Triumf ciemności. Eric Giacometti

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Triumf ciemności - Eric Giacometti страница 6

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Triumf ciemności - Eric Giacometti

Скачать книгу

Wkrótce potem doszło do napięć między Niemcami a „cuchnącymi mnichami”, jak mawiał o nich jego adiutant. Mnisi nakazali tragarzom zamknąć wejście do nekropolii. Odtąd nie można już było wejść w głąb groty. Choć chwilami miał ochotę ich wystrzelać, nie chciał psuć stosunków dyplomatycznych swego kraju. Tybet był przecież oddanym przyjacielem Trzeciej Rzeszy i zabiegał o pomoc militarną w konflikcie z Chinami.

      Wysłał wiadomość, domagając się wsparcia dowódcy, Hauptsturmführera Ernsta Schäfera. Przecież szef ekspedycji „Tybet, ziemia aryjska” zaprzyjaźnił się z najbardziej wpływowym człowiekiem w Lhasie, piątym Rinpocze3. Tak bardzo, że zdołał go nawet nakłonić do podarowania Niemcom zwojów świętego Kandziuru.

      Manfred dotarł do szlaku, gdy pokryta iście księżycowym pyłem ciężarówka hamowała tuż przed nim. Przed samymi czortenami jeden z tragarzy właśnie czyścił uprząż muła. Manfred obrzucił gniewnym spojrzeniem drobnego mężczyznę o twarzy pomarszczonej jak za mocno przypieczone jabłko. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Schäfer na każdym kroku powtarza, że ci podludzie należą do rasy aryjskiej.

      Kiedy z samochodu wysiedli dwaj mężczyźni w białych kurtkach polarnych, Manfred wyprężył się jak struna, regulaminowo wyciągając w ich stronę prawą rękę.

      – Heil Hitler!

      Obaj mężczyźni odpowiedzieli tym samym gestem. Bardziej masywny, zbudowany jak bokser, o śmiejącej się twarzy okolonej jasną brodą, żywiołowo uścisnął jego dłoń.

      – Manfred, co za szczęście – rzucił egzaltowanym głosem Schäfer.

      Potem wyciągnął rękę ku swemu kompanowi podróży, który zatrzymał się nieco za nimi.

      – Przedstawiam ci pułkownika Karla Weistorta, dyrektora Ahnenerbe i członka osobistego sztabu Reichsführera. Przyjechał prosto z Berlina.

      Esesman zbliżył się do Manfreda. Delikatna szrama przecinała jego skroń i policzek. Manfred widział już tego typu blizny u szermierzy z pruskich bractw studenckich. Mimo blizny esesman emanował swoistą życzliwością, rzadko spotykaną u wyższych oficerów SS.

      Pułkownik uścisnął mu dłoń i serdecznie się uśmiechnął.

      – Gratulacje, Obersturmführerze Dalberg. Jeżeli informacje są ścisłe, jesteśmy o krok od wspaniałego odkrycia. Pańska przyszłość w SS zapowiada się doskonale, młody przyjacielu.

      Porucznik zmarszczył brwi. Miał wrażenie, że nikt nie czytał jego listu.

      – Schlebia mi to, panie pułkowniku, ale wspomniałem o pewnych trudnościach.

      Oficer położył mu rękę na ramieniu.

      – Proszę mi o tym opowiedzieć.

      Porucznik z niechęcią spojrzał w głąb groty.

      – W jaskini są olbrzymie drzwi bez zamków. Prowadzą do sanktuarium, w którym znajduje się… obiekt. Ale mnisi są wściekli, mówią, że mieli nam tylko pokazać grotę, a nie wprowadzać nas do nekropolii. Nie chcą, żeby obcy sprofanowali to sanktuarium.

      Weistort wybuchnął śmiechem. Szczerym, wesołym śmiechem.

      – Obcy? Oczywiście, że nie. W naszych żyłach płynie ta sama krew, chociaż na pierwszy rzut oka tego nie widać – powiedział, obserwując tragarza, który palił długą fajkę. – Chodźmy rozwiązać problem z naszymi „kuzynami”.

      Wszyscy trzej ruszyli po schodach prowadzących do groty.

      – Jak mija pobyt w Lhasie? – zapytał Manfred.

      – Świetnie. Skończyłem kręcenie mojego przyszłego dokumentu, no i zebraliśmy mnóstwo pierwszorzędnych informacji naukowych. Żałuję, że wkrótce musimy wracać do Berlina. To cudowny kraj, a Tybetańczycy są niezwykłymi ludźmi.

      – Nie podzielam pańskiej opinii, Ernście – odparł młody porucznik.

      Weistort, któremu wyraźnie dopisywał humor, skakał po schodach.

      – Bez przesady, poruczniku. Do diabła, trochę optymizmu. Jest pan esesmanem. Jak Tybetańczycy nazywają tę ziemię?

      Już tylko trzydzieści metrów dzieliło ich od wejścia do groty zwieńczonej półkopułą wykutą w skalnym zboczu.

      – Ziemia Wyjących Czaszek – powiedział Manfred. – Mnisi uważają, że część zmarłych nadal żyje i nie może przejść reinkarnacji. Nieszczęśnicy błąkają się po trzewiach ziemi, szeptem wyrażając rozpacz i nie potrafiąc znaleźć nowego ciała, by się w nie wcielić. Gdyby ktoś otworzył drzwi, na ziemi rozpętałoby się piekło. A ponieważ trzeba co najmniej dziesięciu ludzi, żeby wyrwać je z zawiasów…

      Pułkownik Weistort się uśmiechnął.

      – Zmarli błądzący w oczekiwaniu na zmartwychwstanie. Wspaniałe! Czyż to nie parabola losów naszego narodu? Niemcy zrozpaczeni po klęsce i zdradzie, oczekujący na swego wybawcę Adolfa Hitlera? Führer dał Niemcom nowe ciało. Silniejsze, pełne energii. Uwielbiam te prastare tradycje. Pozwalają nam zrozumieć ukryty sens Wszechświata.

      Stopa pułkownika uderzyła poniewierającą się na schodach dużą puszkę po konserwie, która spadła ze stosu śmieci pozostawionych pod potężnym głazem. Weistort zatrzymał się w pół kroku, podniósł puszkę i rzucił ją na stertę nieczystości.

      – Poruczniku, będzie pan uprzejmy niezwłocznie zakopać te śmieci.

      Młody porucznik wytrzeszczył oczy ze zdziwienia. Weistort mu się przypatrywał, z dezaprobatą kręcąc głową.

      – Zaśmiecanie natury to zbrodnia, poruczniku. Ziemia hojnie obdarza nas wspaniałościami, więc winni jesteśmy traktować ją z szacunkiem. Nie uczono pana tego na wykładach z ekologii w Instytucie SS?

      – Nie, pułkowniku, wstąpiłem do SS w zeszłym roku.

      – To poważny błąd. Powinien pan wiedzieć, że ekologia to słowo stworzone przez dobrego Niemca, biologa Ernsta Haeckela. Wywodzi się ono od greckiego oikos, oznaczającego dom i logos, czyli słowo, nauka.

      Schäfer wtrącił z zapałem:

      – Ten Haeckel to wielki prekursor, wierzył w nierówność ludzi i stawiał białych na szczycie ewolucji. Był członkiem założycielem Niemieckiego Towarzystwa Higieny Ras, powstałego na początku dwudziestego wieku, zanim jeszcze narodził się narodowy socjalizm.

      – Oczywiście, jego dzieło Lebenswunder4 należy czytać i wracać do niego wiele razy – dodał Weistort. – Dam panu egzemplarz tej książki.

      Zadowolony ze swojego krótkiego wykładu pułkownik SS znów ruszył po schodach. Upłynęło kilka minut, zanim panowie weszli do groty. Była tak duża jak monachijska piwiarnia, a oświetlały ją pochodnie zamocowane na ścianach szarych jak cała dolina. W głębi groty grupa mężczyzn leżała

Скачать книгу


<p>3</p>

Rinpocze – dygnitarz tybetański.

<p>4</p>

Cuda życia.