jest najpewniej wiele tysięcy i trochę.
Lecz jeśli ktoś powie „Bibi”, to wiadomo, o kogo chodzi. Imię Binjamin nie jest wcale mniej popularne od Dawida, Binjaminów są w Izraelu setki tuzinów, sam mam kolegów Bibich, lecz jeśli zawołam za nimi na telawiwskiej ulicy, przechodnie nie pomyślą, że wywoływany Bibi to ten gostek w szortach, z tatuażem na pół barku, biegnący ku plaży, by chwilkę posurfować, albo ten okularnik ściskający teczkę z projektem powieści czy starszy chasyd w surducie brudnym od okruszków.
Bowiem Bibi jest tylko jeden. To premier rozdający od lat karty w izraelskiej polityce, według wielu człowiek bez zasad, kłamca, aferzysta, złodziej o mentalności dyktatora, babiarz, misiaczek z ego największym na świecie, pyszałek i łasy na kasę kmiot, na dodatek całkowicie zależny od paskudnej żony.
Ale – warto to zauważyć – wedle innych, a może nawet większości, to obrońca Ziemi Izraela, polityk, który pokłócił się z Europą, lecz zyskał uznanie w świecie, gość wyznaczający bliskowschodnią politykę dzisiejszych Stanów Zjednoczonych oraz prawdziwy „peacemaker”, gdyż za jego panowania Izrael nie doświadczył żadnej prawdziwej wojny. Na dodatek cudotwórca, sprawny zarządca żydowskiej sakiewki, który sprawił, iż kraj niemal ascetyczny, bo na dorobku, zmienił się w bogacza. Nie musi oszczędzać, może wydawać – na nowe nadmorskie apartamenty, zagraniczne podróże, eleganckie auta. Naprawdę dobrze być dzisiaj Izraelczykiem, pod warunkiem że nie dostrzega się przykrych rzeczy.
Dla mnie Bibi Netanjahu jest dowodem na pewną mało popularną tezę z nauk przyrodniczych. Otóż są na świecie zwierzęta, których nie ma. Tak bardzo są, że strach się bać.
Dziadek Bibiego, Natan Milejkowski, kształcił się na rabina, którym na dobrą sprawę nigdy nie został. Ale – i to akurat historyczny fakt – w marnych sztetlach imperium Romanowów, na ziemiach, które niegdyś należały do Rzeczpospolitej, Natan, jeszcze przed procesem francuskiego Żyda, Alfreda Dreyfusa, kłamliwie oskarżonego i skazanego za szpiegostwo na rzecz Niemiec, co stało się zaczynem antysemickich tumultów, oraz przed manifestem Teodora Herzla Państwo żydowskie, w którym naszkicowano główne punkty syjonizmu, opowiadał się za Palestyną – krajem Żydów. Natan Milejkowski zmarł w Herclii w 1935 roku, wielce rozgoryczony, że sprawa, której poświęcił życie, stała się ruchem świeckim i lewicowym. Jego syn, Ben-Cijon, warszawiak z urodzenia, zmienił nazwisko na Netanjahu – „dany przez Boga” – lecz cierpiał jeszcze bardziej.
Był więc Ben-Cijon, który dożył ponad setki, wybitnym historykiem oraz członkiem prawego skrzydła syjonizmu. Straumatyzowany niełatwą relacją z ojcem, którego nigdy nie było w domu, z chęci rewanżu na rodzicach, porzucił religię. Fascynował się Garibaldim, Mussolinim oraz Piłsudskim. Z racji pochodzenia przynależał do żydowskiej, palestyńskiej, a potem izraelskiej elity, jak rody Dajanów, Weizmanów i Herzogów. Nic na tym nie ugrał.
Syjonistyczna prawica zdawała się nie dostrzegać Ben-Cijona Netanjahu i wypominała mu, że kłamie, gdy przedstawia się jako sekretarz Zeewa Żabotyńskiego. Lewica, jak Dawid Ben-Gurion, blokowała mu złośliwie i świadomie naukowe awanse na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie i ostatecznie na wiele lat wypchnęła z kraju. Zrewanżował się: w książce o żydowskich przywódcach „zapomniał” wspomnieć o Ben-Gurionie. Ben-Gurion nie ucierpiał, za to Ben-Cijon się zbłaźnił.
Skrajne, szowinistyczne poglądy Ben-Cijona ukształtowały Bibiego. Przyszły premier zawsze żył w cieniu ojca, wrażliwy na jego pochwały (tych było mało) i napomnienia, nawet wtedy, gdy przewodził izraelskiemu rządowi. No i oczkiem w głowie rodziny Netanjahu był najstarszy z trójki braci, Jonatan, który okazał się żydowskim bohaterem na miarę samobójców z Masady.
Jest więc Bibi dzieckiem tak zwanej izraelskiej arystokracji, lecz z tej gałęzi, która już na początku przegrała wyścig o pozycję i wpływy. Co nie zmienia faktu, iż jego życiorys jest doprawdy imponujący. Pobierał nauki w najlepszych jerozolimskich szkołach, tam, gdzie kształcili się – tak ich nazywają – „książęta prawicy”. W USA uzupełniał edukację i tak się zamerykanizował, że na jakiś czas zmienił nazwisko. Uczył się biznesu i zarządzania. Bez wątpienia z sukcesem.
Ale też Bibi brał udział w izraelskich jawnych i tajnych operacjach wojskowych jako żołnierz – podobnie jak Joni – Sajjeret Matkal, elity elit komandosów. Został ranny podczas odbicia porwanego przez palestyńskich terrorystów belgijskiego samolotu Sabena na lotnisku w Lod pod Tel Awiwem. Złośliwi powiadali, że postrzelono go w pośladek. Prawda jest taka, że kula trafiła w ramię, co widać na zdjęciach. Cała akcja, przeprowadzona absolutnie wzorcowo, trwała kilkadziesiąt sekund.
Żenił się trzykrotnie. Pierwsza wybranka, Miki, jest uznaną badaczką w dziedzinie atomistyki. Odeszła, gdyż Bibi znalazł nową miłość, Amerykankę Fleur, o której mówiono, że może być ozdobą każdego polityka. Też się nie udało i trzecią żoną została Sara, a tej Izrael, nawet przychylny Netanjahu, po prostu nie znosi, bo w głowie ma fiu-bździu, mobbinguje pracowników, a zarzuty o rozpasanie i życie ponad stan są na sądowej wokandzie. Izraelscy dziennikarze śledczy uważają, że po kolejnym pozamałżeńskim romansie, o którym dowiedziała się Sara, Bibi zawarł z nią ugodę, a ta pozwala Sarze sprawować jedną z ważniejszych funkcji w Izraelu, choć kompletnie nieformalną. To również dowodzi zamerykanizowania się Netanjahu. W Izraelu nikt i nigdy nie przejmował się małżeńskimi perypetiami polityków, lecz nie podoba się, gdy żona premiera ma dostęp do kalendarza spotkań czy zasadniczy wpływ na dobór doradców, a nawet koalicjantów.
Miriam i Sheldon Adelsonowie, bardzo życzliwi Netanjahu miliarderzy z Las Vegas (założyli dla niego tabloid „Israel ha-Jom”, największą gazetę w kraju), zeznali w śledztwie przeciwko Sarze, że jest „absolutnie szalona”. Miriam, z zawodu terapeutka, dodała: „Bibi jest inteligentny, a ona po prostu chora. Jako lekarz mam dla takich ludzi wiele współczucia”. Trudno się dziwić, skoro w zeznaniach Adelsonów można przeczytać taki kwiatek: „Sara wyznała nam, że jeśli Iran zaatakuje Izrael, będzie to nasza wina, bo nie publikowaliśmy dostatecznie dużo jej korzystnych fotografii”.
Lewica, choć nie tylko, zarzuca Bibiemu, że był współarchitektem atmosfery, która doprowadziła do zabicia premiera Icchaka Rabina w 1995 roku; na ceremonii pogrzebowej wdowa po Rabinie nie podała Netanjahu ręki. A mimo to rok po zamachu Netanjahu został pierwszy raz premierem. Odchodził w niesławie, oskarżany o przewiny polityczne i korupcję.
Na wielki comeback czekał osiem lat. Wcześniej przy pomocy Awigdora Liebermana (dzisiaj są śmiertelnymi wrogami) wykosił całą partyjną opozycję. Od tego czasu nieprzerwanie rządzi Izraelem, mimo iż wielokrotnie wróżono mu, że przepadnie. Jest ku temu bardzo wiele powodów; każdego innego polityka zabiłby jeden z nich. A Bibi trwa i trwa, dłużej niż Dawid Ben-Gurion.
Pierwsze zarzuty korupcyjne dotyczyły Sary: