Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow страница 39
Słuchałem go uważnie i myślałem sobie, że wódz widocznie odczuwał wyrzuty sumienia, iż pochopnie zawierzył paktowi Ribbentrop-Mołotow i nie usłuchał ostrzeżenia naszego agenta w Berlinie z kwietnia 1941 roku o przygotowywanej napaści na ZSRR. Trochę jeszcze pogadaliśmy o sytuacji na froncie i mój rozmówca wyszedł.
Dobrze zapamiętałem, jak Stalin kiedyś się zezłościł, gdy dotarło do niego, że w Kujbyszewie członkowie rządu, którzy ewakuowali się tam po 16 października 1941 roku – Wozniesienski, Woroszyłow, Mołotow, Kaganowicz i pozostałe osoby z Politbiura – „wyobrazili sobie, że naprawdę rządzą krajem” i wielu miejscowych towarzyszy z komitetów obwodowych i powiatowych zaczęło się ze swoimi sprawami zwracać do „rządu kujbyszewskiego”, a tamtym to się niezwykle spodobało.
Któryś z ministrów, nie pamiętam który, stojący na czele jednej z grup operacyjnych, poskarżył się w notatce do Stalina, że nie otrzymuje od miejscowych niezbędnego metalu do produkcji moździerzy. Stalin się wściekł, ponieważ ci sami „kujbyszewscy rządcy” własnoręcznie i jednogłośnie głosowali za przekazaniem pełni kompetencji Głównemu Komitetowi Obrony. To właśnie wyprowadziło wodza z równowagi.
Muszę dodać, że wielu ministrów, wiedząc o moich doskonałych kontaktach i poinformowaniu o rzeczywistej sytuacji na frontach, również z własnego doświadczenia, zapraszało do siebie na herbatkę i przyjacielską pogawędkę. Nie dziwiłem się im. „Kujbyszewska burza”, na marginesie, została szybko uśmierzona.
Wieczorem otrzymaliśmy szyfrogram „Pilne. Do wszystkich”, co oznaczało wszystkie ogniwa i szczeble kierownicze w ZSRR – rady komisarzy ludowych, komitety partii itd. Tekst w przybliżeniu brzmiał następująco: „Wbrew wszelkim pogłoskom i rozmowom o tym, że rząd sowiecki znajduje się w Kujbyszewie, poleca się prośby, propozycje i zapytania we wszelkich sprawach wojskowych, politycznych i gospodarczych kierować pod adresem: Moskwa, Kreml, Rada Komisarzy Ludowych. Podpis – J. Stalin”.
Wylot do Rostowa
Piszę nie w kolejności chronologicznej, gdyż z powodu nadmiaru pracy i natłoku zdarzeń nie nadążam z ich opisywaniem na bieżąco, dopóki mam je świeżo w pamięci.
W końcu października Niemiec doszedł do Rostowa nad Donem. Często rozmawiałem przez telefon z tamtejszym szefem UNKWD i sekretarzem komitetu obwodowego Dwinskim* na temat tworzenia oddziałów dywersyjnych i partyzanckich na zapleczu wroga. Wszystko szło jak należy, moim zdaniem.
Wraz ze zbliżaniem się faszystów zaczęły wszakże napływać alarmistyczne sygnały, że w mieście zaczynają się grabieże, a niektórzy z kierownictwa samowolnie z niego wyjeżdżają, zabierając ze sobą należące do zakładów pracy cenne przedmioty itd.102
Otrzymałem polecenie wylotu na trzy dni i zaprowadzenia w Rostowie porządku. Do samego miasta dolecieć nie byłem w stanie, wylądowałem więc w Nowoczerkasku, a stamtąd dotarłem do celu podróży samochodem.
Na ulicach panowało uczucie trwogi. W mieście rzeczywiście nie brakowało elementów awanturniczych, ale główna przyczyna polegała na tym, że kierownictwo komitetu miejskiego, innych organów administracyjnych oraz zakładowych potraciło głowy i niczym nie kierowało.
Zwołałem ogólne zebranie kadry kierowniczej, długo obradowaliśmy. Pytania zadawano prawie identyczne jak w stolicy. Tow. Dwinski zapoznał mnie z planem organizacji oddziałów dywersyjnych oraz partyzanckich. Na papierze wyglądało to na przemyślaną koncepcję. Potem pojechałem do UNKWD i porozmawiałem z szefami sztabów batalionów antydywersyjnych103.
Zebrani sprawiają dobre wrażenie – przeważają pracownicy milicji. Czekistów mało. Okazuje się, że zgłaszają się niechętnie. Zrugałem ich, zwołałem z nimi odrębną naradę i nakazałem, by uczestniczyli w pracach sztabów na równi z milicjantami. Odmawiających będziemy kierowali do Armii Czerwonej i wyprawiali na front. Sądzę, że to poskutkuje.
W nocy przesłuchiwaliśmy aresztowanych spekulantów oraz inne szumowiny społeczne, których i w czasach pokoju nie brakowało.
Po powrocie nad ranem do Rostowa znalazłem na biurku notatkę z centrali NKWD ZSRR, nakazującą, bym wracał do Moskwy.
„Głuptas z tego Hitlera”
Po kilku dniach wezwano mnie do Stalina w związku z niezadowalającą pracą systemu łączności wysokiej częstotliwości WCz.
W niedzielę o godzinie 8 rano zadzwonił wódz i mówi: „To wam podlega łączność WCz?”. Potwierdziłem. „Dlaczego więc źle pracuje? Usiłowałem połączyć się z Frontem Kalinińskim. Najpierw nie działała, a kiedy wreszcie połączono, nic nie było słychać. Dlaczego nie mogę porozumieć się z dowódcą frontu?”. Odpowiedziałem, że zbadam sprawę i zamelduję.
Zrobiło mi się go żal. Faktycznie, kieruje człowiek taką masą wojsk i nie jest w stanie się połączyć. Szybko dotarłem do sedna rzeczy. Z Moskwy do Kalinina w prostej linii jest 270 kilometrów, a Komisariat już dwa tygodnie nie potrafi przywrócić łączności bezpośredniej. Połączyli Stalina okrężną drogą przez Wołchow i inne stacje pośrednie, wydłużając linię do 1500 kilometrów. Nic dziwnego, że nie słychać.
Usilnie prosiłem, by stacje WCz i linie łączności miały jednego gospodarza, ponieważ stacjami WCz rządzi MSW, a liniami – Ludowy Komisariat Łączności. Głupota. Cokolwiek się przydarzy, winnych nigdy nie ma. Kiwają jeden na drugiego. Połączyłem się więc z komisarzem Pieriesypkinem* i przekazałem mu treść rozmowy ze Stalinem. Potem zadzwoniłem do Stalina, który się oburzył i zapowiedział, że wezwie mnie wieczorem.
Istotnie, wieczorem wezwano mnie na Kreml z Pieresypkinem, który pełnił też funkcję zastępcy ludowego komisarza obrony.
Stalin od razu go spytał: „Dlaczego łączność źle pracuje?”. Zapytany usiłował przerzucić winę na stacje WCz. Na początku milczałem, ale potem mówię: „Tow. Stalin, spytajcie go, dlaczego łączą przez Wołchow, a nie na wprost?”. Pieriesypkin się zająknął i musiał przyznać, że bezpośredniego połączenia z Moskwy do Kalinina brak.
Stalin się uniósł, zaczął czynić mu wyrzuty, a potem zwrócił się do mnie: „Co należy zrobić, by łączność działała jak należy?”. Odpowiedziałem, że stacje WCz i linie przewodowe winny być w jednym ręku, wtedy będzie porządek. Wódz na to: „Słusznie, należy przekazać do NKWD linie łączności wraz z wojskami, które je obsługują”104.
Pieriesypkin
102
W przededniu niemieckiej okupacji na kozackich terenach ze świeżą pamięcią o tłumieniu buntów chłopskich, rozkułaczaniu i „rozkozaczaniu” gwałtownie wzrosły nastroje antysowieckie, wielu wiązało duże nadzieje z oczekiwanym nadejściem Niemców. Współczesny badacz przytacza zaczerpnięte z dokumentów archiwalnych dane: „Na terytorium okupowanego obwodu rostowskiego samowolnie pozostało około 10 tys. komunistów, z czego 40 procent podczas okupacji zniszczyło swoje legitymacje członkowskie lub odniosło do Gestapo. Po wyzwoleniu z partii wyrzucono 5019 osób”. (I. Jermołow,
103
Patrz przypis 89 w części „Przygotowania do poddania Moskwy”.
104
Jako zastępca komisarza ludowego Sierow nadzorował pododdziały łączności rządowej. Przyjętą z jego inicjatywy decyzję o połączeniu jednostek czekistowskich z wojskowymi zatwierdził GKO ZSRR uchwałą nr 1129 z 11 stycznia 1942 r. „O zapewnieniu niezawodnej rządowej łączności telefonicznej systemu WCz między Moskwą a sztabami frontu”. Tak powstał nowy rodzaj wojsk – łączności rządowej, istniejący do dnia dzisiejszego. Na marginesie, swoje zawodowe święto wojska łączności specjalnej FSO Rosji obchodzą również z inicjatywy Sierowa. On właśnie podpisał rozkaz nr 2 NKWD ZSRR z 2 stycznia 1944 r., ustalając dzień 15 lutego Dniem Organizacji Wojsk Łączności Rządowej. (