Śledztwo Setnika. Davis Bunn

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Śledztwo Setnika - Davis Bunn страница 16

Śledztwo Setnika - Davis  Bunn

Скачать книгу

rozciągał się wspaniały miejski hipodrom, którego owalna bieżnia wyłożona była wysokiej jakości białym piaskiem. Z trzech stron otaczały go siedzenia; czwarta pozostała otwarta, aby widzowie mogli rozkoszować się widokiem lazurowych wód.

      Podoficer otarł pył z twarzy.

      – Chyba czuję zapach pieczonej baraniny.

      Alban pokiwał głową. Z pałacowej kuchni położonej zaraz za budynkiem strażników słychać było głosy kobiet. Zastanawiał się, czy jeden z tych głosów nie należy do Lei.

      – Ale żołnierzy pewnie tu karmią resztkami, tak samo jak wszędzie – narzekał podoficer.

      – Dopilnuję, żebyś dostał to samo, co ja. A potem będziesz miał trochę wolnego.

      Podwładny nie odpowiedział nic, więc Alban spytał:

      – Czy coś jeszcze cię niepokoi?

      – Partowie. Są zbyt spokojni.

      – Byli szkoleni na pustyni – odparł Alban. – Nauczyli się dobrze ukrywać swoje uczucia.

      – Ale nie aż tak. Nie mówiliby w taki sposób.

      – Rozumiesz ich mowę?

      – Nie muszę. Przysłuchiwałem im się wczoraj w nocy, kiedy myśleli, że cały obóz już śpi. Stałem na straży nieco dalej od nich. Śmiali się, jakby już byli wolni.

      Alban zostawił podoficera i obszedł dookoła budynek strażników. Była to pokaźna budowla, z barakami, kuchnią, łaźniami, kwaterami sypialnymi i pozbawioną okien celą. Więźniowie nie byli w niej długo przetrzymywani – była przeznaczona jedynie dla tych, którzy czekali, aż Piłat ich osądzi. Wartownicy wyglądali jak wszędzie; mieli na twarzy wypisane zarazem znudzenie, jak i czujność.

      – Chciałbym zobaczyć się z moimi więźniami – zwrócił się do nich.

      – Teraz to są więźniowie Piłata – odparł jeden z nutą drwiny, ale podniósł się i sięgnął po klucze. Ruszał się wystarczająco wolno, by pokazać, co myśli o rozkazach wydawanych przez jakiegoś setnika z prowincji.

      Partowie leżeli na postawionych pod ścianami drewnianych ławkach. Światło w pomieszczeniu zapewniała jedynie lampa oliwna. Więźniowie byli brudni i wyglądali na zmęczonych, lecz jak na gust Albana, byli zbyt spokojni. Tylko jeden pofatygował się, by rzucić Albanowi przelotne spojrzenie. Drugi leżał jak przedtem, gładząc brodę ręką zakutą w kajdany, gapiąc się w sufit i nucąc bezgłośnie.

      Gdy Alban wrócił na zewnątrz, Linuks już na niego czekał.

      – Masz zaproszenie do łaźni Piłata – obwieścił.

      Alban przysunął się bliżej niego i mruknął:

      – Więźniowie zachowują się, jakby mieli zostać ułaskawieni. Wczoraj w nocy mój podoficer słyszał jak rozmawiali i śmiali się. Sprawiali wrażenie, jakby czekali, aż ktoś da im klucze do kajdan.

      Linuks odwrócił się plecami do wartownika i odpowiedział:

      – Odtąd musisz zakładać, że wszystko, co powiesz lub zrobisz, zostanie zaobserwowane i doniesione.

      – Rozumiem – Alban podniósł głos i powiedział: – Mój żołnierz potrzebuje porządnego posiłku. A nasze konie trzeba wprowadzić do stajni.

      Linuks odwrócił się do wartownika.

      – Dopilnuj tego.

      Zostawiając Albana, wszedł do budynku strażników. Gdy po chwili wyszedł, sprawiał wrażenie, jakby się nad czymś zastanawiał.

      – Chodź ze mną.

      Poprowadził Albana obok kuchni w stronę drzwi prowadzących do przebieralni.

      – Co myślisz o Partach? – spytał Alban.

      – Warto to sprawdzić – Linuks wskazał Albanowi jedną z kabin, gdzie obaj się rozebrali.

      Pomieszczenia łaźni były zbyt eleganckie jak dla zwykłego żołnierza. Ręczniki i szaty do kąpieli leżały ułożone na tacach z onyksu i steatytu. W szczerozłotych wazonach stały kwiaty. Mozaikę na podłodze przyozdabiały kamienie półszlachetne, a naczynia w łaźni były ręcznie rzeźbione w kości słoniowej. Alban był pewien, że człowiek, który rządzi Judeą z takiego pałacu, niespecjalnie potrzebuje jakiegoś pospolitego Galla.

      Usługujący w łaźni niewolnik podał im mydła oraz maści w srebrnych naczynkach. Świeża woda lała się bez przerwy, mieli do dyspozycji nowe brzytwy ze srebrnymi trzonkami. Linuks i Alban weszli do pierwszej z trzech łaźni, podgrzewanego caldarium. W powietrzu unosiła się para, przez co pokrywające ściany malowidła zdawały się powstawać do życia i tańczyć. Następnie przenieśli się do frigidarium, znajdującego się w komnacie o trzech ścianach; tam, gdzie powinna być czwarta, otwierał się widok na kryształowo błękitne morze. Dwa stopnie prowadziły w dół do patio z trzecią łaźnią, wypełnioną podgrzewaną wodą morską. Odpoczywało tam w nonszalanckich pozach pół tuzina mężczyzn. Alban z każdego rogu czuł na sobie czyjś wzrok.

      Zjedli z Linuksem posiłek w jednej z bocznych alków. Naprzeciw nich niewolnik masował potężnego mężczyznę rozciągniętego na stole. Inni jedli śliwki i pili słodkie wino, rozmawiając o Rzymie, pieniądzach i władzy.

      Gdy zwolniła się komnata obok nich, Linus mruknął:

      – Jeśli chcesz tu przeżyć, musisz wchodzić na każde spotkanie dobrze przygotowany. Zostawiłem cię przy budynku strażników, żeby porozmawiać z sojusznikami – podniósł krawędź ręcznika, pocierając nim twarz i tłumiąc słowa tak, że były prawie niesłyszalne. – Procula jest nadal bardzo chora z powodu swoich snów. Po naszym powrocie z Jerozolimy Herod złożył Piłatowi wizytę, a teraz namiestnik wysłał posłańca do pałacu Heroda na drugim wzgórzu, nad hipodromem. Przez jakiś czas ci dwaj się nie lubili, ale śmierć Proroka zjednoczyła ich w sposób, którego nie potrafię wyjaśnić. A nie mam zaufania do rzeczy, których nie rozumiem.

      W oddali jakiś głos wywołał imię Albana.

      – Tutaj! – odkrzyknął Linuks, dodając ciszej do Albana: – Gdy spotykasz się z Piłatem, myśl o każdym spotkaniu tak, jakbyś przystępował do bitwy.

      W przebieralni Alban znalazł przygotowaną dla niego togę. Splot bawełny i lnu był wyższej jakości niż ubrania, które kiedykolwiek wcześniej miał na sobie. Na bocznej ścianie zaskoczył go kolejny z cudów tego pałacu – lustro o wypolerowanej powierzchni sięgające od podłogi wysoko ponad jego głowę. Nie zważając na zniecierpliwienie służącego, Alban przyglądał się sobie przez dłuższą chwilę. Po raz pierwszy w życiu ujrzał w lustrze swoje pełne odbicie.

      Mężczyzna spoglądający na niego z lustra był znacznie dojrzalszy niż ten, który przybył do Judei cztery lata temu. Miał przedzielony bruzdą podbródek i bliznę od lewej skroni do linii włosów – pamiątkę po strzale, która omal nie pozbawiła go

Скачать книгу