Tylko martwi nie kłamią. Katarzyna Bonda

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Tylko martwi nie kłamią - Katarzyna Bonda страница 8

Tylko martwi nie kłamią - Katarzyna Bonda

Скачать книгу

mi tu bohatera! Zachowałeś się jak cipa!

      – I tak miałem fart.

      – I to jaki. Tylko passacika szkoda. Ale nic to. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Dobrze, że Zofijka pojechała akurat do wód. Dopiero byś usłyszał lament.

      Meyer tylko westchnął i cierpliwie wysłuchiwał perory podinspektora o stanie polskich dróg, jakości ogumienia, szczęściu i, rzecz jasna, sytuacji w polskiej policji. Szerszeń wreszcie znalazł słuchacza, który nie miał dokąd uciec, i opowiedział Meyerowi kolejne dziesiątki dowcipów, które zresztą profiler słyszał już wiele razy. Po przyjeździe do domu podinspektor wręczył Meyerowi drinka.

      – Odpręż się. Znasz to? Pesymista widzi ciemny tunel.

      – Chyba nie… – Meyer uśmiechnął się i upił łyk podrzędnej whisky. Czuł, jak alkohol rozgrzewa mu gardło. Im mniej miał alkoholu w szklance, tym bardziej śmieszyły go dowcipy Szerszenia.

      – No to słuchaj! – Waldek z impetem uderzył rękoma o uda. – Bo to o mnie i o tobie.

      – Tak? – zaciekawił się profiler. – A ja to niby pesymista jestem?

      – Zaraz się dowiesz! Coś ty taki w gorącej wodzie kąpany? – uciszył go Szerszeń. – Więc pesymista widzi ciemny tunel. Optymista widzi światełko w tunelu. Realista widzi światło pociągu. A maszynista?

      Meyer się zamyślił.

      – Semafor?

      – Trzech debili na torach widzi! – Szerszeń aż zatrząsł się ze śmiechu. Dostrzegłszy jednak zmarszczone czoło psychologa i jego marsową minę, dodał: – Czyli ciebie, Hubercie. No i mnie. Ja też jestem z tobą na tych torach. Jak zawsze. No już, uśmiechnij się. Humor to najlepsze koło ratunkowe na oceanie życia.

      – Zmęczony jestem. – Profilerowi nie drgnął nawet kącik ust. Przymknął oczy i się przeciągnął. Szerszeń usłyszał strzelanie kości.

      – To jeszcze po jednym i do wyrka – zarządził.

      – A ten trzeci? Kim jest ten trzeci debil? – zainteresował się wreszcie Meyer.

      – Czekaj, niech pomyślę. – Podinspektor udał, że się zastanawia. – Może wielki debil z czerwonym godłem za plecami. Nasz stary! Jakby wiedział, że jest na torach razem z nami…

      Tym razem Szerszeniowi naprawdę udało się rozśmieszyć psychologa. Akurat przełykał ostatni łyk whisky, kiedy porwał go gromki śmiech. Zakrztusił się i zaczął dusić. Szerszeń ze spokojem wstał z fotela i z impetem walnął go kilka razy w plecy.

      – Co ty, fabryka wafli cię nie załatwiła, a chcesz mi tu wykorkować? Wstydu nie masz… – Meyer kasłał jeszcze chwilę, a podinspektor wciąż mówił, nie przerywając ani na chwilę: – Co by zresztą Zośka powiedziała na widok trupa na nowiutkim dywanie. Cipa z ciebie jak nic, Meyer.

      Zanim się położyli, było grubo po drugiej w nocy.

      Dziś Hubert cieszył się, że skończyło się na kilku szklaneczkach, w przeciwnym razie nie dałby rady przyczołgać się na miejsce zdarzenia, a co dopiero zbierać śladów i je analizować. Wpół do ósmej obudził ich telefon z komendy. Szerszeń został wezwany na Stawową. Meyer nie miał wyjścia, wyszli z domu razem. Zaproponował swoją pomoc.

      – Tylko rzucisz okiem i pójdziesz do swoich spraw – z wdzięcznością zgodził się podinspektor.

      I tak profiler znalazł się na miejscu zbrodni. Rzucanie okiem ciągnęło się już czwartą godzinę i psycholog ledwie trzymał się na nogach ze zmęczenia.

      – Weronika Rudy – przedstawiła się prokuratorka. – Miło w końcu pana poznać.

      – Meyer. – Ściągnął gumową rękawiczkę i poczuł nazbyt silny uścisk jak na kobietę, choć dłoń pani prokurator była szczupła i całkowicie mieściła się w jego dłoni.

      – W ubiegłym roku omal nie dotarłam na pana wykłady. – Uśmiechnęła się.

      – Wobec tego bardzo żałuję – odrzekł niskim głosem o ciepłej barwie.

      – Mamy szczęście, że Hubert był akurat w okolicy. Niełatwo go zwerbować do sprawy. – Podinspektor Szerszeń natychmiast włączył się do rozmowy, pozwalając Hubertowi i prokuratorce na wzajemne oglądanie się. – Nasz kochany komendant trzyma go jak słowika w złotej klatce i nie chce nawet słyszeć o wycieczkach poza okręg Katowic. Wie, jaki jest skuteczny. Dzięki temu na Śląsku od lat wzrasta wykrywalność, a szef tylko odbiera medale.

      Skonfundowany tymi komplementami Meyer odwrócił głowę do okna. Źle się czuł w roli gwiazdy.

      – Możesz teraz zadać mu wszystkie swoje pytania, Werko. Liczę, że Hubert zbada naszą sprawę i dzięki jego profilowi szybko złapiemy klienta – dokończył przemówienie Szerszeń.

      Meyer nerwowo drapał się po policzku. W domu Szerszenia zmienił zapoconą koszulę na czarne polo. Nie zdążył się już jednak ogolić. Na twarzy czuł szczecinę, swędziały go policzki. Nie wyglądał jednak niechlujnie. Należał do tego typu mężczyzn, którym niewielki zarost jedynie przydaje uroku.

      – Chyba mnie przeceniasz, Waldek. Jak wiesz, cudotwórcą nie jestem. Zrobię co w mojej mocy. – Promienny uśmiech rozjaśnił mu twarz. Prokurator Rudy poczuła sympatię do tego mężczyzny. Kiedy jednak podniósł dłoń do swędzącej brody, zauważyła, że na serdecznym palcu nosi obrączkę z wygrawerowanymi tajemniczymi znakami.

      – No i co pan tutaj znalazł, czego nie widzą zwykli policjanci? – zapytała nagle tonem oskarżyciela.

      – Zobaczymy, muszę zebrać dane. – Szare tęczówki profilera pociemniały. Zarejestrował, że w mgnieniu oka jej nastawienie się zmieniło. Usztywniła się i przybrała wojowniczą pozę. Nie rozumiał jednak przyczyny. – Muszę to wszystko poukładać i przeanalizować. Jak mówiłem, nie jestem wróżką.

      – Śladów jest dużo. Chyba mamy odciski i krew sprawców. Przy szybkim zatrzymaniu będzie materiał porównawczy i sprawca znajdzie się w areszcie w ciągu czterdziestu ośmiu godzin. Podinspektor Szerszeń to najlepszy policjant w tutejszym wydziale zabójstw. Jestem gotowa wydać postanowienie o postawieniu zarzutów – wyrecytowała Weronika, jakby składała raport zwierzchnikom.

      Wtedy już obaj – Szerszeń i Meyer – spojrzeli na nią zdziwieni.

      – Werka, dziecko, chyba trochę przedwcześnie – jęknął Szerszeń z politowaniem.

      – Pani prokurator, ja nie wchodzę w paradę detektywom. Taką mam zasadę – zaczął cicho, lecz stanowczo Meyer. – Zbieram ślady behawioralne, czyli ślady zachowania. Analizuję hipotezy. Badam sposób ułożenia zwłok, sposób zadania ciosów, analizuję liczbę ran. Ale nie po to, by ustalić przyczynę zgonu. Nie jestem medykiem sądowym. Szukam motywów. I nie w rozumieniu prawnym, lecz psychologicznym. To jest o wiele bardziej skomplikowane niż dostosowanie paragrafu

Скачать книгу