Dziewczyny, które miał na myśli. Kazimierz Kyrcz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dziewczyny, które miał na myśli - Kazimierz Kyrcz страница 18

Dziewczyny, które miał na myśli - Kazimierz Kyrcz

Скачать книгу

Wyglądało na to, że wielu rzeczy jeszcze o niej nie wiem. Tymczasem na kartce pojawiła się rozpostarta na krzyżu naga kobieta, z odciśniętym na twarzy stygmatem bólu i długimi włosami, wypływającymi spod inkrustowanej drogocennymi kamieniami korony.

      – To ty? – wyszeptałem, tknięty złymi przeczuciami.

      – Nie poznajesz?

      – Poznaję, poznaję, ale… dlaczego akurat tak?

      – Bo… – Zbliżyła do siebie poły szlafroka, chroniąc się przed chłodem odczuwanym jedynie przez nią. – Chcę zafundować sobie prezent na urodziny. Mogłabym dalej podziwiać swoje odbicie w lustrze. Tylko… rzygam już tym. Wolę przeglądać się w witrażu, który dla mnie stworzysz.

      Potrafiłem to zrozumieć. Potrzebowała nie tyle prezentu, co talizmanu chroniącego przed zalegającymi w niej pokładami autodestrukcji. Przed depresją rocznicową czy może… Nieistotne. Jak zwał, tak zwał. Nie widziałem powodu, dla którego miałbym jej tego odmawiać, choć religijna fiksacja Oliwii wydała mi się nieco niebezpieczna.

      Musiała dostrzec malujące się na mojej twarzy wahanie.

      – Wiesz, jak to jest, gdy wszyscy oczekują od ciebie coraz więcej i więcej?

      – Nie – przyznałem. – Wystarczy, że sam przykręcam sobie śrubę.

      Zatrzepotała powiekami, jakby coś wpadło jej do oka. Wbiła wzrok w swoje splecione dłonie, przez chwilę przyglądając się pociągniętym bezbarwnym lakierem paznokciom.

      – Nikt nie rozumie świata, a od ciebie wymaga się, żebyś rozszyfrował definiujący go kod. Jak… prorok czy bóg.

      – Chyba nie myślisz, że jesteś bogiem?

      – Skąd! Ale sroce spod ogona też nie wypadłam. I nie zamierzam udawać, że czuję się kimś gorszym niż jestem.

      Patrzyłem na nią, nie mając pojęcia, do czego zmierza.

      – Weź taką Marię Magdalenę: odegrała w życiu Jezusa naprawdę znaczącą rolę. Możliwe, że była nawet jego żoną i matką jego dzieci! To jej Jezus ukazał się zaraz po zmartwychwstaniu, to ona miała prawo do pobierania u niego specjalnych nauk… I co? Hierarchowie kościelni, dążąc do odsunięcia kobiet od pełnienia jakichkolwiek znaczących funkcji, połączyli postać jawnogrzesznicy uratowanej przed ukamienowaniem przez Jezusa właśnie z Marią z Betanii, siostrą Łazarza. Oczerniali ją tak skutecznie, że w świadomości ludzi najwierniejsza uczennica Jezusa została sprowadzona do roli prostytutki!

      – Co to ma wspólnego…

      – Ja nie pozwolę sobie na coś takiego!

      – Okej, okej. – Uniosłem ręce w pojednawczym geście. Nie potrafiłem nadążyć za jej tokiem rozumowania, jednak nie zamierzałem ciąć się z tego powodu. Już dawno temu w jakiś naturalny sposób pojąłem, że kobieca logika nie ma wiele wspólnego z męską. W przypadku problemów z komunikacją lepiej nie rozbijać wszystkiego na atomy, lecz przytakiwać, a później starać się tak pokierować wydarzeniami, żeby rozwijały się w rozsądną stronę. – Przecież osiągnęłaś tak wiele, dajesz sobie radę.

      – Ledwie. – Spojrzała na mnie błyszczącymi oczyma. – Pogodziłam się z tym, że jestem bezpłodna, ale bycie bezpłodną artystką? Nigdy! Wolałabym umrzeć.

      Bezpłodność? Czyżby wybiła godzina szczerości?

      Potrząsnąłem głową, przechodząc nad tym wyznaniem do porządku. Inna sprawa, że ja też nie wyobrażałem sobie życia bez tworzenia nowych witraży, bez przepuszczonego przez szkło światła, które scala w jedno cząstki marzeń i nadziei.

      Oczywiście nie powiedziałem tego na głos. Zabrzmiałoby zbyt patetycznie, zresztą cała ta rozmowa i tak aż prosiła się o deski sceny.

      – Nie znoszę poczucia niemożności! – Oliwia zacisnęła dłoń w pięść, jakby zamierzała uderzyć samą siebie. – Kiedy pracuję nad nowym obrazem, wypruwam sobie flaki, żeby był lepszy od poprzedniego i… i za każdym razem boję się, że zabraknie w nim tego czegoś, tej iskierki… To mnie wykańcza!

      Skryła twarz w dłoniach i zastygła w bezruchu. Nie miałem pojęcia, czy płacze, czy po prostu oswaja się z tym, że wyrzuciła z siebie kolejną wstydliwą tajemnicę. Objąłem ją. To akurat mogłem zrobić bez obaw, że zostanie źle odczytane.

      Rozdział 14

      Usta łapczywe, rozciągnięte jak do krzyku. Sięgające chciwie po kolejne kawałki ciała. Chcą go pochłonąć, wciągnąć… Bez wahania daje się ponieść, poprowadzić Berenice w głąb szaleństwa albo ku wolności. Czy do jednego i drugiego? Nurkuje w nią, balansując na krawędzi. Rozbity, a jednocześnie bardziej niż kiedykolwiek pogodzony ze sobą.

      Wieki później odrywa, odwraca głowę. Nieomal na śmierć zacałowany. Musi zaczerpnąć powietrza. Łapie je w ostatniej chwili, jak podczas spirometrii, gdy z braku tlenu zaczyna ciemnieć przed oczami.

      Powoli wraca do rzeczywistości.

      Jej język w jego małżowinie – zwinne zwierzątko szukające schronienia przed całym złem tego świata.

      Wyliż mnie, wyliż mnie, wyliż – prosi, błaga i żąda.

      Kim jest, by odmawiać? No właśnie: kim?

      Znowu ją widzi. Tylko ją. Te długie, szczupłe nogi i sterczące, nieco kanciaste kolana. Trzyma na nich dłonie jak król na berle i rzeczywiście pojawia się przypływ mocy. Pochyla się, składając hołd pełen wiary w lepszą przyszłość. I natychmiast do niej trafia: przenosi się do krainy cudownych zapachów i smaków. Do krainy szczęścia. Odrodzony. Uwolniony od ołowiu codzienności.

      Słyszy jęki rozkoszy, gdzieś na skraju percepcji. Oderwane od tego, co tu i teraz – tak totalnie jak tapety odklejające się od ścian. Tapety, które wirują i przybliżają się, owijając się wokół nich, oddzielając od nic nieznaczącego, coraz dalszego tła.

      Berenika ciągnie go za włosy, ku górze, sadowiąc tam, gdzie od zawsze chciał być. Na początku trudno się dopasować, uzgodnić rytm; jest od niej cięższy i dość niezgrabny, ona jednak mu pomaga. Pieszczotami. Ogniem swej młodości. Idzie im coraz lepiej, coraz zgodniej, aż wreszcie zgrywają się w pełnej harmonii.

      Przez moment ma wrażenie, że w pokoju jest ktoś jeszcze. Zaciska zęby i wrażenie mija.

      Po wszystkim czuje się pokiereszowany jak ofiara wypadku. A ona? Nie uśmiecha się, lecz zadowolenie emanuje z niej całą powierzchnią skóry.

      – Masz papierosa?

      Podaje jej paczkę.

      Wyciąga jednego, zapala.

      Żar przesuwa się ku palcom, nierównomiernie, krzywo. Ktoś o niej myśli. Ktoś wciąż nie może przestać o niej myśleć.

      Rozdział 15

      Dyżur

Скачать книгу