Tylko martwi nie kłamią. Katarzyna Bonda
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Tylko martwi nie kłamią - Katarzyna Bonda страница 9
– Co więc może pan zrobić w tej sprawie, czego nie potrafi podinspektor Szerszeń?
– O, teraz już przesadziłaś… – gwizdnął Szerszeń.
– Proszę pani… – Meyer zrobił krok w przód i zbliżył się do niej. Świadomie przekroczył granicę intymności, by poczuła się zagrożona. Zbladła, i choć starała się tego nie zdradzić, z jej oczu wyczytał, że przez moment poczuła lęk. Uśmiechnął się, kiedy się cofnęła. Wtedy pochylił się w jej kierunku, jakby chciał ją zatrzymać w miejscu, i dokończył: – Mogę pomóc określić, jakimi cechami jest obdarzony sprawca, ile ma lat, jakie ma wykształcenie i wreszcie czy był sam, czy przyszedł z pomocnikiem. A może to była kobieta? To wymaga czasu i analizy całego materiału dowodowego. Pani wybaczy, ale teraz nie będę wysnuwał żadnych wniosków. Tym bardziej pod presją tak młodej prokuratorki… – dodał, a Weronika Rudy z trudem przełknęła obelgę.
– Sprawa wydaje się dość prosta. – Odsunęła się na bezpieczną odległość i dalej atakowała. – Klasyczna zbrodnia na tle rabunkowym.
– Małe garnuszki prędko kipią, Werko – wtrącił Szerszeń, ale prokuratorka go zignorowała.
– Widziałam rany ofiary, ten bałagan… – wypaliła, ale w tym samym momencie poczuła, jak mało warte są jej uwagi, i straciła pewność siebie.
– Wobec tego jaki jest, pani zdaniem, motyw? – zapytał Meyer. Miał ochotę wybuchnąć gromkim śmiechem, słysząc te chybione wnioski. Ale nie przestawał się w nią wpatrywać z zaciśniętymi ustami. Zastanawiał się, gdzie kończyła prawo.
– Rabunkowy, już mówiłam.
– Tak? – Uśmiechnął się ironicznie.
– Tak.
– Jest pani tego pewna? – zawiesił głos.
Weronika milczała.
Szerszeń się zaśmiał.
– Dobry jest, co?
Prokuratorka spiorunowała go wzrokiem.
– Zabójcy chcieli, by tak właśnie pani myślała – podjął wątek Meyer. Chwycił ją pod ramię i zaprowadził do pokoju, w którym w dalszym ciągu znajdowały się zwłoki. Zdziwił się, że nie odskoczyła, usztywniła się tylko i pozwoliła zaprowadzić pod jeden z regałów. – Upozorowali rabunek, by nas zmylić.
– Werka, dałaś się zwieść na lewe sanki, wstyd! – Szerszeń cieszył się jak dziecko.
– Motywem na pewno nie jest rabunek. Ponadto można sądzić, że to zbrodnia na zlecenie. Być może nagrana przez osobę bliską dla ofiary. Dlaczego tak uważam? Co pani widzi?
Rudy zacisnęła usta i milczała. Szerszeń zaś z pobłażliwym uśmiechem przysłuchiwał się ich potyczce słownej.
– Proszę się rozejrzeć. Co pani widzi? – powtórzył Meyer i obrócił się wokół własnej osi, wskazując ręką bałagan w pomieszczeniu.
Werka wpatrywała się w porozrzucane przedmioty, wybebeszone łóżko, telewizor leżący na podłodze. W głowie miała pustkę.
– Wielki bajzel.
– Zgadza się. – Meyer kiwnął głową i wskazał na szafki w wielkiej bibliotece oraz regał obok okna w salonie. – A tutaj?
Przedmioty pozostawały na swoich miejscach, jakby były poza zasięgiem rąk zabójców. Były równo poukładane, prawdopodobnie nikt ich nie dotykał. Profiler włożył rękawiczkę i wyciągnął kilka książek, materiałową teczkę pełną dokumentów oraz szkatułkę z biżuterią. Ostrożnie zdjął ją z półki i zdmuchnął kurz.
– Bałagan jest zaplanowany – stwierdził stanowczo. – Sprawcy nie wspinali się na górę, by gruntownie zbadać zawartość regałów powyżej ich wzrostu. Czy zabójcy rabunkowi nie zajrzeliby do czegoś takiego? – Wskazał szkatułkę. Była pełna błyskotek. Meyer wnikliwie przejrzał jej zawartość. – Nie wiem, czy jest tu jakiś drogocenny drobiazg, ale czy sprawcy dokonujący zbrodni na tle ekonomicznym zostawiają coś takiego w stanie nienaruszonym? – powtórzył pytanie. Nie oczekiwał odpowiedzi. Był zły na prokuratorkę i nie zamierzał tego ukrywać. – To może też oznaczać, że nie działali po omacku, ale szukali czegoś konkretnego i kiedy to znaleźli, upozorowali bezład.
– To dlatego wytłukli całą porcelanę – powiedziała do siebie.
– Co? – fuknął pogardliwie Szerszeń, a Meyer uśmiechnął się i pokiwał głową. – Otóż to. Między innymi… Szybko się pani uczy, pani Rudy. – Jej nazwisko wypowiedział z naciskiem.
– Dlaczego mówi pan o sprawcach, a nie o sprawcy? – odważyła się zapytać Weronika.
– Kluczem jest ofiara – odrzekł. – Dla profilera to książka, którą trzeba umieć czytać. Ale tak pokrótce: ten człowiek był bardzo wysoki i silny. Na razie nic nie wiem o jego osobowości, zwyczajach, trybie życia. Mogę wnioskować jedynie na podstawie fizycznych elementów układanki. Prościej mówiąc, na podstawie obrażeń. Mimo otyłości i swojego wieku nie był łatwym przeciwnikiem dla jednej, nawet tak samo silnej jak on osoby. Proszę obejrzeć zadane ciosy. Jak są rozległe, jak jest ich wiele. Sprawcy nie byli w stanie nad nim zapanować, bo walczył o życie jak lew, a w obliczu zagrożenia jego siła była znacznie większa niż w normalnych warunkach.
– Czyli było ich dwóch?
– Za wcześnie na tak precyzyjną odpowiedź. Moja hipoteza jest taka, że było ich kilku. Może dwóch, a może i trzech. Może ktoś stał na czatach, może współpracował z nimi kierowca, który umożliwił im błyskawiczne zniknięcie z miejsca zdarzenia. No i jest jeszcze zleceniodawca, którego tu nie było, ale mógł pomagać w zorganizowaniu zbrodni.
– Skąd pan to wie? – zdziwiła się Weronika.
– Brak śladów włamania. Poza tym to Stawowa, centrum Katowic, jedna z najczęściej uczęszczanych okolic. Skrzyżowanie ulic pełnych sklepów i restauracji, obok dworzec. Słowem wyjątkowo łatwe warunki do dokonania zabójstwa i zniknięcia bez śladu.
Prokuratorka stała jak słup soli. Czuła się jak idiotka. Nie przypuszczała, że w miejscu zbrodni można znaleźć tyle ważnych tropów. Pomyślała, że w kilku sprawach, które nie zakończyły się znalezieniem sprawcy, być może zabrakło profilera. Tak dobrego jak Meyer. Nie śmiała się więcej odzywać.
– To wszystko jednak tylko moje domysły, pierwsze spostrzeżenia. – Meyer ciągnął już łagodniej. – Muszę to dogłębnie sprawdzić i wszystko opiszę w ekspertyzie. Na szczęście Waldek, znaczy podinspektor Szerszeń, doskonale o tym wie. Wie także, że opinię dostanie ode mnie jak najszybciej, ale dopiero po zbadaniu całej sprawy, nie tylko analizy miejsca zdarzenia.