Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow страница 36

Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow

Скачать книгу

wróciłem z wyjazdu do dwóch kopalń. Przekonałem się, że należy wyryć kanały, by woda do nich dotarła. W kilku jednak przypadkach w niżej położonych miejscowościach wystarczy niewielkimi ładunkami uczynić wyrwę w brzegach zbiornika wodnego, by powstała fala o wysokości do 2–3 metrów, która zatopi wszystko na swej drodze96.

      Po powrocie wieczorem postanowiłem nieco się zdrzemnąć w gabinecie szefa UNKWD, a raniutko pojechać do kopalń. Ustalaliśmy, kto gdzie jedzie, kiedy naraz w sekretariacie rozległy się strzały. Chwyciłem mauzera i pędzę tam.

      W sekretariacie siedzą bladzi moi lotnicy i jakiś czekista z niemieckim pistoletem automatycznym w ręku. Pytam: „Co się stało?”. Tańkin poczerwieniał i wydusił z siebie: „Oglądaliśmy automat, a on zaczął strzelać”. Na szczęście nikt nie ucierpiał, tylko tynk się posypał z dziur w ścianach. Zdrowo ich obsztorcowałem: „Kiedy wstawiasz magazynek, nie trzymaj palucha na spuście, ponieważ w ten sposób zwalniasz iglicę i następuje wystrzał”.

      Pospać mi się nie udało. Około 1 w nocy zadzwonił sam komisarz i nakazał natychmiastowy wylot do Moskwy. Zameldowałem, że zadania jeszcze do końca nie wykonałem, sytuacja jest złożona, Niemcy szybko nacierają i niedługo mogą wszystko zająć.

      Przerwał mi: „W Moskwie jest równie ciężko. Sytuacja się skomplikowała. Wylatujcie”. Zdążyłem nadać, że w nocy nasi artylerzyści omyłkowo mogą mnie zestrzelić i lepiej zaczekać do świtu. Zgodził się ze mną po chwilowym milczeniu.

      W nocy dwa razy zrywano mnie krzykiem: „Niemcy!”. W tamtych czasach wszyscy panicznie bali się okrążenia. Dochodziło do tego, że rzucali broń i poddawali się bez walki na samą tylko myśl o okrążeniu. Dodam, że tak bywało tylko na początku.

      Panika w stolicy

      Rankiem przyleciałem do Moskwy. Od razu wezwano mnie do ludowego komisarza bezpieczeństwa. W gabinecie Berii zastałem już Szczerbakowa*.

      Jeszcze w drodze z lotniska dowiedziałem się o wczorajszej panice w stolicy. Rozeszły się pogłoski, że Niemcy doszli już do rogatek Moskwy – skutek postanowienia GKO o ewakuacji szeregu zakładów przemysłowych do oddalonych regionów kraju. Niektórzy z dyrektorów przedsiębiorstw zamiast należytego organizowania wyjazdu załóg robotniczych porzucili wszystko na pastwę losu, załadowali na ciężarówki swe rodziny i zaczęli opuszczać stolicę. Na przedmieściach zatrzymywali ich robotnicy, wyrzucali z samochodów i nie pozwalali jechać dalej.

      Kiedy wszedłem do gabinetu, Szczerbakow siedział czerwony na twarzy i tylko powtarzał: „Co to będzie! Co to będzie!”. Beria nakazał mu, by wziął się w garść.

      Kiedy się przywitałem, zaczęli jeden przez drugiego mówić o tym, co już wiedziałem. Powiedziałem im to. „Jedź w takim razie do zakładów wagonowych do Mytiszcz! Tam pięciotysięczny tłum przetrzymuje Ustinowa* (ministra zbrojeń) i nie pozwala na ewakuację urządzeń i maszyn. Weź ze trzy ciężarówki żołnierzy i karabiny maszynowe. Fabryka musi być ewakuowana”. Pojechałem.

      Dojeżdżając do zakładu, zobaczyłem, że tłum wylewa się za bramę – to już nie 5, a co najmniej 10 tysięcy robotników.

      Żarcikami torowałem sobie drogę. Odpowiadano mi podobnie: „Przepuśćcie wysokie kierownictwo!”, ale przeszkód nie czyniono. Dotarłem tak do gmachu dyrekcji. Zastałem w środku Ustinowa, dyrektora zakładu Gonora*97 oraz inne osoby z kierownictwa.

      Po przywitaniu się ponury D.F. Ustinow oświadczył, że moje wysiłki nie zdadzą się na nic. Ja na to: „Wyjdźmy razem do robotników”. On na to: „Byłem już, rozmawiałem. Nic z tego. Nie chcą słuchać”. Jednak go przekonałem. Wyszliśmy.

      W środku podwórka na ciężarówce stało kilku krzykaczy, którzy się darli: „Nie pozwolimy! Nie dopuścimy!” itd. Weszliśmy z Ustinowem na ciężarówkę. Poprosiłem o głos. Krzyki z tłumu: „A coś ty za jeden?”. Mówię: „Zastępca ludowego komisarza bezpieczeństwa”. Milczą. Po chwili pada pytanie: „Skąd niby jesteś?”. Odpowiadam: „Z sąsiedztwa. Z Wołogdy”.

      Ktoś skomentował: „Swój chłop”. Okazało się, że w tym zakładzie od dawna pracowali jacyś Sierowowie. Na marginesie, jednym z trzech zatrzymanych za organizację tego całego zamieszania okazał się też Sierow.

      Zacząłem przedstawiać nasze racje. Słuchają. Kiedy doszedłem do potrzeby ewakuacji, nie zgodzili się ze mną: „Jeżeli trzeba, tu na miejscu działa też wyprodukujemy. Rozminujcie fabrykę. Moskwy wrogowi nie oddamy”. Tłumaczę im, że niepotrzebnie ryzykują – groch o ścianę. Bez skutku.

      Widzę, że sprawy marnie stoją. Sięgam po wariant zapasowy – pytam o zarobki. Zaczęli narzekać: „Za październik forsy nie wypłacili!”, „Chleba nie dowożą!”. Pomyślałem, że jeżeli zorganizuję im zaległą wypłatę i dowóz chleba, to można będzie ich wszystkich z terenu zakładu spokojnie wyprowadzić.

      „Poczekajcie tu – mówię – idę porozmawiać z komitetem miejskim o tych pieniądzach i chlebie”. Rzeczywiście, domówiłem się ze Szczerbakowem, że natychmiast wysyła jedno i drugie. Moim zdaniem głupio to wyszło – nie płacą robotnikom, nie karmią ich, a domagają się ewakuacji.

      Znów wgramoliłem się na ciężarówkę i mówię: „Zaraz dostarczą pieniądze i chleb, ustawiajcie się w kolejkę przy klubie (stał poza terenem zakładu), tam będą wydawali”. Rozległy się głosy: „Oszukujesz! Nie ruszymy się!”.

      Zeskoczyłem z wozu, ująłem dwóch robotników pod ręce i mówię: „Chodźcie, dostaniecie pieniądze i chleb jako pierwsi”. Poszli ze mną. A za moimi plecami rozrabiacze znów krzyczą: „Oszustwo! Nie idźcie tam!”. No to rzucam do nich: „Stójcie tu dalej, a my dostaniemy i forsę, i chleb!”.

      Powoli za nami ruszyła cała pozostała masa ludzka. Rzeczywiście szybko pojawiły się samochody z chlebem i zaczęło się rozdawanie. Wystawiłem uzbrojone posterunki przy wszystkich wejściach do zakładu.

      Do wieczora zdołano wywieźć niezbędne maszyny, przygotowano też transport dla robotników. Pomyślałem sobie, że załoga fabryki ma rację – ludzie chcą bronić ojczyzny i stolicy. Gdyby im ktoś rozsądnie wytłumaczył, o co chodzi, zrozumieliby konieczność produkcji armat nie w oblężonym mieście, lecz na dalekim bezpiecznym zapleczu. Nikt tego jednak nie uczynił – sekretarz komitetu obwodowego Szczerbakow stracił głowę, nie organizował komunistów do tej roboty i wyszło nieporozumienie. Takich spraw nie rozstrzyga się za pomocą żołnierzy i karabinów maszynowych. To głupota.

      Wieczorem sporządziłem notatkę na temat zajścia. Stalin potem napisał na niej: „Tow. Szczerbakow – przeczytajcie. Sprawa wygląda inaczej, niż mi referowaliście”. Szczerbakow na mnie się obraził, potem się usprawiedliwiał, ale na długo to zapamiętał.

      Muszę powiedzieć, że wielu działaczy się pogubiło, kiedy Niemcy podeszli do Moskwy. Mogło to być częściowo skutkiem naszej przedwojennej propagandy, że jeżeli wróg na nas napadnie, będziemy go razili na jego własnym terytorium.

      Kiedy te złudzenia pękły jak bańka mydlana, długo nie byli w stanie dojść

Скачать книгу


<p>96</p>

Większość zakładów przemysłowych Donbasu przed okupacją niemiecką unieruchomiono. Co ciekawe, nierzadko górnicy oraz ich rodziny sprzeciwiali się wysadzaniu kopalni w powietrze – „Przecież to nasza karmicielka!”. Niemcom udało się ponownie uruchomić około 40 kopalni, ale wbrew ich usilnym staraniom wydobycie nigdy nie wzrosło powyżej 2,3% przedwojennego.

<p>97</p>

L.R. Gonor nie był dyrektorem Mytiszczeńskiej Fabryki Wagonów, lecz w ramach zmiany profilu zakładu na potrzeby frontu mógł nadzorować jego ewakuację.