Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow страница 37

Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow

Скачать книгу

byli poważni, surowi i gotowi. Przyjemnie było popatrzeć. Czasem pytali: „Co tam na froncie?”. Kiedy niezmiennie odpowiadałem, że „wkrótce Niemiec będzie zwiewał na potęgę”, na twarzach malowało się prawdziwe zadowolenie.

      Nie brakowało i podłych tchórzy, szczególnie w trudnych dla stolicy dniach 17–18 października, kiedy niektórzy dyrektorzy zakładów, głównie żydowskiego pochodzenia, zostawili wszystko i rzucili się do ucieczki w stronę Gorkiego98.

      W miejskim komitecie partii znalazło się dwóch idiotów, którym powierzono wywiezienie z Moskwy dokumentów partyjnych, a oni po prostu nadali walizki na bagaż na dworcu kolejowym, po czym sami zwiali do Kujbyszewa. Obu drani potem z partii wyrzucono. Poinformowałem o tym KC. Stalin się rozgniewał, a do mnie zadzwonił G.M. Popow z wymówką: „Po coś meldował?”.

      Rozpracowanie niemieckiego radiotelegrafisty

      Sytuacja pod Moskwą jest tragiczna. Nie tylko zresztą pod Moskwą, jako że na innych frontach też nie jest lepiej.

      19 września wojska sowieckie opuściły Kijów, a już 15 tegoż miesiąca Niemcy podeszli pod Leningrad, usiłując albo zdobyć miasto z marszu, albo wyniszczyć mieszkańców blokadą. 7 października Niemcy zdobyli Wiaźmę, a 17 – Briańsk. Inaczej mówiąc, niedojrzały generał Pawłow*, który tak szybko wyróżnił się w Hiszpanii, stracił panowanie nad całym frontem, nie potrafił zorganizować należytej obrony i porzucił swoje stanowisko, oddany został pod sąd Trybunału Wojennego99.

      Całe kierownictwo partyjno-administracyjne Białorusi w końcu lipca znalazło się już w Moskwie, załamywało ręce, narzekało na niezorganizowanie dowodzącego frontem i na razie pozostawało bez pracy.

      Mówiąc konkretnie, Niemcy w ciągu 2,5 miesiąca zajęli Białoruś, Mołdawię, prawie całą Ukrainę, do tego Litwę, Łotwę, Estonię, otoczyli Leningrad i podchodzili z trzech stron pod Moskwę.

      Przez cały okres wojny dobrze znałem sytuację na frontach, ponieważ albo sam tam jeździłem na inspekcje, albo wzywałem do siebie szefów ochrony zaplecza, którzy z mapami zdawali mi dokładne sprawozdania. Ponadto w Sztabie Generalnym pracowali znani mi oficerowie, z którymi też często rozmawiałem przez telefon, więc zawsze miałem informacje z pierwszej ręki.

      Na początku października, kiedy Niemcy już zaczęli okrążać Moskwę ze wszystkich stron – zajęli na północy Kalinin, Klin, Wołokołamsk, Zwienigorod, Możajsk, Małojarosławiec i posuwali się w kierunku Tuły, Stalinogorska i Jepifani – Naczelne Dowództwo i Giensztab otrzymywały niejasne meldunki od Koniewa i prawie żadnych od Budionnego, który gdzieś tam przebywał i coś robił, ewidentnie nie znając sytuacji na froncie. Stalin naturalnie się zaniepokoił i postanowił wysłać na ten front generała Żukowa, dowodzącego Frontem Leningradzkim. Gieorgij Konstantinowicz miał na miejscu ocenić sytuację i zameldować o realnym stanie rzeczy.

      Po przylocie na Font Zachodni natychmiast poinformował o panującym w dowództwie rozgardiaszu, o nieznajomości realiów i dyslokacji własnych wojsk przez Budionnego. Zaproponował połączenie Frontu Zachodniego z Rezerwowym, by lepiej nimi kierować. Kwatera Główna wyraziła zgodę i mianowała Żukowa dowódcą zjednoczonych sił. Koniew dowodził tylko od 12 września do 9 października.

      Nie wiem, jak potem Koniew i Budionny będą się usprawiedliwiali przed narodem za swoje niewybaczalne dowodzenie wojskami pod Moskwą, kiedy Niemcy posunęli się o prawie 200 kilometrów. Dokładnie natomiast wiem, że kiedy Żukow objął dowodzenie frontem, według danych Giensztabu i mojej mapy, w okolicach Wiaźmy w okrążeniu lub półokrążeniu znalazło się pięć armii, 16., 19., 20., 24. i 32., wraz z grupą wojsk generała Bołdina*. Koniewa mianowano zastępcą dowódcy frontu, a następnie – z rekomendacji G.K. Żukowa – postawiono na czele Frontu Kalinińskiego.

      Niemcy rwali się jednak ku Moskwie. Stolicę bombardowano codziennie, wprawdzie z niewielkim skutkiem, ponieważ wojska przeciwlotnicze od razu otwierały ogień, mimo że służba ostrzegania o nalotach działała niezwykle powoli. Nasze radiolokatory tamtego okresu miały zasięg zaledwie 200 kilometrów.

      Jeśli uwzględnimy prędkość niemieckich bombowców Ju-88 rzędu 600 km/godz., wynika z tego, że 15–20 minut to nie jest za wiele na uprzedzenie baterii działek przeciwlotniczych, by przygotowała się i namierzyła na niebie samolot, w dodatku w warunkach dużego zachmurzenia. Dlatego junkersy przedzierały się nad Moskwę.

      Pamiętam, pojechałem wczesnym popołudniem do fabryki sprzętu lotniczego Dynamo. Naprzeciwko Telegrafu spadła bomba i fala uderzeniowa silnie popchnęła nas do przodu.

      Kazałem kierowcy się zatrzymać i zobaczyłem następując obraz: przy zakładzie fryzjerskim stoi ciężarówka. Szofer, jak żywy, nieruchomo siedzi przy kierownicy. Obok – spanikowany żołnierz. Pytam: „Dlaczego stoicie? Zjedź na bok!”. Żołnierz na to: „Kierowcę zabiło”. Spojrzałem i zdumiałem się – od fali uderzeniowej wyskoczyły mu z głowy obie gałki oczne i zwisały wzdłuż policzków na nerwach. Przenieśliśmy biedaka na pobocze. Uruchomiłem samochód i odprowadziłem do przecznicy, żołnierzowi kazałem zadzwonić na milicję.

      Przed sklepem Sery dojrzałem tłumek starszych mężczyzn i kobiet, które lamentowały i płakały. Podszedłem bliżej. Kilku zabitych, kilku rannych, całych we krwi. Kobieta siedzi na chodniku z nogami zarzuconymi na ramiona, krew się leje, a ona krzyczy: „Ratunku! Pomóżcie!”. Okazuje się, że odłamki przetrąciły jej nogi w dwóch miejscach – w goleni i nad kolanem, a fala uderzeniowa zawinęła je na plecy, kiedy nieszczęsna padała. Tłum stał w kolejce po chleb, kiedy wybuchła bomba.

      Szybko wezwałem pogotowie sanitarne i wszystkich rannych przetransportowano do szpitali. Taka mnie po tym ogarnęła złość, że własnymi rękami gotów byłem rozszarpać każdego Niemca. Okazja nie kazała na siebie długo czekać.

      Następnego dnia nad szosą Wołokołamską zobaczyłem, jak [niemiecki samolot] na wysokości około 600–700 metrów kręcił w powietrzu jakieś figury, po czym zadymił i gwałtownie zaczął tracić wysokość. Nad nami przemknął już lotem koszącym. Po raz pierwszy wyraźnie zobaczyłem czarne krzyże na skrzydłach. Maszyna przeszła nad lasem i zniknęła z widoku.

      Rzuciliśmy się w tamtym kierunku. Na polanie o długości około 400 metrów stał niemiecki Ju-88. Z pistoletami w ręku podbiegliśmy do samolotu.

      Przy sterach siedział niemiecki oficer, obok – zastrzelony przez niego nawigator, z tyłu za nim zobaczyłem strzelca-radiotelegrafistę. „Wyłazić!” – krzyknąłem do oficera i pokazałem ręką. Natychmiast się zastrzelił. Potem zobaczyłem z bliska naramienniki pułkownika. Radiotelegrafista wyłaził z rękami w górze. Mechanik wylazł cały potłuczony. Wyprawiłem go do sanitariuszy.

      Osadzony w więzieniu KGB Niemiec wywarł na wszystkich duże wrażenie. Popatrzcie tylko – przeciwnik u bram stolicy, a my tu mamy żywego jeńca. Należy powiedzieć, że dobrze ich wymusztrowano – na początku wojny do sowieckiej niewoli nie szli, przestrzegając zakazu.

      Postanowiłem, że wycisnę z tego Niemca wszystko, co się da. Wezwałem na przesłuchanie. Zadaję pytania, a ten nic – siedzi sobie i głośno liczy: „Ein, zwei, drei…”. I od początku to samo. Męczyłem się z nim ponad godzinę – nadaremnie. Odesłałem

Скачать книгу


<p>98</p>

Zamieszanie i panika w Moskwie w październiku 1941 r. nosiły charakter masowy. Zaczęły się ucieczki dyrektorów przedsiębiorstw i wyższych rangą urzędników. Wskutek zamieszania w wielu zakładach nie wypłacano pensji, co spowodowało akcje protestacyjne. Zdarzało się, że robotnicy atakowali kolumny samochodowe z wyjeżdżającymi rodzinami dyrektorskimi, dopuszczali się wobec nich aktów przemocy, o czym szczegółowo informują zachowane akta NKWD.

W ciągu dwóch dni 16–17 października moskiewskie UNKWD odnotowało wypadki buntów, strajków, zbiorowych bójek, potyczek z władzami, kradzieży jednocześnie w 20 przedsiębiorstwach (Organy gosudarstwiennoj biezopasnosti w WOW. Naczało. Sbornik dokumientow, t. 2, ks. 2, Ruś, Moskwa 2000, s. 222–226).

<p>99</p>

W niespełna trzy tygodnie walk wojska Frontu Zachodniego na kierunku białoruskim zostały w praktyce unicestwione – do 8 lipca 2/3 żołnierzy i oficerów poległo lub trafiło do niewoli. Całą winą za to fiasko Stalin obarczył dowódcę frontu, Bohatera Związku Sowieckiego, generała armii Pawłowa i jego najbliższych podwładnych. W dniu 22 lipca 1941 r. Kolegium Wojskowe Sądu Najwyższego wydało na Pawłowa wyrok śmierci „za tchórzostwo, samowolne pozostawienie strategicznych punktów oporu bez zezwolenia najwyższego dowództwa, utratę kierowania wojskami i pasywność w obliczu wroga”. Analogicznie postąpiono także z innymi dowódcami Frontu Zachodniego – szefem sztabu W. Klimowskim, dowódcą służby łączności A. Grigoriewem, artylerii – N. Kliczem, zastępcą dowódcy wojsk lotniczych A.Tajurskim, dowódcą 14. Korpusu Zmechanizowanego S. Oborinem, dowódcą 4. Armii A. Korobkowem. Wszystkich pośmiertnie zrehabilitowano.