Dziewczyny, które miał na myśli. Kazimierz Kyrcz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dziewczyny, które miał na myśli - Kazimierz Kyrcz страница 16

Dziewczyny, które miał na myśli - Kazimierz Kyrcz

Скачать книгу

jej zdaniem upoważniało ją do ferowania wyroków na temat inteligencji wszystkich wokół.

      Michał nie zamierzał wdawać się w dyskusję. Do tej czynności potrzeba wszak co najmniej dwóch sprawnych umysłowo osób.

      Niespodziewanie kobieta sięgnęła do kieszeni podomki i wyjęła z niej zasuszony liść. Z buka, dębu czy może klonu – Michał nie znał się na dendrologii.

      – Weź go – poleciła, niemal wpychając mu liść do ręki.

      – Po co?

      – Przyjrzyj się. – Zignorowała pytanie, jak to miała w zwyczaju.

      W świetle co najwyżej sześćdziesięciowatowej żarówki niewiele było widać, zresztą Walczak nie spodziewał się cudów. Westchnął ciężko, czekając na komentarz.

      – Widzisz te żyłki?

      – Widzę – potwierdził, daleki od ekscytacji.

      – Według filozofii wschodu ta środkowa ścieżynka to twoje życie.

      – No i?

      – Te wszystkie małe nerwy, które się z nią stykają, symbolizują ludzi, z którymi się zetkniesz. Ludzi, na których będziesz miał wpływ i którzy wpłyną na ciebie… A na końcu docieramy do ogonka, tam, gdzie nie dochodzi żaden nerw. To jest właśnie nirwana, taki boski stan – ideał, do którego powinieneś dążyć.

      – Mam dążyć do ogonka? – upewnił się.

      – Nie do ogonka, bałwanie, do nirwany! Wiesz, że chcę dla ciebie dobrze!

      – Taa – odburknął. – Wiem o tym aż za dobrze.

* * *

      Pobyt w umieralni zaludnionej przez zgraję straceńców zwykle wprawiał go w przygnębienie, więc żeby odreagować, zaraz po spotkaniu z matką wybrał się do centrum handlowego. Źle trafił. W jasno oświetlonych korytarzach tłoczyli się ludzie o bezmyślnych, pustych twarzach i pełnych portfelach. Ich widok – w połączeniu z ciągłym ruchem i wszędobylską plastikową muzyką – sprawiał, że robiło mu się niedobrze.

      Za przebywanie w takim towarzystwie powinno się otrzymywać odszkodowanie za straty moralne, bez dwóch zdań. Michał zazwyczaj jak ognia unikał podobnych miejsc, wyjątek robił jedynie dla mieszczącego się na pierwszym piętrze sklepu zoologicznego Norka Karolka, z którego właścicielem odbierali na podobnych falach.

      – Dzień dobry, panie Karolu – przywitał się zwyczajową formułką. – Jak tam interesy?

      – Dziękuję, dziękuję, jakoś się kręci – odparł z nieco przesadnym entuzjazmem sklepikarz. Karol, postawny szatyn, zbliżał się już do wieku emerytalnego. Niegdyś zapewne przystojny, próbował zatrzymać przemijającą urodę przy pomocy drakońskiej diety i częstych treningów na siłowni. Dawało to różne efekty, na ogół ze wskazaniem na nutę komiczną. Niemniej, z bliżej niesprecyzowanych powodów, Michał lubił jego towarzystwo.

      – Cieszę się, że pana zastałem – kontynuował wymianę uprzejmości. Fakt, że nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by właściciela nie było w sklepie, nie grał tu roli.

      – Ja cieszę się podwójnie – zapewnił tenże. – Co pana sprowadza tym razem?

      – Poproszę o karmę.

      – Jakąś mieszankę?

      – Nie, w żadnym wypadku. – Machnął ręką dla podkreślenia swoich słów. – Naukowcy udowodnili, że zwierzęta, które mają zbyt duży wybór, żyją krócej od tych, które go nie mają.

      – Poważnie? Nie wiedziałem.

      – Dlatego daję im jeden rodzaj pożywienia na śniadanie, a drugi na obiadokolację.

      Walczakowi obce było przekonanie, że nie warto karmić ryb, które trafiły do sieci. Czy do akwarium, jak w przypadku jego maleństw. Aż wzdrygnął się na myśl o tym, że po tym świecie chodzą indywidua, które nie mają poszanowania dla bezbronnych zwierzątek.

      Komponowanie dobrze zbilansowanej diety trwało kilka minut. Kiedy już wydawało się, że sklepikarz i jego ulubiony klient doszli do konsensusu, czoło Karola przeorała głęboka bruzda.

      – A czy pan przypadkiem, panie Michale, nie ma okrągłego akwarium?

      – Ależ skąd! To szkodzi rybkom, bo skupia promieniowanie.

      – No właśnie! W takich akwariach mogą pływać tylko w kółko, no i od tego psuje im się wzrok… Ludzie potrafią być prawdziwymi bestiami!

      – Na szczęście większość nowych telewizorów ma płaskie kineskopy. Nie da się położyć na nich akwarium.

      – Tak, tu się z panem zgodzę. – Sklepikarz uśmiechnął się z mieszaniną ulgi i satysfakcji. – To jeden z nielicznych plusów postępu. Niestety, w większości to są zmiany na gorsze. Słyszałem na przykład, że nasz rząd planuje wprowadzić podatek za posiadanie psów.

      – Co za głupota! – zdenerwował się Walczak. – Cholerni złodzieje!

      – Ciekawe, co będzie następne? Myszy? Patyczaki? Bakterie?

      – Otóż to! Bawią się w janosików! Naszym kosztem! – Michał urwał, przypominając sobie o czymś, co nurtowało go od dłuższego czasu. – Jeszcze jedno… Czy kupię u pana… Czy są jakieś zabawki dla rybek?

      – Zabawki? A po co?

      – Bo ciągle pływają tam i z powrotem… Może się znudziły? Ja bym się znudził… Może potrzeba im jakichś rozrywek?

      Sprzedawca pokiwał przecząco głową.

      – Zabawki dla rybek? Nie, szanowny panie, stanowczo odradzam. Ryby są za głupie. Proszę nie brać tego do siebie, ale będą się ich bać albo atakować, no i mogą zrobić sobie krzywdę.

      – O rany, nie pomyślałem o tym! – Walczak odchrząknął, zasłaniając usta dłonią. – W takim razie zorganizuję im zawody.

      – Indywidualne czy zespołowe?

      – Jeszcze nie wiem. Muszę się zastanowić, jakie będą dla nich najlepsze.

      Rozdział 13

      Minęło sporo czasu, odkąd wampir słyszał własny śmiech, i teraz, słysząc go, śmiał się jeszcze głośniej.

Christopher Moore

      Nie wydawała się przejęta tym, że po raz kolejny dałem plamę. Z właściwą sobie bezpośredniością stwierdziła, że odtąd będzie moją seks-terapeutką i że nie przyjmuje odmowy.

      – Seks-terapeutką? – powtórzyłem, starając się nadać mojemu pytaniu neutralne brzmienie. Wyglądało na to, że Oliwia doskonale wie, czego chce. W sumie nawet dobrze się składało, bo ja też

Скачать книгу