Iluzja. Mieczysław Gorzka
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Iluzja - Mieczysław Gorzka страница 8
– Na stałe. – Wzruszyła ramionami.
– J-jasne – mruknął, jak to miał w zwyczaju, przeciągając głoskę na początku.
– Gdzie będziecie mieszkać?
– Jak to gdzie? Tutaj. – Popatrzyła na niego z drwiącym uśmiechem. – Widzę, że masz tremę przed poznaniem Patryka.
– Cholera, to będzie dla mnie nowa sytuacja. I raczej nietypowa, nie uważasz?
– Niepotrzebnie robisz problem.
Odstawiła niedopitą butelkę na stół i chciała wstać, ale zatrzymał ją gestem.
– Zastanawia mnie jedna rzecz – powiedział. – Tak z czystej ciekawości. Wyjaśniłaś mi, czym dla ciebie jest zdrada. Czym w takim razie jest dla ciebie miłość?
Nie spodziewał się takiej reakcji. Jakby zapadła się głębiej w fotelu, rysy jej twarzy stwardniały, źrenice się rozszerzyły. Wystraszyła się, że Zakrzewski wyzna jej miłość? Czy prawidłową reakcją byłby w takiej sytuacji napad wściekłości?
Ale Magda już odzyskała swój normalny wygląd. Może tylko coś zostało w jej oczach, jakiś zły błysk, którego nie znał.
– Dlaczego pytasz?
– Bez podtekstów. Czysta ciekawość – powtórzył szybko.
Zaczęła mówić, nie patrząc na niego, jakby recytowała strofy ulubionego wiersza.
– Miłość to jest szczyt szczytów. Najwyższe uniesienie, które jest w stanie osiągnąć ludzki umysł. Cudowna ekstaza powstająca z bliskości dwóch kochających się istot, w której można się zanurzyć, zatracić, utonąć bez nadziei na ratunek. To bezgraniczne zaufanie, intymność, tęsknota, troska o ukochanego. Taki stan, w którym nie dbamy o siebie, tylko o kochaną osobę. Chcemy zapewnić jej szczęście, nie bacząc na cenę, jaką przyjdzie nam zapłacić. To uniesienie, w którym jesteśmy w stanie znieść wszystko. Uczucie, które przetrwa do grobowej deski. Albo i dłużej. Dla miłości jesteśmy w stanie uratować, ocalić, ale też… – Nagle jakby zbudziła się z letargu i spojrzała na niego z przestrachem.
– … zabić? – dokończył.
Roześmiała się dźwięcznie.
– Pan komisarz mnie podpuścił i sprowokował do najbardziej intymnych zwierzeń – powiedziała. – Co w takim razie wygadują przestępcy, kiedy ich przesłuchujesz?
– Na ogół nie są zbyt rozmowni.
Wstała nagle.
– Pójdę już. Cześć, Tina!
Odprowadził ją do drzwi. Na progu spojrzała na niego z tym dziwnym błyskiem w oczach.
– Nie bój się – powiedziała. – Dalej będę wychodzić z Tiną. Nie musisz szukać innej psiej niańki.
– Dziękuję – rzucił. – Tina cię lubi.
– A ty? – Spojrzała mu szybko w oczy.
Nie odpowiedział i nie wytrzymał jej spojrzenia, uciekł wzrokiem w bok.
– Dobrze, dobrze – roześmiała się trochę sztucznie.
Odwróciła się i ruszyła po schodach na swoje piętro.
Marcin zamknął drzwi i wrócił do pokoju.
– Cholera – mruknął i poszedł do barku, żeby nalać sobie drinka.
Później siedział w fotelu przed włączonym telewizorem, ale nie patrzył na obrazy na ekranie. Znowu przyszło mu do głowy, że w jego życiu czas na poważne zmiany. Jeszcze kilka miesięcy temu była to tylko nic nieznacząca myśl, która nagle pojawiła się i uleciała. Potem zaczęła coraz natrętniej wracać, aż na stałe zagościła w podświadomości. Nawet w sennych koszmarach zaludnionych przez ofiary zbrodni, z którymi zetknął się przez lata pracy w policji, nie był już policjantem, tylko kimś innym. Kim? Tego nie wiedział.
Potem z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień nieodparte pragnienie zmiany narastało. Powoli i cierpliwie zdobywało kolejne rejony jego mózgu i wreszcie zwyciężyło.
I wtedy, dokładnie dwanaście dni temu, odebrał telefon z propozycją nowej pracy. Finansowo była absolutnym rajem w porównaniu z zarobkami w policji. Ale on jeszcze nie był gotowy, żeby powiedzieć tak. Cały czas czuł się gliniarzem i wydawało mu się, że jeszcze ma dużo do zrobienia. Jest za coś odpowiedzialny, za bezpieczeństwo innych ludzi. Banał? Może, ale Zakrzewski naprawdę tak myślał. Jego praca polegała na eliminacji z ludzkiego mrowiska jednostek patologicznych, dysfunkcyjnych i socjopatycznych. Dlatego odpowiedział, że się zastanowi.
Od tego momentu przekonywał sam siebie: przecież w nowej pracy będzie kontynuował swoją misję zapewnienia ludziom bezpieczeństwa, tylko w innej sferze. Nie tak ekstremalnej i wyczerpującej psychicznie.
Wstał z fotela i przeszedł do kuchni. Włączył laptop i długo wpatrywał się w ikonę dokumentu zatytułowanego „Wniosek”, umieszczoną na środku pulpitu. Czterdziestoparoletni emeryt. Nie wyobrażał sobie siebie w tej roli. Ta myśl go śmieszyła.
Przed oczami stanęły mu nagle zmumifikowane zwłoki kobiety na poddaszu kamienicy przy ulicy Siemieńskiego. Skrzywił się. Nie podobała mu się ta sprawa. Nie miał ochoty grzebać się w przeszłości, nie miał motywacji, nie widział sensu. Do tego jeszcze te kpiące uśmieszki techników, którzy przysłuchiwali się jego rozmowie z Wysockim. Wszyscy w wydziale wiedzieli, że się nie cierpią. To dlatego prokurator Wysocki wkopał go w tę sprawę, zamiast zlecić ją komuś nowemu.
Komisarz Marcin Zakrzewski naprawdę czuł się wypalony. Potrzebował zmian.
Pomyślał o Magdzie i pokręcił głową. Nie wyobrażał sobie spotkania z jej chłopakiem. Co mogą sobie powiedzieć? Że Magda to gorąca kobieta, świetna w łóżku? Mrugną do siebie porozumiewawczo czy raczej będą unikać tematu? Idiotyczna sytuacja.
Co ona powiedziała o miłości? Że dla miłości można zabić? Nie, to on dopowiedział ostatnie słowo. Może ona chciała powiedzieć coś innego?
Gdzieś na dnie duszy Zakrzewskiego zaczęły budzić się uśpione demony. Dlaczego powiedział, że można zabić? Czy dlatego, że sam był mordercą?
Zacisnął mocno powieki i w głowie znowu usłyszał wystrzał swojego służbowego walthera p99. Po raz tysięczny wraz z hukiem wystrzału zobaczył, jak pocisk wchodzi w czaszkę powyżej prawego oka, a martwe ciało mężczyzny upada na wznak z głuchym odgłosem. Bardzo wyraźnym w ciszy, która zapadła, gdy wybrzmiał huk pistoletu.
Czy zabił z miłości? Nie! To było morderstwo z nienawiści, żądza zemsty w czystej postaci. On, policjant, uświadomił sobie, że kara wymierzona przez prawo i państwo będzie zbyt łagodna. Sam wymierzył karę.
Karę śmierci.
4 Nekrofilia