Tylko martwi nie kłamią. Katarzyna Bonda

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Tylko martwi nie kłamią - Katarzyna Bonda страница 10

Tylko martwi nie kłamią - Katarzyna Bonda

Скачать книгу

oczach całej ekipy. Była przekonana, że ich rozmowie przysłuchiwali się wszyscy, włącznie z młodym aspirantem, który pilnował czerwono-białej taśmy, by nikt niepowołany nie wszedł do pomieszczenia. Meyer jednak uśmiechnął się do niej i dodał pojednawczo:

      – A jeśli chodzi o twarde dowody, pani prokurator, znalazłem to. – Odstawił na komodę ramkę ze zdjęciem synka lekarki, którą podczas rozmowy trzymał w ręku, po czym podszedł do biurka. Lewą ręką, wciąż w lateksowej rękawiczce, delikatnie i powoli, jakby rozbrajał bombę zegarową, wysunął półkę, na której powinna stać klawiatura komputera. Była pusta. Leżał tam tylko pęk kluczy na sporym kółku. Z gąszczu metalu wyraźnie wyróżniały się dwa: jeden solidny, stary, z kutym wykończeniem i skomplikowanymi ząbkami oraz drugi, do auta z firmowym logo Saab i egzotycznym breloczkiem ze skóry. – Ten większy prawdopodobnie pasuje do tego zamka – Meyer wskazał na ściankę, za którą były drzwi wejściowe do lokalu. – A ten do samochodu może należeć do denata.

      – To wykaże ekspertyza. Co z tymi kluczami? Nie rozumiem. – Weronika wydęła usta z dezaprobatą.

      – Jeśli faktycznie należały do ofiary, jak zakładam, to oznaczałoby, że sam otworzył sobie drzwi. Może czekał na gospodynię. Nie było śladów włamania. Domofon jest nienaruszony. W tym zestawie musi więc być też klucz do drzwi wejściowych do kamienicy. To dlatego sąsiadka nic nie zauważyła. Nie dlatego, że akurat oglądała serial. Denat musiał mieć klucze, by tu wejść, albo… – Profiler zawiesił głos.

      Wszyscy zamilkli, czekając na dalszy ciąg wywodu.

      – Znał zabójcę. – Rudy i Meyer powiedzieli jednocześnie.

      – Lub zabójczynię – wtrącił Szerszeń.

      – Słusznie. – Hubert kiwnął głową. – I dlatego wpuścił ją do mieszkania, bo nie spodziewał się napaści. Ślady na miejscu zbrodni wskazują zresztą, że zaatakowano go z zaskoczenia. A po zabójstwie drzwi zostały zamknięte. Rano policjanci musieli je wyważyć, by dostać się do środka, kiedy Michał Douglas zgłosił na komendę zaginięcie żony. Z całą pewnością musiał istnieć dodatkowy komplet – zakończył swój wywód i podniósł do góry pęk kluczy z brelokiem. – Prawdopodobnie posiadał go zabójca i to dzięki niemu dostał się do środka.

      – Na pewno już się ich pozbył. – Weronika wzruszyła ramionami. Prawdę mówiąc, już dawno zgubiła się w jego wywodach.

      – Może tak być – zgodził się Meyer – ale z mojego punktu widzenia ważne jest ustalenie, kto je miał w piątek. Jeśli ten ktoś nie jest zleceniodawcą zbrodni, to z pewnością ma z nią ścisły związek. Według mnie to obecnie najważniejsza nitka, która może doprowadzić nas do kłębka.

      Ich rozmowę przerwało zamieszanie przy wejściu.

      – Co się tu dzieje? – usłyszeli damski głos. Nie mogli zobaczyć osoby, która wypowiadała te słowa, gdyż wejście skutecznie zasłaniała ściana z karton-gipsu. Prokurator Rudy, podinspektor Szerszeń i Hubert Meyer szybko przemieścili się w tamtym kierunku. W korytarzu stała elegancka blondynka w beżowej sukience safari, złotych sandałkach i apaszce w kratkę Burberry. Z gracją postawiła u swych stóp skórzaną torbę kolonialną, wartą więcej niż miesięczna pensja podinspektora Szerszenia. Kobieta była dyskretnie umalowana, w uszach miała brylantowe kolczyki, a na ręku cienką jak nitka złotą bransoletkę.

      – Co to za okropny zapach? – Zatrzymała się, nie była w stanie zrobić ani kroku dalej i zwróciła się do prokuratorki. – Czy ktoś może mi wyjaśnić, co tu się stało?

      Jej blond włosy obcięte do ramion, na wzorowego boba, były correct, jakby dopiero co wyszła od fryzjera. Filigranowa, o regularnych rysach twarzy, orzechowych oczach i ładnie wykrojonych ustach wydawała się uosobieniem klasy. Meyer ocenił, że mimo dojrzałego wieku wciąż miała bardzo zgrabną sylwetkę. Twarz bez zmarszczek, nienaturalnie napięta, ujawniała talent chirurgów plastycznych. Być może dlatego nie okazywała teraz prawdziwych emocji, a może nie była do nich zdolna.

      – Co się tutaj dzieje? – powtórzyła cicho, lecz stanowczo. Była skupiona i nieprawdopodobnie spokojna.

      Podinspektor Szerszeń pomyślał o niej jedno: zakonserwowana, zimna ryba.

      Podszedł bliżej i bez słowa wyciągnął legitymację policyjną.

      – Rozumiem, że pani doktor Elwira Poniatowska?

      Niepozorna blaszka umieszczona w skórzanym etui zadziałała w mgnieniu oka. Kobieta zacisnęła usta i wpatrywała się w niego w oczekiwaniu.

      – Zgadza się.

      – Podinspektor Szerszeń. Proszę za mną.

      Poniatowska zasłoniła apaszką połowę twarzy. Teraz już zupełnie nie widzieli, jak reaguje na zadawane pytania. Kiedy Szerszeń zachęcił ją do wejścia głębiej, wyprostowała się i ruszyła naprzód, niby od niechcenia rozglądając się po pomieszczeniu. Jakby to mieszkanie nie było jej, jakby tylko je zwiedzała. Jedynie wprawne oko mogło dostrzec, że tak naprawdę rejestruje wszystko z dokładnością aparatu fotograficznego. Zmieszała się dopiero, gdy dostrzegła ciało na masywnym krześle pod oknem.

      – Kto to jest? – Wskazała postać siedzącą plecami do drzwi. Meyer zauważył, że zadrżała jej ręka, a niski alt zamienił się w delikatny sopran z zaśpiewem. – Kim jest ten nieszczęśnik? – Poniatowska powtórzyła kluczowe pytanie łamiącym się głosem.

      – To Johann Schmidt. Został zamordowany kilka dni temu – odparł Szerszeń.

      Kobieta nie zdążyła nic odpowiedzieć. Meyer złapał ją w ostatniej chwili, zanim upadła na podłogę. Weronika poszła do kuchni po szklankę wody. Policjanci doświadczeni w tego typu zachowaniach zaczęli ją cucić. Kiedy po chwili lekarka odzyskała przytomność, w jej oczach były już tylko przerażenie i rozpacz.

      – Czy chciałaby pani nam coś powiedzieć? – zapytał podinspektor Szerszeń. – Czy pani go znała?

      Elwira długo milczała. W końcu pochyliła głowę, wygładziła sukienkę i odrzekła już spokojniej:

      – Johann był moim pacjentem. On… my… Pisaliśmy razem książkę. – Kobieta przenosiła wzrok to na Meyera, to na Weronikę. – Co tu się stało?

      – Pojedzie pani z nami na komendę – stwierdził Szerszeń.

      – Co z moim dzieckiem? – Elwira wychrypiała rozpaczliwie. – Czy Tymkowi nic się nie stało? Gdzie jest Michał? Mój mąż… Gdzie on jest? – szeptała bez składu. Na jej twarz wystąpiły niezdrowe rumieńce.

      Weronika wyjrzała przez okno.

      – Chyba zaraz się przekonamy – odpowiedziała.

      Po kilku minutach w drzwiach stanął szczupły, wysoki mężczyzna o południowej urodzie. Kruczoczarne krótkie włosy i smagła twarz kontrastowały z bielą modnej koszulki z nadrukiem, na którą miał narzuconą jasną marynarkę w tenisowe prążki. Był zdecydowanie młodszy od żony. Z jego czarnych jak

Скачать книгу