Iluzja. Mieczysław Gorzka
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Iluzja - Mieczysław Gorzka страница 5
Przedsiębiorca znowu opadł na krzesło i czekał.
– Jak się pan czuje?
Błękitne oczy komisarza patrzyły badawczo, ale życzliwie.
– Już lepiej.
– Mogę zadać kilka pytań?
– Proszę.
Komisarz stanął bokiem do Wilskiego i wyjrzał przez okno.
Wilski czekał.
– Wie pan, kim był Lucjan Siemieński? – zapytał nieoczekiwanie policjant.
– Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia – odpowiedział przedsiębiorca zmieszany.
– Był dziewiętnastowiecznym poetą, tłumaczem i uczestnikiem powstania listopadowego – odpowiedział komisarz, nadal patrząc przez okno w dół. – Jako pierwszy przełożył na język polski Odyseję Homera. Wie pan, czasem tak sobie myślę, że gdyby nie nazwy ulic, pewnie zapomnielibyśmy o większości ważnych postaci w historii Polski.
– Jest pan patriotą?
Zastanawiał się przez chwilę.
– Sądzę, że tak – powiedział wreszcie. – Ale tu nie chodzi o patriotyzm. Uważam, że każdy, kto osiągnął w życiu coś znaczącego – jak na przykład Siemieński – powinien być przez następne pokolenia zapamiętany. Niestety, nowe pokolenia zapominają.
Spojrzał na Wilskiego przenikliwie, a później jego wzrok zaczął błądzić po śmieciach leżących na podłodze. Nie przestawał przy tym mówić.
– Mieszkam na osiedlu, gdzie ulice nazwane są nazwiskami pisarzy lub poetów. Tyrmand, Hłasko – te nazwiska jeszcze pamiętamy. Ale na przykład Parandowski, Cieślikowski, Dygat, Kossak-Szczucka… Dobrze, że miasta się rozwijają i powstają nowe ulice.
Zamilkł i nagle przeszedł do sedna:
– Proszę mi opowiedzieć, jak znaleźliście ciało.
Stefan Wilski opowiedział – ze szczegółami i może trochę rozwlekle. Policjant nie przerywał. Na koniec skinął głową i powiedział:
– Nie będę pana zatrzymywał, panie Wilski. Mnie osobiście pana wyjaśnienia zadowalają, lecz nie teraz, kiedy prowadzę śledztwo.
– Jak to? – zdziwił się przedsiębiorca.
– Tylko w serialach kryminalnych dzielny policjant–samotnik rozwiązuje pasjonujące zagadki kryminalne, ściga przestępców, a potem ich łapie albo bez zastanowienia do nich strzela. Tak naprawdę śledztwo prowadzi prokurator, a policja wykonuje czynności operacyjne. Samodzielnie zajmujemy się drobnymi przestępstwami i wlepianiem mandatów za złe parkowanie. Teraz czekamy na prokuratora. – Komisarz uśmiechnął się ironicznie. – A jak wiadomo, prokuratorzy w naszym pięknym kraju prowadzą sto spraw naraz, ciągle się więc spóźniają. To prokurator powinien pana przesłuchać, ale nie mam serca pana dłużej trzymać w tym bałaganie. Proszę jechać do domu i odpocząć. Tylko ostrzegam, prokurator mnie nie lubi i może pana wezwać na oficjalne przesłuchanie. Chociaż wątpię, czy będzie mu się chciało kiwnąć palcem w tej sprawie.
Wilski wstał z krzesła. Uścisnęli sobie dłonie na pożegnanie.
– Panie komisarzu.
Policjant odwrócił się i obrzucił Wilskiego pytającym wzrokiem.
– Czy ta kobieta, te zwłoki… Od jak dawna ona nie żyje?
– Od bardzo wielu lat.
*
Prokurator Dariusz Wysocki zjawił się dwa kwadranse po wyjściu Stefana Wilskiego. Był niewielkiego wzrostu, ale wydawało mu się, że urodą nawiązuje do najlepszych wzorców z amerykańskich filmów. Zawsze gładko się golił, krótkie włosy układał starannie za pomocą żelu, a zapach jego drogich perfum natychmiast zabił wszystkie przykre zapachy w mieszkaniu na poddaszu. Tak naprawdę można było powiedzieć, że wyglądał jak klasyczny prokurator z kryminalnego filmu: czarny garnitur, biała koszula, wypolerowane na błysk buty. Chodził ostrożnie po mieszkaniu, starając się ich nie zabrudzić. Obejrzał zwłoki, pozwolił technikom zapakować je do worka, po czym podszedł do komisarza, który ciągle stał przy otwartym oknie, starając się trzymać od prokuratora Wysockiego bezpieczny dystans. Nie podali sobie rąk na przywitanie.
– Kto znalazł ciało? – zapytał prokurator oschłym tonem.
– Ekipa budowlana – odpowiedział podobnie policjant.
– Gdzie oni są?
– Porozmawiałem z nimi i ich zwolniłem.
Prokurator nie był zadowolony.
– Przypominam, komisarzu, że to ja prowadzę śledztwo i ja decyduję, kiedy można zwolnić świadków.
– Formalnie nie ma jeszcze śledztwa. – Policjant wzruszył ramionami.
– Już jest, z artykułu dwieście sześćdziesiątego drugiego kodeksu karnego.
Prokurator specjalnie wymienił tylko paragraf, lecz komisarz wiedział, że artykuł mówi o zbezczeszczeniu zwłok.
– Nie wykluczałbym artykułu sto czterdziestego ósmego kodeksu karnego.
– To się dopiero okaże.
Ekipa techniczna z kpiącymi uśmieszkami na ustach przysłuchiwała się tej wymianie złośliwości.
Kiedy kilka minut później prokurator Wysocki wyszedł, ułożyli worek ze zwłokami na noszach. Były tak wysuszone, że po stromych schodach nieśli je bez wysiłku.
Komisarz wyszedł ostatni. Poinstruował mundurowych policjantów pilnujących wejścia, żeby zabezpieczyli dostęp do mieszkania, po czym ruszył za technikami z motocyklowym kaskiem pod pachą. Nie był zachwycony czekającym go śledztwem i współpracą z Wysockim. Zresztą, jaką współpracą? Zapowiadało się raczej na nieustanną walkę.
Idący przed nim technik, który robił na poddaszu zdjęcia, jakby myślał o tym samym.
– Marcin, dlaczego on cię tak nie cierpi? – zapytał.
– Długo by opowiadać.
– Chodzą plotki, że przez kobietę – powiedział Robert Rajcza, idący z tyłu noszy.
– Słuchaj plotek, to w zimie będziesz chodził w trampkach – odciął się komisarz.
Byli już na parterze. Natknęli się na dwoje mieszkańców kamienicy stojących w drzwiach jednego z mieszkań. Komisarz minął ich i zreflektował się dopiero po chwili. Po wyjściu prokuratora uznał, że nie zamierza tracić energii na wyjaśnienie tej sprawy. Przeciągnie wszystkie terminy i Wysocki pewnie będzie musiał umorzyć postępowanie. Przecież nie może popsuć sobie statystyk. Teraz jednak poczuł wyrzuty sumienia. Cholera, w końcu jest policjantem.
Odwrócił