Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow страница 38
Przebrano go i przyprowadzono do celi. Od tamtego czasu strażnicy i naczelnik więzienia meldowali mi o dwóch Niemcach. Co więcej, kiedy wzywałem na przesłuchanie Korotkowa, prowadzili go za ręce dwaj strażnicy, by się nie wyrwał.
Na pierwszym „przesłuchaniu” Korotkow nic mi o tym nie powiedział. Podzielił się natomiast sugestią, że zatrzymany radiotelegrafista przy lądowaniu wyobraził sobie, że niechybnie zginie, i postradał zmysły. Mówi niewyraźnie, nie siedzi na łóżku, a głównie leży na podłodze, wtedy i jemu, Korotkowowi, też wypada tak czynić.
Po trzech dniach ponownie wywołałem Korotkowa, który schudł, sczerniał i przyszedł wściekły. Potwierdził swoją opinię, że Niemiec zwariował i niczego konkretnego nie zezna. Obiecałem, że na kolejne przesłuchanie wezwę ich razem i wtedy postanowimy, co robić z jeńcem. Wtedy Korotkow już z pretensjami zaczął opowiadać, jak to strażnicy trzymają go za obie ręce, prowadząc po korytarzu, i wszyscy patrzą na niego nienawistnie jak na jakiego potwora. Roześmiałem się i obiecałem: „Niedługo to się skończy”.
Z powodu nawału pracy udało mi się zająć Niemcem i Korotkowem dopiero po upływie dwóch dni. Kiedy weszli i usiedli, zacząłem przesłuchiwać jeńca. Korotkow tłumaczył. Niemiec w ogóle nie zareagował. Przekonałem się, że normalny nie jest.
Po zakończeniu przesłuchania mocno uścisnąłem dłoń Korotkowowi, podziękowałem mu za poświęcenie. Niemiec i na to nie zwrócił żadnej uwagi. Wezwałem strażników, którym nakazałem: „Niemca – do więzienia, a pułkownika zwolnić. Przynieście mu jego garnitur”. Trzeba było widzieć ich zdziwione miny. Odebrało im mowę.
Dopiero kiedy zaczęliśmy z Korotkowem rozmawiać po rosyjsku i obiecałem, że o nim i jego przysłudze będę pamiętał, a on z kolei zwrócił się do mnie per Iwan Aleksandrowicz, do strażników dotarło, z kim mają do czynienia.
Bunkier Stalina
Pozwalałem sobie na liczne dygresje, zaniedbując sprawy podstawowe, ale nagromadziło się ich tak wiele, że nie nadążam z notowaniem.
Ponieważ Niemcy nieprzerwanie parli ku Moskwie, przełamując opór naszych wojsk, sytuacja stała się groźna. W niektórych miejscach podeszli na odległość 25–30 kilometrów od stolicy.
Goebbels* nieustannie trąbił, że Führer rozkazał zdobyć Moskwę do 7 listopada. W dniu 16 października GKO przyjął postanowienie o ewakuacji wszystkich komisariatów ludowych oraz resortów centralnych do Kujbyszewa. Panikarze i tchórze zaczęli krzyczeć o poddaniu Moskwy i brali nogi za pas.
Zadzwonił do mnie Mołotow: „Zwołajcie wszystkich komisarzy ludowych i ogłoście, że w terminie trzydniowym mają z ministerstwami wyjechać do Kujbyszewa. W Moskwie pozostaje tylko ochrona gmachów. Resorty wojskowe, produkujące amunicję, czołgi, działa artyleryjskie, samoloty i wszystko, co niezbędne dla armii, mają pozostawić w stolicy tylko niewielkie grupy operacyjne w składzie 10–15 osób dla zarządzania produkcją”.
Do północy zdołałem powiadomić wszystkich komisarzy i zebrać ich w swoim gabinecie. Ponieważ mnie znali i wiedzieli, że na próżno nie będę ich niepokoił o takiej porze, nagły telefon nikogo nie zdziwił i żadnych pytań nie zadawali.
Kiedy zebrali się prawie wszyscy, zdałem sobie sprawę, że wygląda to na nieformalne posiedzenie Rady Komisarzy Ludowych, wprawdzie bez przewodniczącego i zastępcy, ale skoro zlecił mi to właśnie Mołotow, widocznie miał takie prawo i zadanie muszę wykonać.
Sprawdziłem obecność. Brakowało Papanina* z Zarządu Żeglugi Północnej, Szaszkowa* od floty rzecznej i Małyszewa*. Postanowiłem nie czekać i powiedziałem, że obowiązuje postanowienie GKO o ewakuacji komisariatów ludowych do Kujbyszewa, i zapoznałem ich z harmonogramem wyjazdów, trybem podstawiania taboru kolejowego itd.
Zebrani rozumieli konieczność ewakuacji, więc pytań zadawali niewiele. Na podstawowe z nich – czy komisarze mają pozostać w stolicy – nie znałem odpowiedzi, a na ten temat Mołotow nic mi nie mówił.
Pomyślałem chwilę i powiadam, że komisarze z tych resortów, które pozostawiają w stolicy swoje grupy operacyjne, powinni, moim zdaniem, również Moskwy nie opuszczać. Jak się potem okazało, rozumowałem prawidłowo.
To samo przekazałem spóźnionym Papaninowi i Szaszkowowi.
Po zakończeniu zebrania postanowiłem jednak podzielić się swymi wątpliwościami z Mołotowem. Nie zakwestionował moich decyzji. Potem mu mówię: „Byłoby dobrze, gdybyście poparli swoim autorytetem moje ustalenia z komisarzami”. Zgodził się i następnego ranka zebrał wszystkich komisarzy i potwierdził moje ustalenia.
Po upływie trzech dni, 19 października, w Moskwie ogłoszono stan oblężenia miasta. Lewitan* ponurym głosem obwieścił przez radio: „Niniejszym się ogłasza, że w związku ze skomplikowaną sytuacją wojenną… Moskwa i przylegające rejony znajdują się w stanie oblężenia”, po czym podał, co należy robić, jak mają się zachować mieszkańcy itd.
W związku z tym ustalono miejsce pracy Kwatery Głównej Naczelnego Dowództwa (Stawki) na stacji metra Kirowskaja. Tam też przygotowano gabinet do pracy Stalinowi oraz innym członkom GKO.
Stalin pojechał tam chyba jeden raz, nie więcej. Kiedy na dźwięk syreny alarmu lotniczego wszyscy jechali do metra, on udawał się do gmachu położonego w pobliżu wymienionej stacji. Muszę powiedzieć, że tchórzostwa bym mu nie zarzucił. Zawsze był spokojny, niespieszny, skupiony.
Kilka dni temu przyjechał z Arzamasu Zawieniagin* i wpadł do mnie. Na polecenie GKO budował tam na brzegu Wołgi [raczej Tioszy, dopływu Oki – przyp. red.] superschron dla Stawki na głębokości 30 metrów. Zainstalowano już windę, łączność wysokiej częstotliwości, telefony, urządzono gabinety itd. – wszystko dla kierowania frontami walki. Meldował o tym Berii, który prace zatwierdził101.
Dniami i nocami wykonywałem teraz przeróżne polecenia, związane również z przygotowaniem rezydentury i agentury na wypadek, gdyby przyszło opuścić stolicę. I w tej poważnej sprawie nie obeszło się bez pewnego kuriozum. Tchórze znaleźli się niestety także wśród czekistów.
Był taki generał Mieszyk*, faworyt Kobułowa i jego kompanów. W pewnej niebezpiecznej sytuacji koło Moskwy powierzono mu rolę kierowcy samochodu. Tego właśnie pijanego „szofera” zatrzymała milicja i odstawiła na posterunek NKWD, gdzie wrzeszczał: „Połączcie mnie z Sierowem!”.
Odciąłem się od takiego człowieka. Mimo to Kobułow go przygarnął…
Wczoraj odwiedził mnie zastępca szefa 9. Zarządu – ochrony członków Politbiura – Sasza Egnatoszwili. Przyszedł podchmielony. Wiedziałem, że w młodości razem ze Stalinem uczęszczał do seminarium duchownego i od tamtej pory zachowali przyjacielskie stosunki – zwracali się do siebie odpowiednio „Saszo” i „Soso”.
„Saszo” często mnie odwiedzał i co nieco opowiadał. Może nie miał komu, a może
101
Tajemnica stalinowskiego bunkra już kilkadziesiąt lat nurtuje miłośników sowieckiej imperialnej romantyki. Liczni pośredni świadkowie wymieniają w swoich wspomnieniach budowę podziemnego kompleksu w odległości 100 km od Gorkiego. Naocznych świadków jednak brak. Notatki Sierowa stanowią pierwsze wyjaśnienie tej historycznej zagadki – budowę wstrzymała niechęć Stalina do porzucenia Moskwy.