Szalony detektyw. Zabawny detektyw. StaVl Zosimov Premudroslovsky

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Szalony detektyw. Zabawny detektyw - StaVl Zosimov Premudroslovsky страница 10

Szalony detektyw. Zabawny detektyw - StaVl Zosimov Premudroslovsky

Скачать книгу

czubkiem nosa, potem grzbietem nosa, a następnie bezwładnie fala przeszła na szyje, czoło i usta, i było jasne, jak to wszystko połknął. Kapelusz i palce dłoni Idota zacisnęły się gwałtownie, ściskając bardzo długi nos Arutuna i przyciągając go do siebie.

      Harutun chwycił pięść obiema rękami, zmarszczył twarz i próbował oderwać ją od nosa, ale dzieciak wcześniej rozluźnił palce i nagle je zdjął. Incefalopata wskazał głową na tyłek i prawie upadł na tyłek. Wyzdrowiał i uderzył Idota. Ten, który otrzymał coś więcej niż jeden raz, unikał i Harutun, nie trafiwszy, a następnie bezwładność ręki, wpadł do klombu.

      – Cóż, śmierdzi? – zapytał Klop i podał swoją małą rękę koledze, żeby mógł wstać.

      – Mdaa, apchi. – Arutun wstał, odrzucając oferty Klopa.

      – Co to jest «Mdaa»?

      – Nie zrozumiałem, Apchi, – jąkając się i trzymając za nos, Harutun przeszedł.

      – Sprawdziłeś jego dokumenty?

      – Tak, to gość, apchi, z Kazachstanu, gdzie jest chuyka.

      – Co za zapach?

      – Cóż, apchi, dolina Czuiska, rośnie tam konopie.

      – A co tu przyszło? – zapytała Idota Klop.

      – A co tu przyszedłeś? – odpowiedział Idot.

      – Czy jesteś chartem? Urodziłem się tutaj.

      – Nie wygląda na to, żeby tu przyszedł? – Wskazał palcem na Intsefalopatę Patzana.

      – A na czole? apchi. – potrząsnął nosem i chlapnął słoniami w rasy kaukaskiej Harutun.

      – zapytałem, co tu przyszło?

      – Rodaki się poruszył. Ja też tam nie chorowałem. – znudzony nastolatek.

      – A czego nie możesz zapomnieć o Anashie? Pędzisz?

      – Nie rozumiem o co ci chodzi? Mówię, gówno i wytarłem mu tyłek dłonią…

      – A czym jesteś taki wulgarny? Nie Kents, to samo z tobą, a termin… Dziesięć świeci.. Che nie śmieje się?

      – Przynajmniej apchi. – dodał Harutun. – Plus – opór wobec władz.

      Dzieciak się zarumienił.

      – A czego w Kazachstanie nie postawili na Anashę? – Ottila zmieniła ton.

      – Cóż, właściwie to sadzą, – Idot potarł nos. – ale pracowałem legalnie.

      – Co jest legalne? apchi. – zaskoczył Harutun.

      – Konopie zebrane? Ay! – Ottila ponownie uderzył młotkiem w ten sam palec.

      – Jak to jest? Coś ty, apchi, doprowadzasz do bzdur, schmuck. – Uderzenie Arutuna.

      – Gdzie go złapałeś? – błąd Klop. – daleko stąd?

      – Nie, przez dom, w koszu. Apchi, a co najważniejsze, rośnie tam równomiernie, jak w ogrodzie.. Zasadziłeś, apchi, pies?

      – Poczekaj, Harutun,.. chodź tu syudy? – rozkazał Klop.

      Idot niechętnie się zbliżył.

      – Usiądź. Ottila wskazał na pobliskie wiadro i odwrócił je, ale nie było dna. Idot usiadł.

      – Wyciągnij do mnie ręce, dłonie w dół… Tutaj. Harutun, przynieś gazetę.

      – Skąd? apchi.

      – Zapytaj swoją żonę..

      – Pisyunya, daj mi gazetę! apchi.

      – Kto? Pisyunya?

      – Apchi, apchi, apchi … – Harutun zmienił kolor na czerwony

      Idot zachichotał.

      – Z czego się śmiejesz? – Ottila odwrócił się do werandy. «Izolda, przynieś papier tutaj!»

      – Weź to sam! Nie macocha dorastała! Izolda warknęła.

      – Idź po to. – cicho wysłał kapral Klop. Harutun przyniósł gazetę w pół godziny, Ottila zdążyła wyrównać sto gwoździ.

      – Co kurwa poszedłeś na śmierć? Chodź tutaj.

      Ottila wziął gazetę i rozłożył ją na kowadle.

      – Trzy. – zamówił błąd

      – Cztery. – odpowiedział oszołomiony Idot.

      – Co, cztery?

      – Cóż, trzy – cztery – pięć…

      Żartujesz sobie ze mnie? pluć w swoje ręce i trzy, trzy do dziur. Usuń całe swoje gówno z rąk.

      – dlaczego

      – Czy chcesz to zademonstrować w rejonowym laboratorium policji?

      – Nie.

      – Potem trzy tutaj i szybko.

      Dzieciak szybko przetarł piłkę groszkiem i podał ją Klopowi.

      – W? Łał! – zaskoczył Klop.

      – Natychmiast poczułam apchi, rękę profesjonalisty.

      Groszek Ottila owinięty złotem z papierosa pod kawałkiem papieru. I podpal zapalniczkę. Papier spalił i osuszył groszek. Ottila rozłożył i uderzył młotkiem groszek. Poluzowany tytoniem wypatroszonym z papierosa i zdobytym. Zamknięte i zakończone na końcu. Umieściłem skręcony kawałek kartonu spod pudełka zapałek w miejscu filtra. I językiem zwilżył papierosa i zapalił go. Ościeżnica zatrzęsła się, a cofnięcie bezpośrednio wessało się do płuc posterunku i przypomniał sobie Afrykę. Jego otwarte przestrzenie i dżungla. Tańczę pod nim, a papuascas śmierdzą mi z ust. Olivier z mózgów czarnego mężczyzny z sąsiedniego plemienia, który przybył po sól. Pierwszy seks z hipopotamem i nie tylko. W końcu, wydymając się jak bańka, wstrzymał oddech, stopniowo wypuszczając skrzydłowy dym ginu w porywach. Jego krew była wzbogacona wesołym tlenem i czuł się, jakby leciał w zerowej grawitacji. Wszystko wokół było jasne i gwarne. Nastąpiło dzieciństwo Ottili i wszystko wokół zaczęło się podobać. Pies wyszedł z budki i, widząc głupie spojrzenie właściciela, tańczył i machał ogonem.

      – Nic się nie srało! – Nie wypowiedział głosu i wręczył papieros Intsefalopacie. –

Скачать книгу